Pocovidowy problem polskiej onkologii. Przypadki, jakich lekarze nie widzieli od lat!

Mateusz Majnusz
Mateusz Majnusz
W 2020 roku szpital zmniejszył przychód o przeszło 3 mln zł. Tarcza antykryzysowa, która miała być pomocą dla dotkniętych skutkami pandemii szpitali onkologicznych, w rzeczywistości zmniejszyła stratę szpitala jedynie o 1 mln zł.
W 2020 roku szpital zmniejszył przychód o przeszło 3 mln zł. Tarcza antykryzysowa, która miała być pomocą dla dotkniętych skutkami pandemii szpitali onkologicznych, w rzeczywistości zmniejszyła stratę szpitala jedynie o 1 mln zł. Opolskie Centrum Onkologii im. prof. Tadeusza Koszarowskiego w Opolu
Stan zaawansowania choroby nowotworowej u pacjentów jest w tym roku zdecydowanie wyższy niż bywało to w latach poprzednich. Zdarzają się nawet przypadki, jakich lekarze nie widzieli od lat!

Pandemia koronawirusa poturbowała system opieki zdrowotnej. Niektóre oddziały zostały zamknięte lub przemianowane na covidowe. Opolskie Centrum Onkologii im. prof. Tadeusza Koszarowskiego w Opolu działało z niewielką przerwą przez cały rok.

Choć pacjenci mieli zapewnioną kompleksową pomoc medyczną, od marca zeszłego roku spadła liczba osób zgłaszających się do szpitala.

W porównaniu do 2019 roku poradnia onkologiczna obsłużyła o ponad 7500 mniej pacjentów. Niepokojące są także statystyki związane z profilaktyką zdrowotną. Wykonano o 25 proc. mniej badań mammografii oraz o 35 proc. badań przesiewowych, które są kluczowe do szybkiego wykrycia i rozpoczęcia leczenia. W 2020 roku na oddziale chirurgii piersi wykonano o 27 proc. mniej zabiegów w porównaniu do 2019 roku.

- Oznacza to, że nie pomogliśmy prawie stu kobietom, które na pewno taki problem miały, ale nie zdecydowały się przyjść od razu. Co jednak najbardziej smutne, wkrótce się z nimi jednak na pewno spotkamy. Przyjdą do nas za parę miesięcy, ale ich stan będzie już znacznie poważniejszy - mówi Marek Staszewski, dyrektor opolskiej onkologii.

Skutki tych decyzji najbardziej zauważalne są w diagnostyce obrazowej wielkości guza. W poprzednich latach dzięki skutecznej profilaktyce doprowadzono do sytuacji, w której pacjenci zgłaszali się bardzo wcześnie, a guzy były wielkości kilkunastu milimetrów. Dzisiaj są to już przypadki guzów kilkucentymetrowych.

- Wielu pacjentom nie będziemy mogli pomóc, bo już będzie za późno, a niektórym jedynie będziemy mogli pomóc paliatywnie, czyli w spokojnym przeżyciu do śmierci - podkreśla Staszewski.

Sprawdza się czarny scenariusz

To, o czym lekarze mówili w 2020 roku, zaczęło się sprawdzać już na początku 2021 roku. A wszystko wskazuje na to, że będzie coraz gorzej.

Na szczęście sytuacja w Opolskim Centrum Onkologii nie jest tak dramatyczna jak np. w Krakowie, gdzie lekarze muszą podejmować decyzje, których pacjentów będą leczyć, a którym opóźnią wizytę w szpitalu, bo brakuje miejsca na oddziałach, nawet dla ciężko chorych pacjentów.

- My staramy się tak zorganizować swoją pracę, żebyśmy mogli w krótkim czasie pomóc wszystkim osobom, które tego będą potrzebować. Jeśli pacjentów przybywa i tworzą się kolejki, to dostosowujemy do tego nasz czas pracy. Krótko mówiąc, wydłużamy godziny dyżurów. Wymaga to jednak od lekarzy i pielęgniarek pracy na skraju swoich możliwości - wyjaśnia.

W 2020 roku wizyt pierwszorazowych było 1,5 tys. mniej niż w 2019 roku. Pacjenci m.in. z powodu obawy przez koronawirusem, zaniechali profilaktyki i ignorowali niepokojące symptomy. Teraz dopiero widzimy, jaki przyniosło to skutek. Przez pierwsze 4 miesiące 2021 roku szpital wykonał o 25 proc. więcej porad niż w latach poprzednich. To pokazuje, że nieleczeni pacjenci onkologiczni, którzy nie zgłaszali się wcześniej na badania, teraz są już do tego zmuszeni przez pogarszający się stan zdrowia.

- W tym roku najprawdopodobniej odnotujemy rekord wizyt w historii, który bynajmniej nie jest powodem do dumy - podkreśla dyrektor.

Praca na skraju możliwości

Dodatkowym problem dla pacjentów jest zbliżający się okres wakacyjny, w czasie którego większość medyków wykorzystywać będzie dopiero zaległe urlopy z zeszłego roku. Z tego powodu czas oczekiwania na wizytę lub zabieg ulegnie wydłużeniu, co wcale nie polepszy i tak już trudnej sytuacji.

- Zgodnie z Kodeksem Pracy mam obowiązek do końca września wysłać pracownika z zaległym urlopem, bo w przeciwnym razie inspekcja pracy ukarze mnie grzywną- wyjaśnia dyrektor.

Jednocześnie zwraca także uwagę, że już teraz personel szpitalny jest przepracowany i skrajnie zmęczony. Dyżury trwają nie do godz. 15, tylko zazwyczaj o dwie godziny dłużej, a zdarza się także, że lekarze upuszczają szpital dopiero po godz. 20. Jest 14 proc. więcej hospitalizacji na oddziałach, a w poradni ten wzrost przekracza już 50 proc!

- Jeśli chodzi o pracę w poradni, to dzienna liczba obsługiwanych pacjentów przez jednego lekarza jest niewyobrażalna dla innych jednostek. Gdy zatrudniamy w szpitalu osobę spoza onkologii opolskiej, to twierdzi na samym początku, że jest to niemożliwe, aby dziennie lekarz przyjął 35 pacjentów. Taki wynik można bowiem osiągnąć tylko wtedy, gdy z każdym lekarzem pracuje sekretarka medyczna i pielęgniarka, co bezpośrednio przekłada się na koszty. Dzięki temu jednak lekarz zajmuje się tylko leczeniem pacjentów i nie musi poświęcać czasu na czynności administracyjne, które w znacznym stopniu są obciążeniem w funkcjonowaniu polskiej służby zdrowia. A pacjent nie musi czekać godzinami w kolejce, aby zapisać się na kolejną wizytę, ponieważ gdy wchodzi do gabinetu, od razu ma wyznaczone kolejne terminy leczenia - wyjaśnia dyrektor opolskiej onkologii.

Z kolei w 2019 roku blok operacyjny pracował średnio w miesiącu przez 266 godzin. W marcu tego roku były to już 362 godziny!

- To o 100 godzin miesięcznie więcej i dotyczy wyłącznie samych operacji, nie wliczając w to czasu potrzebnego m.in. na dezynfekcję sal. W tym czasie nie zwiększyliśmy zatrudnienia, ponieważ lekarzy onkologów, którzy byliby w stanie przyjechać do Opola i tutaj leczyć, po prostu nie ma. Jestem wdzięczny moim lekarzom i pielęgniarkom, którzy decydują się pracować dłużej i ciężej dla dobra opolskich pacjentów onkologicznych. Bez ich poświęcenia nie moglibyśmy pomóc wszystkim, którzy tego potrzebują - zaznacza dyrektor.

Jak długo trzeba czekać na badanie?

Jeśli chodzi o pacjentów ze zdiagnozowaną chorobą onkologiczną, którzy otrzymują tzw. kartę DiLO i wskakują w szybką ścieżkę onkologiczną, to diagnostyka trwa nie dłużej niż 10 dni, a czas oczekiwania na tomografię komputerową to mniej niż tydzień. Gabinety profilaktyczne raka piersi przyjmują pacjentów w średnio w mniej niż tydzień. Z kolei czas oczekiwania na przyjęcie do szpitala to od 2 do 3 tygodni.

- Mieścimy się we wszystkich czasach, które są założone w leczeniu onkologicznym. Jesteśmy bowiem ośrodkiem referencyjnym, jeśli chodzi o europejskie stowarzyszenie leczenia raka piersi, w którym są bardzo wyśrubowane terminy pomiędzy diagnostyką a leczeniem - zapewnia Marek Staszewski.

Z powodu pandemii koronawirusa nastąpiła również duża zmiana w sposobie leczenia na oddziale dziennym chemioterapii. Szpital zaczął przenosić niektórych pacjentów z hospitalizacji długiej na leczenie dzienne, a pacjenci jednodniowi, których stan zdrowia na to pozwalał, byli wysyłani do domu. Pacjent był wyposażany w specjalny, jednorazowy worek, w którym znajdował się lek, dzięki czemu mógł w otoczeniu domowym i milszej atmosferze leczyć się onkologicznie.

Bez pieniędzy nie będzie leczenia

W 2020 roku szpital zmniejszył przychód o przeszło 3 mln zł. Tarcza antykryzysowa, która miała być pomocą dla dotkniętych skutkami pandemii szpitali onkologicznych, w rzeczywistości zmniejszyła stratę szpitala jedynie o 1 mln zł.

- Dzisiaj mamy zakontraktowane świadczenia na pół roku. Po pierwszym kwartale na przychód na ok. 32 mln zł mieliśmy ok. 5 zł nadwykonań, za które NFZ zapłacił nam dopiero tydzień temu. Na 5 mln zł czekaliśmy przeszło półtora miesiąca - tłumaczy Staszewski.

Szpital czeka obecnie na propozycje finansowania na kolejne półrocze. Obawia się jednak, że jeśli będą takie same jak wcześniej, a pacjentów będzie przybywało, znów na pieniądze będzie musiał czekać długimi tygodniami.

- Sytuacja finansowa szpitala będzie w lipcu jeszcze poważniejsza, ponieważ wschodzą w życie przepisy dotyczące podwyżek dla personelu medycznego. Nie wiem, z czego szpitale sfinansują te podwyżki, bo już teraz pieniędzy jest jak na lekarstwo - ironizuje dyrektor.

Receptą na poprawę tej sytuacji byłoby zwiększenie finansowania wykonywanych świadczeń. Stało się jednak zupełnie odwrotnie i od 1 kwietnia spadły wyceny niektórych świadczeń na onkologii klinicznej.

- Znaleźliśmy się w dramatycznej sytuacji, gdy w zastraszającym tempie przybywa nam pacjentów, wyceny są coraz mniejsze, a lekarzy w szpitalach jest tyle samo. Biorąc pod uwagę także fakt, że pieniędzy na służbę zdrowia jest systemowo po prostu za mało, tym prędzej potrzebujemy bardziej zdecydowanych i przemyślanych decyzji, które poprawią naszą sytuację. Bo bez pieniędzy, nie będzie po prostu leczenia - dodaje Staszewski.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska