"Pineza" szczególnie niebezpieczny

Ewa Kosowska-Korniak
Domniemany szef opolskiej mafii ma 35 lat, dwójkę dzieci, żonę przebywającą w areszcie i wreszcie pierwszy wyrok skazujący.

Taki wielki gangster i tylko pięć lat dostał. To skandal - dziwili się postronni obserwatorzy, którzy widzieli jak na czas procesu Henryka P. pseudonim "Pineza" gmach Sądu Rejonowego w Opolu zamienia się w twierdzę, a sam oskarżony podąża drobnymi kroczkami do sali rozpraw, gdyż ma skute łańcuchami ręce i nogi.
Prokurator domagała się kary 10 lat więzienia, na razie złożyła wniosek o uzasadnienie wyroku na piśmie, ale nie wie jeszcze, czy złoży apelację. Na pewno apelować będzie obrońca oskarżonego. - Nie ma innej możliwości, skoro oskarżony nie przyznaje się do winy - stwierdził mecenas. Sam oskarżony przyjął wyrok z kamienną twarzą, do końca utrzymując, że jest niewinny.
Najważniejsi świadkowie oskarżenia, poszkodowani przez "Pinezę" R.D. i R.P. (na jednej z rozpraw, na wniosek pokrzywdzonych, sąd utajnił ich dane personalne, również imiona) odwołali przed sądem swoje wcześniejsze zeznania, twierdząc, że nie wiedzą, kto ich pobił. Nie rozpoznali Henryka P. podczas konfrontacji. Po prostu byli zastraszeni.
Sąd uznał jednak, że złożone przez nich wcześniej zeznania mają taką samą wartość, co zeznania złożone podczas procesu, a jeśli dodać do wcześniejszych zeznań wyjaśnienia innych osób występujących w procesie, wszystko układa się w logiczną całość i potwierdza winę oskarżonego.

Wyznaczając wysokość kary, sąd wziął pod uwagę... dotychczasową niekaralność oskarżonego. Zdaniem policjantów Henryk P. przejął schedę po nieżyjącym od trzech lat Konradzie J. (głośna sprawa pobić w lokalu "Corrado"), uważanym za szefa opolskiego gangu. Zdaniem prokuratorów z wydziału ds. przestępczości zorganizowanej Prokuratury Okręgowej w Opolu, prowadzących wspólnie z Centralnym Biurem Śledczym Komendy Głównej Policji - wydziałem XVIII w Opolu śledztwo przeciwko "Pinezie", kieruje on grupą przestępczą zajmującą się wymuszeniami rozbójniczymi i włamaniami. Mimo to Henryk P. miał do zeszłego piątku (6 lipca) czystą kartotekę.
Choć akt oskarżenia w sprawie rozbojów, za które został skazany Henryk P., leżał kilka miesięcy w sądzie w oczekiwaniu na wyznaczenie terminu pierwszej rozprawy, Henryk P. mógłby odpowiadać przed sądem z wolnej stopy. Wszystko zmieniło się w czerwcu ubiegłego roku, gdy został zatrzymany przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego wspomaganych przez grupę antyterrorystyczną w drugiej sprawie - kierowania zorganizowaną grupą przestępczą - i aresztowany przez sąd na trzy miesiące. Trafił od razu do więzienia o podwyższonym rygorze - Zakładu Karnego nr 2 w Strzelcach Opolskich.

Już pierwszy dzień procesu "Pinezy" (listopad ubiegłego roku) pokazał jasno, że sądzi się jednego z najgroźniejszych bandytów na Opolszczyźnie. W ochronę sądu rejonowego zostały zaangażowane ogromne siły policyjne. Już na godzinę przed procesem wszystkie wejścia do gmachu sądu obstawili pracownicy firmy ochroniarskiej, a wokół budynku krążyli nieumundurowani funkcjonariusze policji. Do środka były wpuszczane tylko osoby wezwane na rozprawy. Z dostaniem się do sądu miała problem nawet żona oskarżonego Małgorzata P. i nie weszła na salę rozpraw.
- Przedrzeć się do Wysokiego Sądu to duży problem - stwierdziła nawet prokurator.
Niezadowoleni, że nie wpuszczono ich do środka, byli także wytatuowani, umięśnieni znajomi "Pinezy". Obruszali się, że przecież rozprawa jest jawna. A gdy skutego kajdanami gangstera wyprowadzano z sądu, urządzili mu owację. "Harnaś, trzymaj się", "kochamy cię", "nie daj się gnojom" - krzyczeli.
Przestępca był eskortowany przez kilku antyterrorystów w kominiarkach i kaskach, wyposażonych w karabinki maszynowe i prowadzony do sali rozpraw bocznym korytarzem, na którym nikt nie miał prawa przebywać.
W dniu każdej rozprawy Henryka P. wszystkie wchodzące do sądu osoby były sprawdzane wykrywaczem metali, a budynek sądu był szczelnie chroniony.

Henryk P. odpowiadał za dwa rozboje. Pierwszego z nich dopuścił się - zdaniem prokuratury - 21 grudnia 1998 roku w lokalu "After Dark". Usiłował wspólnie z Ukraińcem Rusłanem K. (skazanym za ten czyn na dwa lata więzienia) zmusić R.D. do zapłacenia mu dwóch tysięcy dolarów. Straszył, że przestrzeli mu kolana i go pobije. Powiedział, że wie o jego synku i żonie, pokazał mu nawet karteczkę z jego adresem. W czasie rozmowy zasugerował, że jeśli R.D. nie da pieniędzy, jego żona mogłaby odpracować tę kwotę. "Pineza" dał mu kilka godzin na dostarczenie pieniędzy. Zastraszony mężczyzna poszedł jednak na policję.
Henryk P. został wówczas aresztowany, przesiedział miesiąc i... wyszedł na wolność, gdyż poszkodowany odwołał obciążające go zeznania. Podczas konfrontacji R.D. stwierdził, że nie zna w ogóle osoby, która chciała od niego wyłudzić pieniądze, ale z całą pewnością nie był to ten mężczyzna.
R. D. nie stawiał się na kolejnych rozprawach. Gdy w końcu stanął przed sądem, powiedział, patrząc na "Pinezę", że go nie zna, ale na pewno nie jest to mężczyzna z lokalu "After Dark". Poznał tylko drugiego z oskarżonych, Rusłana K. Po wyjściu z sądu R.D. został... zatrzymany przez policję, gdyż jak się okazało, był poszukiwany listem gończym w sprawie karnej, którą prowadzi przeciwko niemu Sąd Rejonowy w Opolu.
Żadnej z ofiar gangstera nie można zaliczyć do grona uczciwych obywateli. Ale właśnie dlatego, że byli oni w środowisku, gdzie nie respektuje się zasad prawa, nie byli zainteresowani zeznawaniem przeciw "Pinezie" - stwierdził przewodniczący składu orzekającego podczas uzasadniania wyroku.
Tak się bowiem złożyło, że również ofiara drugiego rozboju "Pinezy" - R.P. - jest znanym w Opolu handlarzem narkotyków. On również nie stawiał się na rozprawach, podczas których miał być przesłuchany w charakterze świadka. W końcu sąd zadecydował o jego doprowadzeniu na salę rozpraw przez policję.
Drugi rozbój miał miejsce w styczniu 1999 roku. Henryk P. razem z trzema nieustalonymi mężczyznami pobił R.P. pod opolskim SCK. Pokrzywdzony został zaproszony do bmw, tam "Pineza" zażądał od niego 10 tys. zł. Na polecenie oskarżonego ofiara była bita przez trzech siedzących w aucie mężczyzn, ale gdy ci stwierdzili, że mają za mało miejsca, wywieziono go do lasu w okolicach Kotorza Małego. Tam został skopany, grożono mu także połamaniem rąk i nóg kijami bejsbolowymi. Omdlałego mężczyznę wrzucili do samochodu i zostawili na parkingu przed Uniwersytetem Opolskim. Grozili, że jeśli powie coś policji, zginie. Z pękniętą nerką trafił do szpitala.
Pamiętam, że miał strasznie spuchniętą twarz i bolała go nerka - mówiła w sądzie była dziewczyna R.P.
Sam pokrzywdzony, gdy w końcu zjawił się na sali rozpraw, próbował zaszantażować sąd, uzależniając złożenie wyjaśnień od wyproszenia z sali rozpraw dziennikarzy. Sąd nie wyraził na to zgody. R.P., gdy w końcu zaczął mówić, nie tylko zaprzeczył, by był bity przez człowieka, uznawanego za szefa opolskiego gangu, ale nawet stwierdził, że do wcześniejszych zeznań obciążających "Pinezę" skłonili go przesłuchujący policjanci. W zamian obiecali nie zastosować przeciwko niemu aresztu za handel narkotykami.
Prokuratura postanowiła przeprowadzić odrębne postępowanie przeciwko R.P. o składanie fałszywych zeznań. - Widocznie mniej się boi postępowania karnego niż podejrzanego - stwierdziła prokurator.

Henryk P. dogadał się z ofiarami swoich rozbojów, dlatego wycofały obciążające go zeznania - stwierdzili w końcu w marcu tego roku dwaj świadkowie. Był to przełom w trwającym od kilku miesięcy procesie.
Barłomiej W., członek grupy kierowanej przez Henryka P., powiedział, że Małgorzata P., żona "Pinezy", powiedziała mu, że R.P. godzi się odwołać zeznania, jeśli dostanie od jej męża określoną kwotę pieniędzy. - Ja pośredniczyłem w ustaleniach z drugim poszkodowanym, R.D., gdyż chodziliśmy razem do szkoły - stwierdził Bartłomiej W. - R.D. powiedział, że nie chowa urazy do Henryka P. i odwoła wcześniejsze zeznania - oraz nie rozpozna P. podczas konfrontacji, jeśli w zamian zostanie mu zagwarantowane bezpieczeństwo.
Gdy R.D. odwołał zeznania, "Pineza" wyszedł z aresztu, a wówczas państwo P. zaprosili go na pojednawczy obiad.
- Widziałem, jak R.P. wsiada do zielonego bmw, prowadzonego przez Henryka P. Potem dowiedziałem się, że R.P. jest w stanie agonalnym i przeszedł ciężką operację nerki - opowiadał w sądzie inny świadek Andrzej G.

W czasie trwania procesu "Pinezy" do aresztu trafiła jego żona Małgorzata. Stało się tak po rewizji mieszkania państwa P. pod koniec listopada ubiegłego roku. W przeszukanym mieszkaniu znaleziono m.in. nielegalną korespondencję Małgorzaty P. z mężem, w której informował ją, jak ma się zachowywać. Prokuratura zarzuciła jej, że po zamknięciu męża kierowała zorganizowaną grupą przestępczą oraz czerpała korzyści z nierządu, w tym osób małoletnich.
Mimo iż obrońca Małgorzaty P. podkreślał, że jest ona jedynym opiekunem dwójki małych dzieci, a "tak długo, jak długo nie udowodni się winy, podejrzana jest niewinna, bez względu na to, jakie ma nazwisko" - sąd utrzymał w mocy areszt wobec żony domniemanego herszta bandy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska