Pisząc "Księgi Jakubowe", na sześć lat cała przeniosłam się w XVIII wiek...

Archiwum prywatne
Autorka "Ksiąg...” podczas wizyty w Opolu, w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej.
Autorka "Ksiąg...” podczas wizyty w Opolu, w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej. Archiwum prywatne
Na 900 stronach "Ksiąg Jakubowych" Olga Tokarczuk snuje opowieść o Jakubie Franku, który kilka razy zmieniał wyznanie, był więźniem Jasnej Góry, zmieniał partnerki i partnerów. I nie tylko.

Gdyby wyraźnie nie napisała pani, że historia, opisana w "Księgach Jakubowych" zdarzyła się naprawdę, czytelnik podejrzewałby, że ma do czynienia z fikcją literacką. Jak udało się pani trafić na trop charyzmatycznego Żyda, jakim był Jakub Frank?
W 1996 r. w jednym z antykwariatów znalazłam "Księgę słów Pańskich", zredagowaną przez Jana Doktóra. Były to "Gadki Jakuba Franka", czyli zapis jego nauk i opowieści. Tekst został napisany trochę nieporadną polszczyzną, ale zawierał dużo bardzo dziwnych rzeczy. Zaczęłam dociekać, kim był ów Jakub Frank, co się właściwie stało w tej historii, której punktem kulminacyjnym jest przejście kilku czy kilkunastu tysięcy Żydów z Podola na katolicyzm. Dzieci tych ludzi w wieku XIX budowali polskie mieszczaństwo i polską inteligencję.

"Księga słów Pańskich" nie stała się dla pani jedynym źródłem...
Zrobiłam wielki research w archiwach, w bibliotekach, przeczytałam mnóstwo książek historycznych na temat XVIII wieku w Polsce, na temat Żydów polskich, mesjanizmu żydowskiego w Polsce, obyczajów, podróży. Czytałam też listy z tamtej epoki, żeby zrozumieć mentalność tamtych ludzi. Razem z mężem odwiedziłam miejsca, które potem znalazły się w "Księgach Jakubowych"; pojechaliśmy przede wszystkim na Podole, do Rumunii i Bułgarii, a także Grecji i Turcji oraz oczywiście do Niemiec i na Morawy - tam, gdzie ta historia się kończy.

Nie przeraził panią ogrom zdarzeń, bogactwo materiału?
Jeszcze jak! Zdałam sobie sprawę, że mierzę się na rzecz wyjątkową i że planowana przeze mnie opowieść będzie się rozgrywać przez pół wieku. A także, że po to, by przekazać ją uczciwie, powinnam przyjąć kilka punktów widzenia. Musiałam zbudować kilka czy nawet kilkanaście postaci, które na dodatek się starzeją, zmieniają nazwiska, miejsca zamieszkania i poglądy na życie.

- Sienkiewicz, pod którego dyktando niektórzy Polacy po dziś dzień postrzegają rodzimą historię, nie zakłócał wyłaniającego się obrazu?
Sienkiewicz sformatował nasze pojmowanie przeszłości. Narzucił punkt widzenia z pozycji szlachty, a przecież w większości jesteśmy narodem chłopskim. Nie uwzględnił różnorodności wielonarodowej, wielokulturowej. A my jesteśmy narodem mieszanym i niejednorodnym. W naszej kulturze pobrzmiewa mnóstwo dalekich ech. Leksyka polska, czyli słowa, których używamy, jest w ogromnej części pochodzenia obcego. Polszczyzna, piękna i giętka, zasysa jak odkurzacz obce słowa i poddaje je bezwzględnym mechanizmom gramatyki, przez co je zmienia nie do poznania. Wizja historyczna Sienkiewicza jest wizją człowieka z innej epoki, epoki, w której mówienie o polskości służyło pokrzepieniu serc, bo kraj był pod zaborami. Sienkiewicz idealizował i upraszczał. My dzisiaj widzimy świat, który minął, w inny, bardziej złożony sposób. Zdajemy sobie sprawę, że na Kresach odbywała się zwyczajna kolonizacja, że panowało niewolnictwo (pańszczyzna), że udział tych niewolnych ludzi w społeczeństwie to było nawet ok. 90 procent. Sienkiewicz opowiada historie tych kilku procent.

Objęcie pamięcią niezliczonej ilości faktów, miejsc, powiązań, których opisanie zajęło ponad 900 stron - dodam jeszcze, że książka waży cały kilogram - jak to pani zrobiła?
Rzeczywiście potrzebowałam jakichś sprytnych metod porządkowania materiału, ale ponieważ nie mogłam zrobić sobie stałej "mapy" powieści na ścianie, bo ciągle gdzieś podróżowałam, rozpisałam wszystkie wydarzenia chronologicznie na piętnastometrowej rolce papieru. Tę rolkę woziłam ze sobą wszędzie. Miałam oczywiście jeszcze katalogi postaci, nazwisk. I kilka półek książek na temat.

W podtytule "Ksiąg Jakubowych", razem z samym tytułem zajmującym całą stronę, znalazło się tajemnicze słowo "koniektura"...
To pojęcie z archiwistyki, oznaczające łatanie dziurawego tekstu. Archiwiści starają się uzupełnić brak, domyślając się, co mógł zawierać. Pomyślałam, że koniektura może być metaforą tego, co zrobiłam. Mając do czynienia z oceanem faktów, próbowałam za pomocą wyobraźni i dokumentów zbudować pomosty, wypełniając je treścią literacką, czyli obrazami, zdarzeniami, relacjami, dialogami, tym wszystkim, co czyni powieść. Oczywiście książkę konsultowali też specjaliści.

Bez udziału "imaginacji" też się nie obyło. To kolejne już zarzucone słowo ze strony tytułowej...
Istotnymi postaciami "Ksiąg" są ksiądz Benedykt Chmielowski, pierwszy polski encyklopedysta, a przy tym sarmata, człowiek baroku, jedną nogą już w oświeceniu, i poetka Elżbieta Drużbacka, której wiersze, dające się obronić i dzisiaj, są znane tylko polonistom. Nie ma żadnych dokumentów świadczących o tym, że kiedykolwiek się zetknęli, ale kiedy prześledziłam trasę ich podróży, to, gdzie mieszkali i z kim się kontaktowali, na dodatek że mieli tego samego wydawcę, zdałam sobie sprawę, że poruszali się w tej samej przestrzeni fizycznej i społecznej. Uznałam, że jako powieściopisarka mam swoje prawo obie postaci połączyć, sprawić, by prowadziły dialog o literaturze, o tym, w jaki sposób powinniśmy opowiadać świat i jakie ku temu posiadamy narzędzia. Intuicja to jest najważniejsze narzędzie pisarskie, to zdolność do węszenia, ale i zdolność ignorowania oczywistości, a tropienia niewidocznych na pierwszy rzut oka związków.

I co intuicja pani podpowiadała? W jaki sposób pomagała w budowaniu scen i dramaturgii?
Pisarz musi przyjąć taki punkt widzenia, żeby zaskoczyć czytelnika. Dotyczy to zarówno zdarzeń historycznych, jak i zwyczajnych okoliczności. To istota twórczego widzenia - wytrącanie rzeczy z ich oczywistych konotacji. Przywoływałam zapachy z II połowy XVIII wieku. Opowieść rozpoczęłam od opisu jarmarku w Rohatyniu na Podolu. Przeczytałam, że na obrzeżach miasteczka znajdowały się browary, więc uznałam, że nad jarmarkiem musiały unosić się zapachy słodu. Wmieszały się w nie inne, choćby mdły zapach suszonych ryb. Reszta poszła już gładko, poniekąd stając się konsekwencją tego opisu. Równocześnie zawarłam pewien układ z czytelnikiem - jeśli jesteś w stanie przełknąć ten sposób narracji i obudziłeś w sobie ciekawość, brnij dalej. A jeśli nie - daruj sobie lekturę. "Księgi Jakubowe" to moja pierwsza książka pisana z myślą o czytelniku. Urodziłam się na Dolnym Śląsku, ale część moich przodków pochodzi z okolic Rohatyna, Podhajców, Lwowa, więc powieść, dźwigając bagaż intymny, próbuje poczucie "ja" rozszerzyć na wspólnotę.

"Księgi..." są dziełem już jednej z najbardziej cenionych polskich pisarek. "Podróż Ludzi Księgi", która nie od razu wywarła dobre wrażenie na wydawcach, była pani pierwszą literacką próbą.
Zaczęłam pisać jako nastolatka, potem to rzuciłam. W 1980 r. wybuchł strajk studencki. Strajkowaliśmy bez możliwości wyjścia na zewnątrz i wróciła do mnie chęć pisania. Po ukończeniu studiów psychologicznych zaczęłam pracować jako psychoterapeutka, a i coraz śmielej zapisywać pomysły na opowiadania i powieści. Komputerów jeszcze nie było, więc "Podróż Ludzi Księgi" wystukiwałam na maszynie, korzystając z kalek. Miałam zaledwie trzy egzemplarze maszynopisu, musiałam więc ograniczyć się do wysłania ich do trzech wydawców. Pierwszy odpowiedział, że nie wydrukuje, drugi - że właśnie zajmują się prozą zachodnią i żebym odebrała maszynopis. Bardzo mi na nim zależało, więc pojechałam do Warszawy. Znalazłam się w sali, jakieś 30, 40 metrów kwadratowych, zabudowanej półkami. "Proszę sobie znaleźć" - usłyszałam. Stanęłam bezradna, zrozumiałam, że wchodzę na bardzo niebezpieczną drogę, że takich jak ja jest więcej i będę miała nieprawdopodobne szczęście, jeśli sobie poradzę. Do domu wróciłam podłamana, bez maszynopisu, ale w którymś momencie chęć pisania okazała się silniejsza. Skorzystałam z półrocznego urlopu i wtedy powstała "E.E.". W międzyczasie znalazł się wydawca "Podróży Ludzi Księgi", książka dostała Nagrodę Wydawców - i poleciałam. Po "Prawieku..." zrezygnowałam z etatu i połączyłam hobby z pracą. To chyba najlepsza możliwość.

Na pewno, skoro od tamtej pory dorobiła się pani kilkunastu tytułów, przede wszystkim powieści. Czym panią ta forma literacka przekonuje?
Powieść to naprawdę szczególne doświadczenie czytelnicze. To niesamowicie wyrafinowany sposób komunikacji i coś w rodzaju magii. Zanurzam się w tekst i wychodzę odmieniona, mogę stać się innym człowiekiem, być w innej przestrzeni, doświadczać innego myślenia, ale jednocześnie mogę bardzo wiele dowiedzieć się o świecie. To dlatego powieść wciąż ma się dobrze, choć już kilka razy odtrąbiono jej śmierć.

A jak wymyślona rzeczywistość wpływa na autora? Jak mocno zawładnęły panią "Księgi Jakubowe", odległe czasem, obyczajem, mentalnością postaci?
Kiedy w styczniu tego roku skończyłam pisać, poczułam ogromną ulgę. Ten czas pisania był wyczerpujący. Nie przeczytałam chyba żadnej współczesnej powieści. Nie dlatego, że nie miałam czasu czy nie chciałam. Nie mogłam się skupić. Nic innego mnie nie interesowało poza tym, co pisałam, i niejako całą przeniosło w XVIII wiek.

W antykwariatach czeka pewno jeszcze wiele literackich wyzwań. Już wystarczająco otrząsnęła się pani z rzeczywistości Polski przedrozbiorowej, w którą wkroczył pseudomesjasz Jakub, żeby planować kolejną powieść?
O nie. Na razie w ogóle o tym nie myślę.

Wobec tego czym pani się zajmuje? Bo Olgi Tokarczuk, która nic nie robi, jakoś sobie nie wyobrażam...
Tęsknię do czytania i nadrobienia zaległych lektur. Chcę też uporządkować archiwum, te wszystkie książki i dokumenty, z których korzystałam, pisząc "Księgi Jakubowe". Mam też kilka rozpoczętych tekstów, z których mogłoby powstać coś większego, ale na razie o tym nie myślę. Zima, te najkrótsze dni w roku nie sprzyjają ani działaniu, ani większemu rozmachowi. To czas introwertyczny, ksobny.

- Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska