Po siedmiu miesiącach wybudził się ze śpiączki

Redakcja
Karol Leus z Zalesia, ciężko ranny w wypadku samochodowym, przez ponad 7 miesięcy przypominał roślinę. Nagle zaczął powracać do życia.

23-letni Karol był karmiony przez sondę, oddychał przez rurkę tracheotomijną, leżał, nie mówił, nie było z nim żadnego kontaktu, jedynie mrugał oczami. Jego stan określono jako wegetatywny. Wydawało się, że już nic tego nie odwróci. I stał się cud. Karol dzień po dniu, tydzień po tygodniu, zaczął wracać do życia.

- To wielki sukces ludzi, którzy się Karolem opiekowali: lekarzy, pielęgniarek i rehabilitantów - podkreśla Grzegorz Biliński, który Karola rehabilitował. - Na mnie jego powrót do życia zrobił niesamowite wrażenie, choć widziałem w swojej pracy niejedno...

Wypadek
9 grudnia 2007 roku. Wieczorem Karol jedzie samochodem z trzema kolegami. Niespodziewanie auto skręca na lewy pas jezdni, wpada do rowu. Karol wychodzi z tego z ciężkim urazem głowy, centralnego układu nerwowego, licznymi złamaniami kończyn. Kolega siedzący obok nie przeżył. Drugi, siedzący obok kierowcy, złamał kręgosłup. Jedynie kierowcy nic poważnego się nie stało.

Karol trafił na oddział neurochirurgii Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu. Przeszedł skomplikowaną operację głowy. Potem leżał na intensywnej terapii. Przez cały czas podłączony do aparatury, która utrzymuje go przy życiu. Następnie trafił na neurologię w Kędzierzynie-Koźlu, jest poddawany kolejnym zabiegom. Jego stan nie ulega poprawie. Szpital już nie może mu pomóc. W lutym 2008 roku zostaje pacjentem Centrum Opieki Paliatywnej w Starych Siołkowicach.

Karol Leus, gdy go przyjmowaliśmy, był nadal w stanie wegetatywnym, przedagonalnym - mówi Małgorzata Zaryczńska, lekarz z Centrum Opieki Paliatywnej. - Miał obrzęk mózgu, krwiaki i wodniaki. Regularnie badał go neurolog. Jakiekolwiek próby nawiązania z chorym kontaktu nie wywoływały z jego strony żadnej reakcji. Trudno było przewidzieć, co się z nim stanie. Reagował tylko na światło. Mogliśmy mu zapewnić jedynie jak najlepszą opiekę i rehabilitację.

Karol się budzi
I nagle, w lipcu 2008 roku, Karol zaczął się wybudzać ze śpiączki, poruszał ręką, potem całym ciałem. Powoli, choć w specyficzny sposób, próbował nawiązywać kontakt z otoczeniem.

- Myśmy od początku podejrzewali, że on nas słyszy, ale dopiero wtedy uzyskaliśmy pewność, że tak faktycznie jest - opowiada dr Małgorzata Zaryczańska. - We wrześniu Karol potrafił już pokazać palcem, który ząb go boli. Przy pomocy dwóch osób był sadzany na wózku, mógł posiedzieć na tarasie. Widać było wyraźnie, że powoli wraca mu świadomość.

Zdaniem pani doktor zmiany w mózgu chorego musiały się cofnąć, krwiaki wchłonąć. Takie przypadki się zdarzają. Zwłaszcza gdy ktoś ma 23 lata, młody organizm.
Karol był karmiony przez tzw. pega, przez sondę jedzenie trafia prosto do żołądka. Tak dostawał wysokokaloryczne odżywki, ale też normalny obiad, tylko odpowiednio przetworzony. Na początku nie potrafił przełykać samodzielnie.

Pechowy serek
12 lutego 2009 roku Karola jak zwykle odwiedziła rodzina. Karmili go homogenizowanym serkiem. Do tej pory radził sobie z tym nieźle. Tym razem jednak dochodzi do zachłyśnięcia. Może zjadł za dużo? Lekarz dyżurny usiłuje Karolowi pomóc, bez skutku. Karetka odwiozła pacjenta na Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii Szpitala Wojewódzkiego w Opolu.

- U tego młodego człowieka doszło z powodu zachłyśnięcia do ostrej niewydolności oddechowej, był w ciężkim stanie - twierdzi Józef Bojko, ordynator oddziału. - Na szczęście zagrożenie zostało zażegnane. Uznaliśmy jednak, że istnieje szansa, by dodatkowo mu pomóc. Żeby zaczął chodzić, normalnie jeść, komunikować się ze światem. Dlatego był intensywnie rehabilitowany przez miesiąc. Usunęliśmy mu sondę i wprowadziliśmy specjalne leczenie żywieniowe, by nabrał siły, zyskał na wadze. Z każdym dniem obserwowaliśmy u niego poprawę. Karol zaczął się z nami coraz lepiej komunikować. Sam mam syna w tym wieku...

Karol drapie się za uchem
- Cel, który sobie założyliśmy, żeby Karol siedział (na wózku lub łóżku z podpórką), trzymał głowę i sam jadł, został osiągnięty - podkreśla Grzegorz Biliński. - A nawet udało się coś więcej. Karol porusza również prawą ręką, wkłada ją sobie do ust, drapie się po głowie, za uchem. Władną ma też jedną nogę. Uśmiecha się do nas. Przez odpowiednie kiwnięcie głową, odpowiada na pytania: tak lub nie. Studentkom, które pomagały w rehabilitacji, posyłał całusy. Usunięto mu także rurkę tracheotomijną, przez którą oddychał. Co jeszcze dalej uda się uzyskać - Bóg raczy wiedzieć. Karol jakby z wdzięcznością poddawał się wszystkim naszym zabiegom. Nie widać grymasu na jego twarzy. Ciekawe, co myślał, leżąc wcześniej przez tyle miesięcy i słysząc, co się dzieje? Może kiedyś sam to opowie.

Karol był rehabilitowany rano i po południu. Grzegorza Bilińskiego wspierał drugi rehabilitant - Henryk Racheniuk - oraz trzy studentki wydziału fizjoterapii Politechniki Opolskiej: Katarzyna Caboń, Monika Punt i Emilia Czepul.

- Dziewczęta tak się w to wciągnęły, że wpadały do Karola nawet wtedy, gdy mnie tam nie było, urywały się z zajęć, tak mu chciały pomóc - dodaje Grzegorz Biliński. - Karol wymaga jeszcze długiej rehabilitacji. Tu nie chodzi tylko o czas, ale i o dobór odpowiednich ćwiczeń. Zadbaliśmy o to, żeby po opuszczeniu Szpitala Wojewódzkiego trafił w dobre ręce, gdzie nasza praca będzie kontynuowana.

W życiu nic nie jest pewne
17 marca 2009 roku. Karol Leus został przyjęty na oddział rehabilitacji neurologicznej do Brzeskiego Centrum Medycznego.
- Dzisiaj dostał przecierany barszcz - mówi Dariusz Banik, ordynator oddziału. - Zrobił wielkie oczy, bo poczuł w ustach jego smak. Cały czas kiwał głową, że chce jeszcze. Potrafię to sobie wyobrazić, skoro on nie miał w ustach przez rok normalnego jedzenia. Wtedy woda i chleb smakują jak najlepszy rarytas. Znałem już takie przypadki.
Dariusz Banik dostał od Grzegorza Bilińskiego listę wskazówek, jak dalej pracować z Karolem i jakie ćwiczenia kontynuować. Zaleceń jest dużo: praca nad wzmacnianiem kręgosłupa (pionizowanie go), praca nad prawidłowym trzymaniem głowy, kończyn, barków, nad ustawieniem stóp i kolan. Konieczny jest też zakup prywatnego wózka dla Karola. Z jego sfinansowaniem fundusz zdrowia na szczęście nie robi problemu.
- Na razie marzymy, żeby pacjent sam siedział na wózku - podkreśla ordynator oddziału. - Trzeba go też nauczyć przełykać, poprzez pobudzanie odpowiednich receptorów. Jest to bardzo żmudna robota, pokonywanie malutkich kroczków. Karol jest u nas dopiero od kilku dni. Żeby dostrzec kolejne efekty, trzeba poczekać z dwa tygodnie. Cała rehabilitacja potrwa wiele tygodni.

Grażyna Leus, mama Karola, która kursuje za synem od szpitala do szpitala, jest zachwycona postępami, jakie zauważyła u syna. Jeszcze rok temu myślała, że będzie tylko leżał i marniał jak niepodlewana roślinka. Że już nigdy nie da znaku, czy ją poznaje.

- Teraz widzę, jak się mu poprawiło i własnym oczom nie wierzę - stwierdza pani Grażyna. - Dzisiaj było widać, jak bardzo się ucieszył, że do niego przyjechałam. Podeszłam do łóżka i mówię "przywitaj się", a on do mnie wyciąga rękę. Na pożegnanie próbował mi pomachać. A kiedyś tylko leżał i leżał. Tuż po wypadku lekarze mówili mi, że nie są pewni, czy Karol w ogóle z tego wyjdzie. Bo czaszkę miał potrzaskaną. Teraz widać, że w życiu nic nie jest pewne.

Doktor Józef Bójko nie chce tracić z oczu Karola, będzie mu pomagał. Zwrócił się do opolskiego oddziału NFZ o objęcie tego pacjenta nadzwyczajną opieką specjalistyczną. Karol musi np. przejść zabieg torakochirurgiczny, gdyż pozostała mu jeszcze w szyi dziura po rurce traechotomijnej. Prawdopodobnie operacja odbędzie się w klinice we Wrocławiu.

W Centrum Opieki Paliatywnej w Siołkowicach Starych obowiązuje zasada, że gdy przebywający tam pacjent musi chwilowo trafić np. na badania do któregoś ze szpitali, to wtedy jego miejsce czeka tam na niego przez dwa tygodnie.

- Gdy ten czas minął, to Karola wypisałam - mówi dr Zaryczańska. - Cieszymy się, że Karol osiąga postępy. To jest sukces personelu wielu oddziałów: neurochirurgii w WCM, neurologii Szpitala Powiatowego w Kędzierzynie-Koźlu, nas i Szpitala Wojewódzkiego.

Doktor Bojko zastanawia się, czy zachłyśnięcie się Karola pokarmem nie było właśnie tym impulsem, który zmienił jego stan neurologiczny. Mógł to być przypadek. Reszty dokonała odpowiednia rehabilitacja.

- Przypadek Karola jest także przyczynkiem do tego, żeby dać sobie spokój z dyskusjami o eutanazji, o której ostatnio tyle się mówi - dodaje dr Bojko. - Nigdy nie wiemy do końca, do jakiego stanu możemy przywrócić osobę, która doznała tak ciężkich urazów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska