Pijany zawodnik na meczu w Moszczance

fot. Krzysztof Strauchmann
- Jak długo żyję, czegoś takiego jeszcze nie widziałem - mówi Joachim Grelich (z lewej). - Mówiliśmy sędziemu, że numer 11 jest pijany, ale nie reagował - dodaje Adrian Wolny.
- Jak długo żyję, czegoś takiego jeszcze nie widziałem - mówi Joachim Grelich (z lewej). - Mówiliśmy sędziemu, że numer 11 jest pijany, ale nie reagował - dodaje Adrian Wolny. fot. Krzysztof Strauchmann
W drużynie gospodarzy grał zawodnik, który przed meczem pił piwo i zaczepiał piłkarzy z Olbrachcic. Po faulu na bramkarzu gości uciekł z boiska.

Nad niedzielnym meczem klasy B w Moszczance miejscowego KS Sudety z LZS Olbrachcice od początku wisiało jakieś fatum. Zaczęło się od tego, że nie dojechał sędzia z Prudnika.

- W sobotę trzech naszych sędziów miało wypadek samochodowy - tłumaczy Renat Refcio, prezes prudnickiego podokręgu OZPN.
- Nie byliśmy w stanie obsadzić połowy meczów.

Zgodnie z regulaminem, jak nie ma sędziego z uprawnieniami, to drużyny wskazują swoich kandydatów. O wyborze arbitra decyduje losowanie.

- Chcieliśmy zgłosić do losowania naszego kibica - opowiada Joachim Grelich, prezes LZS Olbrachcice.

- Ale ich prezes powiedział, że mają emerytowanego sędziego, który ma pierwszeństwo. I losowania nie było.
Arbitrem został Stefan Borski z Moszczanki, były piłkarz, trener i sędzia, ale bez aktualnych uprawnień.

- Goście zgodzili się na sędziego od nas - twierdzi Józef Bolibrzuch, prezes KS Sudety w Moszczance.

- Znał go też obserwator wysłany na mecz z podokręgu. Olbrachcice nawet nie przedstawiły swojego kandydata!
- Całe życie uczciwie gwizdałem i teraz też tak było! - zarzeka się Borski.

Mecz rozpoczął się z półgodzinnym poślizgiem. Do pierwszej poważnej scysji doszło w 10. minucie pod bramką Olbrachcic.
- Rzuciłem się na piłkę - opowiada Adrian Wolny, bramkarz LZS Olbrachcice.
- Kiedy już na niej leżałem, ich zawodnik z numerem 11 skoczył na mnie z nogami wyciągniętymi do przodu. Całe udo mam potłuczone. Gdyby mnie trafił w głowę, to już bym nie żył...

Prezes i bramkarz mówią, że jeszcze przed meczem zwrócili uwagę na tego mężczyznę. Zachowywał się agresywnie, pił piwo, zataczał się, zaczepiał zawodników gości, a potem nagle wbiegł na boisko... w stroju drużyny gospodarzy.

- Sygnalizowaliśmy sędziemu, że zawodnik jest pijany. Ale nie zareagował
- podkreśla Adrian Wolny.
- Po faulu pod naszą bramką podbiegłem do leżącego bramkarza, chwyciłem za komórkę i wołam, że wzywam policję do pijanego - opowiada prezes Grelich.

- Wtedy tamten uciekł z boiska, po czym wszedł za niego ktoś inny. Sędzia zgodził się na wszystko i nawet go nie ukarał!
- Nasz zawodnik nie był pijany - przekonuje prezes Bolibrzuch, choć przyznaje, że nie ma balonika, żeby kogoś kontrolować.

- Poślizgnął się, biegnąc do piłki. Zresztą ominął bramkarza. Wymieniliśmy go normalnym trybem, bo tamci krzyczeli, że pijany. Dopiero później wypił i trochę marudził...

- Pijanego bym nie dopuścił do gry! - zaklina się sędzia Borski.
- Przecież odpowiadam za wszystko przed prokuratorem, jakby się coś stało.
Zawodnik z numerem 11 to Rafał Łukaszewski z Łąki Prudnickiej.

Wczoraj nie udało nam się z nim porozmawiać, bo wyjechał do pracy. W domu nie podano nam jego komórki. Dowiedzieliśmy się za to, że "zakaz gry" wprowadziła mu też żona i matka, bo jest potrzebny w domu. W niedzielę dość przypadkowo udało mu się pójść na mecz z Olbrachcicami.

Niedzielny mecz zakończył się wynikiem 2-1 dla Moszczanki. Zdecydował samobójczy gol obrońcy z Olbrachcic, strzelony pod koniec drugiej połowy. Sędzia wręczył 3 żółte kartki, tylko zawodnikom gości.
- Mogłem ich bardziej wykartkować, nawet czerwoną, za popychanie i odzywki na boisku - mówi Borski.

Do zawodników dostroili się też kibice, przekrzykując się i wyzywając od hanysów i chadziajów.
- Ich bramkarz krzyczał do naszych: "Ch..., wsioki, krowy doić!" - opowiada prezes z Olbrachcic.

- Jak wołali do nas "chadziaje", że my niby ze wschodu, to ktoś nie wytrzymał - komentuje prezes Bolibrzuch.
- Lepsi byli, ale zabrakło im szczęścia, przez ten samobój. A teraz nie potrafią się pogodzić z porażką.

Prezes Olbrachcic Joachim Grelich nie podpisał końcowego sprawozdania z meczu. Tłumaczy, że bał się przejść obok agresywnych kibiców z Moszczanki. Działacze gospodarzy uważają, że to bzdura.

- Trzech zawodników mam poważnie kontuzjowanych - dodaje Grelich. - Ludzie nie chcą mi grać, bo boją się o swoje zdrowie.
W czwartek protestem z Olbrachcic zajmie się podokręg OZPN w Prudniku, ale sprawa trafi też do Opola. LKS nie ma bowiem zaufania do prudnickich działaczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska