Pod jednym dachem z tyranem

Elżbieta Maszkowska
Koalicję tworzą sędziowie, policjanci, nauczyciele, pracownicy pomocy społecznej, urzędnicy i wolontariusze.

Powstanie takiego zespołu to efekt debaty poświęconej przeciwdziałaniu przemocy, którą zorganizowali Rafał Fiedorowicz i Leszek Krzyżanowski, pracownicy świetlicy terapeutyczno-wychowawczej "Parasol". Zaprosili do niej wszystkich, którzy z problemem przemocy się stykają. I którzy mogą pomóc. Organizatorzy założyli, że debata nie będzie "papierową akcją", "odbębnioną nasiadówką", że trzeba rozmawiać o konkretach i w oparciu o konkrety. Dlatego wcześniej przeprowadzona została ankieta na temat przemocy w rodzinie, żeby wstępnie określić skalę problemu.

Z policyjnych statystyk wynika, że w 2000 r. akty przemocy odnotowano aż w 362 rodzinach. A tylko w pierwszym kwartale tego roku takich przypadków było 75. Debata miała przynieść odpowiedź na pytanie: co i kto może w tej sprawie zrobić.
Dorota Działach z Powiatowej Komendy Policji: - Zawsze w parze z przemocą idzie alkohol. Wtedy bite są dzieci, bita jest również, bezradna w takiej sytuacji, matka. Ale w końcu przychodzi dzień, gdy maltretowana przez lata kobieta postanawia przerwać tyranię. Ucieka z dziećmi z domu lub dzwoni na policję. Oczekuje pomocy i dachu nad głową. I tutaj zaczynają się kłopoty. Bo okazuje się, że jedyne, co w tej chwili takiej rodzinie możemy zaproponować, to miejsce w hotelu.

Dlatego niezbędne jest powołanie pogotowia interwencji kryzysowej. Kierowniczka kluczborskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, Bożena Małysa twierdzi, że idealnie nadaje się do tego poddasze OPS-u. Tam pokrzywdzoną rodziną zająłby się pracownik opieki. Potem zajęliby się nimi psycholog, pedagog, lekarz, prawnik. Wszystko w jednym miejscu, bez chodzenia po urzędach.
- Ale na remont poddasza potrzebne są pieniądze. Wspólnie z Towarzystwem Pomocy Rodzinie już nieraz prosiliśmy urząd o wsparcie. Radni przyjechali, obejrzeli pomieszczenia i powiedzieli jedynie, że się im podoba. Ale pieniędzy nie dali - mówi Bożena Małysa.

Na remont potrzeba około 25 tys. zł. OPS nowy punkt wyposaży w łóżka i inne sprzęty. Ale z wypowiedzi urzędników wynika, że pomysł utworzenia pogotowia interwencji kryzysowej będzie musiał na realizację jeszcze poczekać.
- Nic nigdy nie dzieje się od zaraz. Wspólnymi siłami musimy pokonywać trudności administracyjne. I ciągle przypominać radnym o tym pomyśle. Jestem pewien, że najpóźniej za dwa lata spotkamy się na otwarciu tego ośrodka - twierdzi Tadeusz Konarski z Wydziału Administracji, Kultury i Oświaty Urzędu Miejskiego w Kluczborku.
- Uważam, że oprócz utworzenia punktu interwencji kryzysowej równie niezbędne jest powołanie w Kluczborku pogotowia opiekuńczego. Tam mogłyby się schronić dzieci, które padły ofiarą przemocy. W tej chwili sytuacja jest tragiczna. Nie ma miejsc w pogotowiach opiekuńczych w całym kraju, nie ma miejsc w domach dziecka. I często jest tak, że bite i maltretowane przez ojca dziecko wraca do domu rodzinnego i żyje dalej pod jednym dachem z tyranem - powiedziała Małgorzata Pawlicka, sędzia rodzinny z Sądu Rejonowego w Kluczborku.

Bite dzieci pozostają w domu również po pierwszej zgłoszonej interwencji. Różnica polega jedynie na tym, że wówczas nad rodziną pieczę ma kurator sądowy. Ale kurator przyjeżdża średnio raz na trzy miesiące. I nie wie, jak wygląda sytuacja w tej rodzinie na co dzień.
- Ale o tym, co się dzieje w takim domu, doskonale wiedzą sąsiedzi, nauczyciele, lekarze. Problem polega na tym, że nie chcą mówić o tym, co widzą - mówi Małgorzata Pawlicka.

Gdy jesteśmy świadkami przemocy w rodzinie, możemy zgłosić to policji, zadzwonić do Ośrodka Pomocy Społecznej w Kluczborku lub bezpośrednio do wydziału rodzinnego Sądu Rejonowego w Kluczborku. Można to zrobić anonimowo.
- Najlepiej, żeby powstał informator z numerami telefonów instytucji zajmujących się pomocą ofiarom przemocy w rodzinie - uważa Urszula Kik z Poradni Odwykowej w Kluczborku.
Kluczborscy urzędnicy chcą też powołać instytucję rzecznika praw dziecka. Żeby maltretowane dziecko mogło o swoich problemach komuś opowiedzieć.
- Mam nadzieję, że te pomysły zostaną zrealizowane. Uda się to tylko wtedy, gdy będziemy działać razem. W końcu przyświeca nam jeden cel - dobro dzieci - powiedział Rafał Fiedorowicz ze świetlicy terapeutyczno-wychowawczej "Parasol II".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska