Bo obrazowo mówiąc, to tak, jakby ktoś, kto latami się nie ruszał, nagle postanowił przebiec maraton. W efekcie albo go nie ukończy, albo dostanie zawału. Reasumując, ekonomiści sugerują, żeby biec bliżej albo dalej, ale etapami, z przerwami na odpoczynek. Inaczej czeka nas kryzys bądź wzrost podatków, co z punktu widzenia pracownika i konsumenta ma ten sam skutek - straci na tym, i to dużo, a tym samym znikną korzyści ze zrealizowanych obietnic PiS.
Rząd i politycy PiS zdają sobie sprawę z realności takiego scenariusza, ale z drugiej strony alternatywa „bliżej lub etapami” jest dla nich nie do przyjęcia. PiS zbyt dużo położył na szali. Z powodu presji opozycji pełna realizacja programu wyborczego stała się testem na polityczną wiarygodność partii. Tylko jego zaliczenie pozwoli jej wygrać kolejne wybory, a to dla Jarosława Kaczyńskiego życiowy cel numer 1. Dlatego PiS zaryzykuje, licząc, że wszystko jakoś się zepnie, że gospodarka przy korzystnym splocie okoliczności jakoś wydoli.
PiS ma jeszcze jeden argument za - społeczną akceptację. Ludzie chcą rozdawnictwa, choć każdy średnio rozgarnięty Polak wie, że zastrzeżenia ekonomistów są uzasadnione. Tyle że ludzie chcą odreagować po latach „podręcznikowego” rozwoju, kiedy statystycznie dobrobyt rósł, ale w życiu większość tego nie odczuwała.
Jeśli sprawy pójdą źle, czeka nas gigantyczny kac. I nie dlatego, że PiS przegra wybory, ale że wtedy w chwale wróci na długo neoliberalny model ekonomiczny. Z groszowymi płacami, śmieciowymi umowami i społeczną niewrażliwością państwa. Jako ten, który się u nas sprawdza, gwarantuje stabilność. I najgorzej, że ludzie w to uwierzą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?