- Ze wstępnych ustaleń wynika, że wycinane drzewo miało położyć się w stronę lasu, a spadło w stronę linii energetycznej, opierając się na przewodzie - wyjaśnia Tomasz Krzemienowski, zastępca Okręgowego Inspektora Pracy w Opolu. - Linia nie została w tym momencie zerwana, ale pilarz prawdopodobnie chciał naprawić błąd, aby uniknąć konsekwencji. Zaczął podcinać drzewo na większej wysokości, aby ocalić linię i wtedy doszło do nieszczęścia.
Dramat rozegrał się w poniedziałek w Antoniowie koło Ozimka. 27-latek, który prowadził jednoosobową działalność gospodarczą, wycinał drzewa w pobliżu linii wysokiego napięcia. Porażenie prądem okazało się śmiertelne. Zdarzenie widział 15-letni brat ofiary, który - jak wiele wskazuje - pomagał mu przy pracach, aby sobie dorobić.
- Inspektor bada ten wątek - wyjaśnia Tomasz Krzemienowski. - Prace zostały zlecone przez nadleśnictwo zakładowi usług leśnych, a ten zlecił je jednoosobowej firmie. W związku z tym zdarzeniem planujemy również kontrolę w nadleśnictwie. Zależy nam na ustaleniu dokładnych przyczyn i okoliczności, aby uniknąć tak tragicznych zdarzeń w przyszłości. Na ostateczny protokół w tej sprawie trzeba jednak jeszcze poczekać.
Inspektorzy nie mają wątpliwości, że doszło do błędów, ale na tym etapie nie przesądzają o niczyjej winie. Sprawdzą m.in., czy drzewa wyznaczone do ścinki nie znajdowały się zbyt blisko linii wysokiego napięcia.
Pilarz, widząc co się stało, mógł spanikować. Nieoficjalnie słyszymy, że koszt naprawy zerwanej linii energetycznej może wynieść kilkanaście tysięcy złotych. Być może dlatego mężczyzna desperacko próbował ratować sytuację.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że osierocił dwójkę dzieci. Wkrótce ma przyjść na świat trzecie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?