Po suszy: wygląda na to, że żaden opolski rolnik nie otrzyma pomocy

Krzysztof Ogiolda
Od dawna zwracamy uwagę, że trzeba zmienić zasady przyznawania pomocy rolnikom - mówi Herbert Czaja, prezes Izby Rolniczej w Opolu.
Od dawna zwracamy uwagę, że trzeba zmienić zasady przyznawania pomocy rolnikom - mówi Herbert Czaja, prezes Izby Rolniczej w Opolu. Krzysztof Świderski
- To nie chłopi zyskają na tym, że po suszy zbiory są mniejsze i w sklepach drogo - mówi HERBERT CZAJA, prezes Izby Rolniczej w Opolu.

 

- W tak suchym roku rolnicy będą świętować dożynki z radością i wdzięcznością, czy z zaciśniętymi z gniewu zębami?

- Rolnicy nauczyli się od wieków dziękować, przede wszystkim Bogu i to się nie zmienia, nawet jeśli dopuszcza On suszę. Na siły natury się nie obrażamy. Ale zęby będziemy zaciskać z powodu regulacji dotyczących wsparcia pokrzywdzonych. Bo one od kilku lat nie przystają do realiów. Tym bardziej w tym roku.

 

- Co was tak ubodło?

Kiedyś, jeszcze 4-5 lat temu, komisja szacująca określała, czy rolnik ma 10, 50 czy 100 procent strat w wyniku klęski. Jeśli te straty były wyższe niż 30 proc., kwalifikował się do różnych form wsparcia -ulgi w podatku, w KRUS-ie itp. Potem minister wprowadził dodatkowy czynnik przeliczeniowy biorący pod uwagę nie tylko obecny rok, ale i dwa poprzednie lata. Skutkuje to w ten sposób, że jeśli rolnik ma w tym roku 80 procent strat, nie należy mu się nic, bo średnio w ciągu trzech lat jego straty są niższe niż 30 procent. W jeszcze gorszej sytuacji są hodowcy. Jednemu z rolników z powiatu brzeskiego komisja straty na polu - w burakach i kukurydzy - oszacowała na 70 procent. Ale po uwzględnieniu wskaźników dla hodowców bydła i łącznego okresu trzech lat, okazało się, że jego straty wynoszą 0,37 proc. strat. Przecież to jest kompletna kpina. Wychodzi na to, że jak minister mówi, że nie da, to znaczy, że nie da. A jak mówi, że da, to znaczy, że mówi. Albo że przeczekuje. Najpierw oszacowanie zbóż, potem kukurydzy. Jak jeszcze miesiąc poczeka, to i szacowania buraków nie będzie.

 

- Gorycz przez pana przemawia...

- Bo wygląda na to, że w tym roku żaden rolnik ze Śląska Opolskiego nie zakwalifikuje się do jakiejkolwiek pomocy. Bo najpierw Instytut Upraw i Nawożenia z Puław nie zezwolił, by u nas uruchamiać komisje szacujące straty. Bo to - jakby mało było w tym roku absurdów - instytut z Puław rozstrzyga, gdzie susza jest, a gdzie jej nie ma.

 

- A nie wie tego naprawdę?

Odpowiem przykładem. Bodaj 18 sierpnia byliśmy - wszystkie związki zawodowe łącznie z Izbą Rolniczą - u pana wicewojewody, by mu przedstawić nasze bolączki. Wicewojewoda pokazał nam mapy, które instytut przygotował dla ministra. Poprosiłem, żeby nam więcej tego nie pokazywać, bo nic się na nich nie zgadzało. Siedziałem obok wiceprezesa Izby, pana Marka Froehlicha z Pawłowiczek. Z mapy wynikało, że u niego susza jest, a u mnie nie ma. W rzeczywistości było raczej odwrotnie. Jedyna pociecha, że za jakiś czas w programie “Tydzień” pokazano inne mapy. Tym razem susza była już w całym regionie.

Wychodzi na to, że jak minister mówi, że nie da, to znaczy, że nie da. A jak mówi, że da, to znaczy, że mówi

 

- A może jest tak - jak mówi część społeczeństwa mniej zorientowana lub mniej rolnikom życzliwa - że chłop i tak nie straci, bo jak żywności na rynku będzie z powodu suszy mniej, to jedzenie będzie droższe. Brzmi to logicznie.

- Ale tylko brzmi. Oczywiście, zasada, że towar, którego brakuje na rynku drożeje, jest prawdziwa. I kupujących to na pewno dotknie. Ale od tylu lat jeszcze się nie zdarzyło, żeby skorzystał na tym rolnik. Prędzej wielcy dystrybutorzy i ten, kto sprzedaje jedzenie w sklepie. Przecież ceny dla rolnika nie wzrosły w stosunku do ubiegłego roku, a nawet w perspektywie 2-3 lat. Za pszenicę dostaliśmy średnio 640 zł, za jęczmień (browar) 700 zł. Kto miał rzepak zakontraktowany, dostał 1350 zł. Kto nie zakontraktował, dostał 1550. A rolnik, który z powodu suszy nie zdołał dostarczyć tego, do czego zobowiązał się w umowie, zapłacił wysokie kary umowne. Karze się i tych, którzy nie będą w stanie dostarczyć kukurydzy na mokro.

 

- Wyobraźmy sobie, że upał wreszcie odpuści, pogoda się zmieni i to nie na pół godziny i zacznie solidnie padać. Jest szansa na uratowanie tego, co jeszcze czeka w ziemi - ziemniaków, buraków itp.?

Ten deszcz już właściwie nic nie da. No, może pozwoli spóźnialskim zasiać rzepak. Niektórzy w ogóle go nie siali, bo wysiany do piachu suchego jak popiół nie skiełkuje, a choćby skiełkował, zaraz obumrze. Jeśli popada, będzie szansa,że ziarna oziminy będą też miały lepsze warunki do kiełkowania. Natomiast upraw kukurydzy nie da się uratować, buraki cukrowe w niektórych miejscach uda się może delikatnie poprawić. Ale tam, gdzie słońce przypaliło, będzie marchewka, a nie burak. Ziemniaki, jak zostały spalone, już wody nie przyjmą. Nawet trawa z trudnością odrośnie, bo w wielu miejscach jest kompletnie żółta. Zanim odbije, nastąpi jesień z zimnymi wieczorami.

 

- Wnioski całkiem pesymistyczne...

- Nawet bardzo. Rolnicy już swego w tym roku nie odzyskają. Nawet gdyby od dziś zaczęło padać i lało już aż do końca lata codziennie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska