Pilot Dionizy Bielański zginął na polski rozkaz

fot. Archiwum
Dionizy Bielański był w Opolu znanym pilotem. W PRL czuł się coraz bardziej osaczony.
Dionizy Bielański był w Opolu znanym pilotem. W PRL czuł się coraz bardziej osaczony. fot. Archiwum
To generał Jaruzelski kazał zestrzelić cywilny samolot, którym uciekał do wolności opolski pilot Dionizy Bielański. Tak wynika z najnowszych ustaleń dr. Łukasza Kamińskiego z IPN.

- Znalazłem pewien ważny i bardzo wiarygodny dokument, który obciąża Jaruzelskiego - powiedział nam wczoraj doktor.

- Cieszę się, że się to potwierdza, choć dla mnie to żadna nowość - komentuje dla nto córka Dionizego Bielańskiego (chce zachować anonimowość). - Nie jest to nowość, bo ja od lat znam referat Tomasa Barsika z czeskiego IPN i tam padało nazwisko Jaruzelskiego. Cieszę się natomiast z tego, że o ojcu się pisze, bo to rodzaj jego rehabilitacji.

Wypatrzył go "ormowiec"

W kwietniu 2009 roku polskie media podały wiadomość, że słowacki odpowiednik IPN wszczął śledztwo w sprawie zestrzelenia w 1975 roku przez siły powietrzne Czechosłowacji polskiego samolotu cywilnego AN-2. Tym samolotem leciał popularny w Opolu pilot Dionizy Bielański. Popularny, bo z powodzeniem szkolący młodzież w Aeroklubie Opolskim, a także biorący z sukcesami udział w ogólnopolskich rajdach pilotów i dziennikarzy, co zapewniało mu gazetową sławę.

W lipcu 1975 roku Dionizy Bielański, pracujący na rzecz przedsiębiorstwa usług agrolotniczych z Wrocławia, dokonywał oprysków Puszczy Niepołomickiej niedaleko Krakowa. 16 lipca wsiadł w dwupłatowego AN-2, meldując współpracownikom, że leci do Wrocławia w sprawach służbowych, wystartował dla zmylenia tropu na zachód, po czym skręcił i przeleciał granicę z Czechosłowacją.

Leciał tak zwanym kosiakiem, czyli lotem koszącym, który miał uniemożliwić wychwycenie go przez radary. Czego jednak nie może maszyna, potrafi człowiek
- samolocik Bielańskiego wypatrzył funkcjonariusz paramilitarnej organizacji wspierającej socjalistyczną armię, taki wojskowy "ormowiec". Zameldował gdzie trzeba i za chwilę opolski pilot miał na ogonie aż cztery myśliwce: dwa L-29 i dwa migi-21. Zestrzelono go 8 kilometrów przed austriacką granicą, do której zmierzał.

Zestrzelenie było nielegalne: armia nie miała prawa zestrzelić polskiego samolotu cywilnego. Był z tego samego obozu. To dlatego pilot Vlastimil Navratil - jak zeznał niedawno przed słowackim IPN - aż trzy razy upewniał się przez radio, czy rozkaz jest ważny.

Milicjant by się nie ośmielił

Po wszczęciu śledztwa wiosną tego roku pojawiły się sugestie, mające swe źródło w polskim IPN i jego słowackim odpowiedniku, że armia czechosłowacka zestrzeliła polski samolot na wyraźne życzenie generała Jaruzelskiego, wówczas ministra obrony narodowej. Te przypuszczenia nabrały cech pewności za sprawą dr. Łukasza Kamińskiego z warszawskiego IPN.

- Osobiście natknąłem się na dokument, w którym oficer dyżurny komendy milicji we Wrocławiu pisze, że to generał Jaruzelski wydał rozkaz - powiedział nam wczoraj dr Kamiński. - Nie ma tu żadnych wątpliwości, to oryginalny i bardzo wiarygodny dokument.

Dlaczego jednak sprawa znalazła się w papierach wrocławskiej milicji, a nie ma jej śladu w archiwach wojska? Dr Łukasz Kamiński odpowiada na to pytanie tak:
- Taki wniosek nasuwa się sam, że coś powinno być w dokumentach wojskowych. Ale jest przecież mało prawdopodobne, żeby ktoś taki rozkaz formułował na piśmie. Żeby został tego jakiś ślad. A ten wrocławski trop wyszedł przypadkiem, to był wyciek z boku... Po prostu wrocławska SB musiała rozpracować Bielańskiego, ponieważ samolot, którym uciekał, był z Wrocławia. I tam poszła cała dokumentacja sprawy. Razem ze wszystkimi śladami, łącznie z tym najważniejszym, który wypłynął dziś. To pokazuje, jak można drogą okrężną dojść do prawdy.

Pytamy doktora, czy nie mogło być tak, że milicjant wpisał nazwisko generała Jaruzelskiego, bo uległ takiemu wrażeniu? Doktor odpowiada z całą pewnością, że nie.

- Nie ośmieliłby się używać bezpodstawnie nazwiska jednej z ważniejszych w państwie osób.
Czy to odkrycie posłuży jako podstawa do sporządzenia aktu oskarżenia przeciwko generałowi?
Dr Kamiński: - Śledztwo trwa. Na pewno będzie to informacja niezwykle istotna i obciążająca.

Osaczony, zaszczuty, śledzony

Dlaczego Bielański uciekał z Polski? Bo miał jej dość. Przynajmniej takiej, jaka wówczas była - Ludowa.

Jego sprawie poświęciliśmy wiosną dwa obszerne reportaże, w których powstaniu pomogła nam córka pilota. Dotarliśmy też do wdowy po nim, noszącej dziś już inne nazwisko. A także do jego przełożonego z Aeroklubu Opolskiego. W teczce IPN pod kryptonimem "Ikar" dokopaliśmy się wspólnie do faktów, które po ponad 30 latach wpędziły rodzinę pilota w przerażenie.

Okazało się, że przez 4 lata - od 1971 roku aż do tragicznej śmierci pilota w 1975
- Służba Bezpieczeństwa słyszała każdą rozmowę telefoniczną Bielańskich, przeczytała każdy list, jaki do nich doszedł lub jaki wysłali, wiedziała o każdym kupionym przez lotnika dolarze (wtedy walutę obcą kupowało się na czarnym rynku po kosmicznym przeliczniku). Życie rodziny było pod lupą służb, które na dodatek szukały materiałów mogących skompromitować opolskiego pilota.

Kręciło się wokół niego aż ośmiu informatorów, z czego trzech to byli tajni współpracownicy, a pięciu to "kontakty operacyjne". Ich raporty w teczce "Ikar" to swoista ilustracja atmosfery panującej w policyjnym państwie, wścibstwa władzy, jej lęków, a także zniewolenia, jakiemu ulegało wtedy wielu. Donosili nawet o fuchach pilota, który montował sąsiadom anteny, zarabiając na tym drobne kwoty.

Mimo wybitnych kwalifikacji pilot stracił pracę i przez długi czas nie mógł jej dostać. Domyślał się, że to za przyczyną zakazu służb. Potwierdziło się to dziś - po otwarciu jego teczki.

- Ja myślę, że on uciekał do tej Austrii, bo zaciskała się wokół niego pętla - mówi nam dr Kamiński. - Z dokumentów wynika, że służby chciały mu za wszelką cenę zaszkodzić, szukały pretekstu, przepytywały ludzi. Ktoś musiał Bielańskiemu coś powiedzieć, musiał coś przeczuwać. A on bał się, że straci licencję pilota.

Zabrać licencję pilota człowiekowi takiemu jak Bielański to jak podciąć orłu skrzydła i zamknąć w komórce.

Generał niczego nie pamięta

Teczka o kryptonimie "Ikar" została założona 30 marca 1971 roku. Był to "wniosek o opracowanie kandydata na tajnego współpracownika". Czyli najpierw SB chciała zwerbować Bielańskiego. W uzasadnieniu napisano, że Bielański jako pracownik Aeroklubu Opolskiego mógłby informować o nastrojach panujących wśród pilotów.
W rubryce zalecono wykorzystanie materiałów kompromitujących.

Jednak bardzo szybko z kandydata na współpracownika stał się Bielański wrogiem opolskich służb. A to za sprawą bezpieki z Żywca, gdzie Bielański był wcześniej instruktorem w szkole szybowcowej, która przesłała do Opola charakterystykę pilota. Jej sedno: Bielański to element antysocjalistyczny i niereformowalny. Nie chce uczestniczyć w czynach partyjnych, naśmiewa się z członków PZPR.

Zadziorność pilota rychło wychodzi z niego i w Opolu. Oto fragment meldunku, który dziś może wydać się komicznym elementem scenariusza filmu "Miś", jednak 30 lat temu mógł zrujnować życie:
"Na jednym z takich szkoleń prowadzonych przez aktywistę partyjnego, Bielański oficjalnie wystąpił z prowokacyjnymi pytaniami i podważał wywody prelegenta. Podkreślić należy, że na owym szkoleniu omawiane były zagadnienia związane z walką o utrwalenie władzy ludowej w PRL i sytuacją polityczną w Chinach. Jednomyślną decyzją obecnych na szkoleniu członków Aeroklubu wyproszono Bielańskiego ze szkolenia, a następnie zmuszono do przeproszenia prelegenta".

Oto, dlaczego władza nie lubiła opolskiego pilota.
A co do zestrzelenia, to generał Jaruzelski w przeprowadzonej jeszcze przed ujawnieniem notatki rozmowie z reporterem TVN 24 stwierdził, że nie pamięta tej sytuacji.

- Przecież takiego czegoś nie zapomina się do końca życia - komentuje dr Łukasz Kamiński. - I tak dobrze, że nie zaprzecza, a mówi tylko, że nie pamięta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska