Gospodarze - srebrni medaliści tegorocznego mundialu – zagrali nieco osłabieni, ale i tak udzielili budowanej niemal od podstaw biało-czerwonej kadrze surowej lekcji. Na nią się jednak początkowo nie zanosiło. Po dwóch akcjach Przybylskiego i Moryty prowadziliśmy 2-0. Kolejny gol naszego skrzydłowego dał prowadzenie 5-4, choć graliśmy w osłabieniu. Polacy grali twardo w obronie co miało przełożenie na trzy 2-minutowe kary.
O ile w 17. min gospodarze prowadzili tylko 9-8, o tyle w 20 min, po rzucie Tangena już 13-8. Polacy zupełnie stanęli, na nic zdawały się czasy. Traciliśmy piłkę, oddawaliśmy złe rzuty i dopiero po 10 minutach udało się zdobyć kolejną bramkę. Chrapkowski doprowadził do stanu 9-17. W tym czasie nie potrafiliśmy zatrzymać rywali, a bezradny był gwardzista Adam Malcher.
Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie, a poziom rywala trzymał jedynie Moryto, który był jednak osamotniony. Nic dziwnego, że przewaga gospodarzy jeszcze przed rozpoczęciem się ostatniego kwadransa wynosiła aż 16 trafień (30-14). Ostatecznie biało-czerwoni przegrali 22-41 i szybko muszą wyciągnąć wnioski.
Trzeba bowiem znacznie lepiej zaprezentować się w dwóch ostatnich meczach tego półrocza - 14 czerwca w Niszu z Serbią i 18 czerwca w Gdańsku z Rumunią. Te mecze o stawkę zadecydują, na którym miejscu w tabeli nasz zespół zakończy kwalifikacje do Mistrzostw Europy.
Norwegia – Polska 41-22 (20-9)
Polska: Malcher, Kornecki 1, Morawski – Krajewski 1, Sićko, Walczak, Łangowski 1, Genda 2, Czuwara 1, Szpera, Potoczny, Moryto 9, Daszek, Kondratiuk 3, Bąk, Przybylski 3, Rogulski, Chrapkowski 1.