Plagiat to zwykła kradzież

Redakcja
- Plagiaty widać już w szkołach. Tyle że nikt tego nie kontroluje. Utwierdzając tym samym młodych, że nie robią niczego złego - mówi dr Marek Wroński.
- Plagiaty widać już w szkołach. Tyle że nikt tego nie kontroluje. Utwierdzając tym samym młodych, że nie robią niczego złego - mówi dr Marek Wroński. Sławomir Mielnik
Nawet 40 proc. prac licencjackich i magisterskich w Polsce to plagiaty! O tym, jak je wykrywać i jak z nimi walczyć, dyskutowali akademicy z całej Polski podczas trzydniowej ogólnopolskiej konferencji "Nierzetelność naukowa w Polsce" na Politechnice Opolskiej.

Plagiatem nazywamy przepisanie całości lub części tekstu bez podania jego źródła. Według danych przedstawionych na konferencji nawet 40 proc. prac licencjackich i magisterskich może być plagiatami! O tym narastającym w środowisku akademickim zjawisku dyskutowali na politechnice naukowcy z całej Polski.

Trzydniową konferencję na temat nierzetelności naukowej w Polsce zorganizował dr Marek Wroński, dziennikarz z Forum Akademickiego, który od lat tropi plagiaty na uczelniach.

- Choć za swoje poglądy nie jestem popularny, nie mam wątpliwości, że takie postępowanie to zwykła kradzież, na którą - co gorsza - jest przyzwolenie społeczne - mówi.

Plagiaty widać już w szkołach podstawowych czy gimnazjach. Uczniowie ściągają na potęgę. Nie tylko podczas sprawdzianu, ale także podczas pisania prac zaliczeniowych. - Nikt tego nie kontroluje, nikt tego nie piętnuje, utwierdzając tym samym młodzież w przekonaniu, że nie robi nic złego - mówi dr Wroński.

Konferencja, którą zorganizował na Politechnice Opolskiej, odbywa się już po raz drugi. I cieszy się coraz większym zainteresowaniem.

- To dobry znak, bo dotychczas sprawy plagiatów były załatwiane w ciszy gabinetów dziekańskich. Teraz przypadków, które udaje się wykryć jest coraz więcej. To jednak zaledwie szczyt góry lodowej - mówi Wroński.

Zdaniem organizatora konferencji winne jest w dużej mierze zbyt małe zaangażowanie promotorów prac w samo powstawanie prac.

- Jeśli promotor zbyt rzadko spotyka się ze swoim magistrantem nie może stwierdzić, jakie czyni on postępy. Tymczasem teraz - w dobie internetu - "palgiatowanie" jest bardzo proste. Istnieją całe rynki zajmujące się dystrybucją gotowych prac magisterskich czy licencjackich. Wygląda to tak, że w jednym regionie Polski są one skupowane, a w innej sprzedawane po drobnych poprawach czy zmianie tematu - mówi dr Wroński.

Niestety nie można stworzyć jednolitego systemu radzenie sobie z tego typu patologią, bo każda uczelni jest autonomiczna i nie można jej zmusić do zastosowania jednego systemowego rozwiązania.

- Dlatego chcieliśmy się podczas tej konferencji dzielić doświadczeniami i pomysłami, jak plagiaty wyeliminować. Na szczęście są już programy, które wszelkie plagiaty są w stanie wyłapać - mówi Wroński.
Dzięki nim można, nawet kilka lat po obronie, plagiatorowi odebrać tytuł. Opolskie uczelnie od kilku lat dysponują u siebie programami antyplagiatowymi.

- Program korzysta z bazy danych, która cały czas jest uaktualniana. Wystarczy, że student, albo promotor przeskanuje nimi pracę. Wszystkie plagiaty zostaną wyłapane. To ogromny problem, z którym muszą zmierzyć się uczelnie - mówi prof. Tomasz Boczar, prorektor ds. studentów Politechniki Opolskiej.
Zdaniem prof. Piotra Wieczorka, prorektora ds. nauki UO, w walce z plagiatami pomóc może np. wycofanie obowiązku pisania prac licencjackich i zastąpienia ich np. egzaminem.

- W większości są to prace teoretyczne, a nie można przecież tworzyć nieskończonej ilości tego typu prac - mówił podczas swojego wystąpienia.

O wiele korzystniejsze byłyby prace praktyczne, niestety w większości uczelni na nie stać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska