MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Po naszej wsi zostały groby, ale nigdy nie zapomnimy o Puźnikach

Krzysztof Strauchmann
Mieszkańcy Niemysłowic składają kwiaty i zapalają znicze pod obeliskiem poświęconym ich krewnym zamordowanym w Puźnikach przez UPA.
Mieszkańcy Niemysłowic składają kwiaty i zapalają znicze pod obeliskiem poświęconym ich krewnym zamordowanym w Puźnikach przez UPA. Krzysztof Strauchmann
Mieszkańcy wsi Niemysłowice koło Prudnika ufundowali i w niedzielę 12 lipca uroczyście odsłonili pomnik ku czci swoich stu krewnych, zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów w nocy z 12 na 13 lutego 1945 roku w Puźnikach koło Buczacza na Kresach Wschodnich. W nocy z 12 na 13 lutego 1945 roku oddział „Bystrego” wymordował w Puźnikach stu Polaków. Dziś ten dowódca Ukraińskiej Powstańczej Armii, Petro Hamczuk, ma na Ukrainie swój pomnik - Wybaczenie i pojednanie - tak, ale na bazie prawdy - mówił w Niemysłowicach biskup Jan Bagiński, poświęcając obelisk ku pamięci wymordowanych mieszkańców polskiej wsi Puźniki koło Buczacza. Biskup przypomniał swoje spotkanie przed laty z młodym Ukraińcem. Kiedy chłopak dowiedział się, że biskup pochodzi z Wołynia, zapytał go: - To tam, gdzie wy, Polacy, mordowaliście naszych rodaków Ukraińców, a my musieliśmy się bronić? Wieś Puźniki już nie istnieje. Nie został nawet ślad po domach, choć w 1945 roku mieszkało tam tysiąc ludzi. Ci, którzy przetrwali rzeź w środę popielcową, kilka miesięcy później, w czerwcu 1945 roku, jako repatrianci przyjechali na ziemie zachodnie.

Osiedlili się w Niemysłowicach i wiosce Ratowice koło Oławy. Tam już stoi pomnik ku czci pomordowanych. W Niemysłowicach, dzięki staraniu grupy mieszkańców, wsparciu proboszcza i lokalnych władz, wczoraj odsłonięto tablicę z nazwiskami zabitych w kościele i pamiątkowy obelisk przed kościołem.

Wieś Puźniki już nie istnieje. Nie został nawet ślad po domach, choć w 1945 roku mieszkało tam tysiąc ludzi

- Moi rodzice wybudowali schron pod obornikiem. Kiedy wioska zaczęła płonąć, wszyscy zaczęli się tam zbiegać i zrobiło się bardzo ciasno - opowiada Antoni Biszkowiecki, który miał wtedy 14 lat. - Zostawiliśmy tam tylko żonę stryjka z małymi dziećmi, a sami z bratem i rodzicami pobiegliśmy do lasu. W leju po bombie przykryliśmy się prześcieradłami, żeby nas nie było widać na śniegu. Zresztą Ukraińcy też tak robili i nie strzelali do nas, bo nie byli pewni, kto to jest. Tak przeczekaliśmy do rana...

- Miałam wtedy 15 lat, ale już dostałam broń i stałam na warcie - opowiada Władysława Krobicka. - Tej nocy stałam na warcie do 22.00, a potem poszłam spać do swojej nauczycielki. Zbudziło mnie szczekanie psa. Ukraińcy już podchodzili pod dom, a wokół płonęły inne, bo dużo było strzech we wsi. Schowaliśmy się w schronie. Dobrze, że ogarnęły go płomienie sąsiedniego domu i banderowcy bali się do niego podejść. Rano wyszłam i zobaczyłam, jak dopala się wieś, a z ruin wychodzą uratowani ludzie.

- Byłam tam cztery lata temu z wycieczką - wspomina Anna Marciniak. - Wrażenie pustego miejsca, gdzie kiedyś była wieś, pustego cmentarza jest straszne. Ukraińcy to miejsce omijają. A mój ojciec do śmierci myślał, że tam jeszcze wróci, do swoich Puźnik...

 

Oddział „Bystrego” mordował też w Zalesiu

Maciej Dancewicz, pracownik Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, sam pochodzący z Puźnik:

- Pomnik w Niemysłowicach upamiętnia także zamordowanych tydzień wcześniej w sąsiedniej wiosce Zalesie. Tam Polacy byli wyciągani z domów i mordowani na drogach przez członków oddziału Petro Hamczuka ps. Bystry. Tego samego, który 13 lutego napadł na Puźniki. To mogła być skoordynowana akcja, bowiem kilkanaście godzin wcześniej do Puźnik weszli Sowieci i ich oficerowie uspokoili ludność, że oni wszystko zabezpieczą i zapewnią spokój. Potem Sowieci się wycofali. Większość mieszkańców uspokojona tej nocy nocowała w domach, a warty mieszkańców zeszły ze swoich placówek. Tymczasem po północy wioska została zaatakowana z trzech stron. Liczba ofiar tego ataku według różnych źródeł waha się od około 80 do 109 osób.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska