Po słowackiej stronie Tatr. Tutaj każdy znajdzie coś dla siebie. Zapraszamy na herbatę do najwyżej położonego schroniska w Tatrach

Paweł Kurczonek
Paweł Kurczonek
Po słowackiej stronie Tatr. Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE
Po słowackiej stronie Tatr. Zobacz kolejne zdjęcia. Przesuwaj zdjęcia w prawo - naciśnij strzałkę lub przycisk NASTĘPNE Paweł Kurczonek / Polska Press
Jakiś czas temu poprowadziliśmy czytelników kilkoma trasami po polskiej stronie Tatr. Dzisiaj zapraszamy na drugą część wycieczki – wędrujemy szlakami na Słowacji. Sprawdź, gdzie dostaniesz niezwykłą herbatę i pokonaj z nami najtrudniejszy szlak Tatr Zachodnich.

Spis treści

Wielka Łomnicka Baszta – wyciągiem krzesełkowym po imponujące widoki

Bezdyskusyjnie najłatwiejszym do zdobycia szczytem w Tatrach Wysokich i w naszym zestawieniu jest Wielka Łomnicka Baszta. By stanąć na jej grzbiecie wystarczy pokonać kilka odcinków kolejką, której dolna stacja znajduje się w miejscowości Tatrzańska Łomnica. Część czytelników zwróci zapewne uwagę, że to samo można powiedzieć o wyższej o ponad 400 metrów Łomnicy górującej nad okolicą. Dlaczego zatem polecamy niższy szczyt? Ponieważ w sezonie o wiele łatwiej się na niego dostać. Kolejka linowa na Łomnicę ma w lecie maksymalne obłożenie i zapomnijcie, że uda Wam się kupić bilet przychodząc w ciemno pod kasę. Zakup jest konieczny z kilkudniowym wyprzedzeniem. Nie wiecie więc, jaka będzie pogoda za te kilka dni i co właściwie uda Wam się ze szczytu Łomnicy zobaczyć.

Pod względem widokowym dużo bezpieczniejszą, a równie ciekawą opcją jest właśnie Wielka Łomnicka Baszta. Wjazd wyciągiem krzesełkowym na rozległy grzbiet jest bardzo emocjonujący. Po prawej stronie widzimy potężną ścianę Łomnicy z zawieszonym pod nią malutkim wagonikiem. Patrząc na niego z tej perspektywy część osób być może pomyśli sobie w duchu, że dobrą decyzją było do niego nie wsiadać.

A gdy wyciąg krzesełkowy dowiezie nas do górnej stacji, możemy cieszyć się przepięknym widokiem na Dolinę Małej Zimnej Wody z malutkim z tej perspektywy Schroniskiem Téryego, które planujemy odwiedzić w inny dzień.

Jakubina w Tatrach Zachodnich – coś na rozruch dla mniej wprawionych turystów

Jakubina położona w Tatrach Zachodnich to dobry pomysł dla osób, które nie mają jeszcze doświadczenia w wyższych górach oraz dla tych, którzy przed pójściem dalej potrzebują rozgrzewki. Szczyt, jak wiele w Tatrach, kusi pięknymi widokami. Zachęca również brakiem trudności technicznych. Na szlaku wiodącym na Jakubinę nie ma urwisk, łańcuchów ani innych przeszkód, które mogą stanowić wyzwanie dla mniej wprawionych turystów. Piechurzy muszą jednak liczyć się z ok. dziewięciogodzinnym marszem.

Wędrówkę z parkingu rozpoczynamy niebieskim szlakiem. Idziemy aż do rozgałęzienia. Tu możemy wybrać czy chcemy iść jedną z dolin, czy rozpocząć podejście na długi grzbiet, by później wrócić którąś z dolin. My wybraliśmy tę drugą opcję. Zielony szlak początkowo prowadzi lasem, by wkrótce wyjść ponad linię drzew. To moment, w którym możemy się zorientować, gdzie tak właściwie jesteśmy. Z pewnością ten odcinek jest najciekawszy pod względem widokowym. Z jednej strony grzbietu, którym idziemy, roztacza się panorama Doliny Račkovej, którą później możemy wracać, a z drugiej – imponujący widok na Rohacze, które pokonamy nieco później.

Podczas wędrówki długim grzbietem mijamy kolejne szczyty, by, po ok. 4,5-5 godz. marszu, dojść do celu naszej wędrówki. Tablica na szczycie informuje, że znajdujemy się na wysokości 2194 m.n.p.m. W tym miejscu możemy podjąć decyzję, którędy chcemy dalej iść. Możemy zawrócić, bądź przejść kawałek dalej na Jarząbczy Wierch, a stamtąd wybrać jeden z dwóch szlaków prowadzących dolinami wokół masywu, którym wcześniej szliśmy.

Pętelka grzbietem Jakubiny, przez Jarząbczy Wierch i Dolinę Račkovą zajmuje ok. 9 godz. marszu plus postoje. To sporo, również dla bardziej wprawionych piechurów. Wybierając się na tę trasę należy pamiętać o odpowiednim przygotowaniu. Tę trasę warto zaplanować na długie, letnie dni, by nie okazało się, że przyjdzie nam schodzić po ciemku.

Dolina Pięciu Stawów Spiskich – po piękne widoki nie trzeba wchodzić na szczyt

Czy idąc w góry koniecznie trzeba wejść na szczyt, by móc nacieszyć się pięknymi widokami? W żadnym wypadku. Przejście doliną otoczoną masywnymi grzbietami również będzie obfitować w imponujące widoki.

Chcąc iść na wycieczkę do Pięciu Stawów Spiskich (Spisskie Plesa) najlepiej wyjść z miejscowości Stary Smokowiec. Jeżeli wolimy oszczędzać siły, możemy skorzystać z kolejki naziemnej. A piechurzy rozglądają się za zielonymi znakami prowadzącymi w kierunku Hrebienioka, które po ok. 1,5 godz. wędrówki, doprowadzą ich w okolice Wodospadów Zimnej Wody. Na tym etapie skończy się łagodne, spacerowe podejście, a zacznie bardziej wymagający marsz pod górę. Stąd mamy widok na dwie doliny, nas interesuje odbicie w prawo za zielonymi znakami. Kierujemy się w stronę Schroniska Zamkovskiego, jednak zanim do niego dojdziemy, miniemy Olbrzymi Wodospad (Obrovský vodopád). Jeżeli nie jesteście zaprawionymi piechurami i nie chcecie iść dalej, warto podejść przynajmniej do tego miejsca. Ścieżka przecina potok tuż przy wodospadzie, a przyjemna mgiełka daje kojącą ochłodę. Stąd mamy zaledwie kilkanaście minut marszu do pierwszego schroniska na trasie.

Zanim pójdziemy w dalszą drogę, w Schronisku Zamkovskiego koniecznie zapytajmy o bylinkovy čaj. To nic innego, jak ziołowa herbata. Ale nie byle jaka. Napar powstaje z ziół zbieranych w pobliskiej dolinie, a jego smaku po prostu trzeba spróbować. Na życzenie herbata zostanie „doprawiona” czymś mocniejszym.

Zostawiamy schronisko za sobą i trzymając się nadal zielonego szlaku kierujemy się w stronę celu naszej wycieczki – Pięciu Stawów Spiskich i znajdującego się przy stawach Schroniska Téryego. Wędrujemy Doliną Małej Zimnej Wody (Malá Studená dolina) wzdłuż Łomnickiej Grani, którą mamy po swojej prawej stronie. Nieco dalej powinniśmy widzieć Łomnicę. Można ją łatwo rozpoznać po widocznych zabudowaniach. Po niecałych dwóch godzinach marszu ze Schroniska Zamkovskiego dochodzimy do celu naszej wycieczki.

Schronisko Téryego (Téryho chata) położone jest na granicy Doliny Małej Zimnej Wody, którą szliśmy i Doliny Pięciu Stawów Spiskich. Znajduje się na wysokości 2015 m n.p.m. i jest najwyżej położonym schroniskiem w Tatrach, które jest czynne przez cały rok. Co prawda przeszło 200 metrów wyżej leży Chata Pod Rysmi, jednak jest ona czynna wyłącznie w sezonie letnim.

Z okolic Stawów Spiskich odchodzą szlaki prowadzące w inne części Tatr Wysokich, jednak nasza wycieczka kończy się w tym miejscu. Oczywiście nie dosłownie, musimy przecież jeszcze wrócić tam, skąd przyszliśmy. Na wyjście ze Smokowca lub jego okolic, dojście do stawów i powrót do miejscowości, według mapy powinniśmy przeznaczyć ok. 7,5 godz. Trasa nie należy do najkrótszych, ale imponujące widoki warte są każdego wysiłku. Naturalnie można również spędzić noc w schronisku, jednak pobyt nie należy do najtańszych. Nocleg w Chacie Teryho kosztuje ponad 43 euro. Po obecnym kursie waluty cena pobytu przekracza 200 zł za osobę, bez śniadania.

Rysy – wchodzimy na najwyższą polską górę

Czytelników zapewne zdziwi, dlaczego o najwyższej polskiej górze piszemy w artykule o Tatrach na Słowacji. Przyczyna jest bardzo prosta. Zdobywamy ją właśnie od słowackiej strony, ciekawszym szlakiem wiodącym przez najwyżej położone schronisko w Tatrach – Chatę pod Rysmi.

A pierwsze kroki stawiamy w miejscowości Szczyrbskie Pleso. To popularny ośrodek sportów zimowych na Słowacji. W 1970 roku rozegrano tu Mistrzostwa Świata w Skokach Narciarskich. Pamiątką po zawodach jest nieczynna skocznia górująca nad okolicą. To również dobra baza wypadowa w góry. Ze Szczyrbskiego Plesa kierujemy się w stronę Popradzkiego Stawu jednym z dwóch szlaków. Czerwone znaki poprowadzą nas przez las, a niebieskie drogą, którą można przejść nawet z wózkiem dla dzieci. W przypadku rodziców z dziećmi wycieczka powinna zakończyć się właśnie przy stawie. W malowniczym miejscu, oprócz pięknych widoków, znajdziemy schronisko, w którym z pewnością dostaniemy coś smacznego do jedzenia i picia.

Rodziny z dziećmi zostawiamy przy schronisku, a sami idziemy dalej trzymając się początkowo niebieskich, a nieco później – czerwonych znaków. Roślinność karłowacieje z każdym kolejnym metrem, aż w końcu wychodzimy na otwartą przestrzeń. Na tych wysokościach nawet w środku lata może leżeć śnieg. Pamiętajmy o tym, szykując się do wyjścia. Dochodzimy powoli do Żabich Stawów, dwóch urokliwych jeziorek otoczonych ostrymi krawędziami gór.

Od Żabich Stawów czeka nas najbardziej wymagający fragment trasy. Podejście pod Chatę pod Rysmi i dalej na szczyt. Najwyżej położone schronisko w Tatrach jest obowiązkowym miejscem postoju. Ciasne i gwarne miejsce ma niepowtarzalny klimat. Nie ma tu miejsca na wybrzydzanie, na szukanie wolnego stolika, siada się na każdym wolnym skrawku miejsca, jaki uda się wypatrzyć.

Słowakom nie można odmówić poczucia humoru. W pobliżu Chaty pod Rysmi ustawiony jest znak „Zastavka na znamenie”. Dobrze się domyślacie, jest to... przystanek na żądanie. Na nieco podniszczonym znaku umieszczony jest nawet rozkład jazdy. I choć do wielu schronisk faktycznie doprowadzone są drogi, więc teoretycznie komunikacja publiczna mogłaby dojechać również tutaj, przystanek przy Chacie pod Rysmi jest wyłącznie udanym żartem. Schronisko zostało wybudowane na wysokości 2250 m n.p.m. Nie wiedzie tu żadna droga, ani wyciąg. Zaopatrzenie dostarczane jest wyłącznie przez nosiczy – tragarzy, jakich często można spotkać w słowackich Tatrach. Osoby, które czują się na siłach również mogą wnieść do schroniska niewielki pakunek. Ładunki o wadze od 5 do 10 kg są zostawiane przy szlakach. W zamian za wniesienie, turysta otrzyma w schronisku herbatę z sokiem.

Za Chatą pod Rysmi czeka na nas 250 metrów przewyższenia i godzina drogi na szczyt. W końcu osiągamy wymarzony cel. Po czterech godzinach intensywnego marszu stajemy w najwyższym punkcie Polski. Przy dobrej pogodzie widoczność z wierzchołka sięga ponad 200 km!

Jeżeli nie zamierzamy zostawać na noc w którymś ze schronisk, planując wyjście na Rysy koniecznie musimy wziąć pod uwagę, że to długa i męcząca trasa. Według mapy przejście ze Szczyrbskiego Plesa na szczyt i z powrotem to ok. 8 godz. marszu. Do tego dochodzą niezbędne postoje i może okazać się, że z ośmiu godzin zrobi się 11-12. Zdecydowanie nie warto odkładać tej trasy na jesień. Fakt, że pogoda w Tatrach jest wtedy stabilniejsza, ale dni są już sporo krótsze. A nie chcecie schodzić z Rys po ciemku!

Zobacz także

Rohacze – idziemy Orlą Perć Tatr Zachodnich

Szlak wiodący przez Rohacze – Ostry i Płaczliwy – nie bez przyczyny nazywany jest czasami Orlą Percią Tatr Zachodnich. Trasa nie jest może tak wymagająca, jak przejście słynnym szlakiem Tatr Wysokich, ale z pewnością nie jest przeznaczona dla początkujących turystów.

Strzeliste wierzchołki można zdobyć idąc z kilku różnych stron. My wybraliśmy dojazd do parkingu w Dolinie Rohackiej. Gdy Waszym oczom ukażą się szyldy i kierunkowskazy „Chata Zverovka” to znaczy, że jesteście we właściwym miejscu. By dojechać do parkingu z Polski najlepiej kierować się na przejście graniczne w Korbielowie. Następnie na Namestovo i Zuberec – tu szukamy odbicia do doliny. Jeżeli nie chcemy zostawać na noc na Słowacji, warto wyjechać wcześnie rano.

Choć Rohacze znajdują się w pobliżu opisywanej wcześniej Jakubiny, szlaków wiodących przez te góry nie można ze sobą porównywać. W momencie gdy przejście przez Jakubinę pozbawione jest jakichkolwiek trudności, wyprawa na Rohacze wymaga wprawy i obycia. Choć na pierwszych metrach nic nie zwiastuje późniejszych trudności.

Szlak wiedzie od parkingu asfaltową drogą i prowadzi do schroniska położonego u podnóża gór. Tatliakova Chata to na tej trasie ostatni moment na ewentualne uzupełnienie zapasów. Więcej schronisk po drodze nie będzie. Stąd wybieramy zielony szlak prowadzący na Przełęcz Zabrat. Dalej kierujemy się na Wołowiec, z którego cel naszej wycieczki widać jak na dłoni. Szlak na Wołowcu rozgałęzia się, nas interesuje odbicie w prawo. Wąskim grzbietem zbliżamy się do Ostrego Rohacza. Tu zaczyna się wyzwanie – łańcuchy i półki skalne, na które trzeba się podciągnąć na rękach. Na wąskiej ścieżce każdy krok musi być przemyślany. Osoby krzyczące „Ja w dół patrzę!”, wzorem osła z popularnego filmu animowanego, zdecydowanie nie powinny iść na Rohacze. Trasa wymaga odporności na ekspozycję i doświadczenia. A nawet dla bardziej obytych turystów może być wyzwaniem.

Nie bez powodu drugi ze szczytów nazwano Płaczliwym. Na tym etapie trasy zmęczenie nasila się nieubłaganie, a nogi zaczynają boleć od intensywnego wysiłku. Jednak piękna panorama roztaczająca się we wszystkich kierunkach jest tego wysiłku warta. Przy dobrej pogodzie widać stąd nawet odległe Tatry Wysokie.

Był płacz, jest i smutek. Zostawiając za sobą Rohacz Płaczliwy schodzimy na Smutną Przełęcz. Skąd wzięła się nazwa? Być może chodzi o to, że na tym etapie marszu zaczyna nas ogarniać żal, że najciekawsze fragmenty mamy już za sobą. A może nazwa wzięła się z czegoś zupełnie innego. Tak czy inaczej z przełęczy wracamy niebieskim szlakiem do Tatliakovej Chaty i pozostaje nam tylko pokonanie krótkiego odcinka do parkingu.

Opisana trasa nie należy do najdłuższych. Według mapy wyjście i powrót do parkingu powinno zająć nieco ponad 6 godzin. Plus postoje, rzecz jasna. Nie oznacza to, że przejście przez Rohacze nie wymaga odpowiedniego przygotowania, zwłaszcza fizycznego i psychicznego. By przejść Rohacze konieczne jest doświadczenie w chodzeniu po takich górach, silne ręce i odporność na ekspozycję.

Zobacz także

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska