Na niedawnej naradzie z kuratorami oświaty minister Krystyna Łybacka zaproponowała ogłoszenie konkursu na "szkołę bez korepetycji". - Jeśli uczniowie potrzebują w nauce pomocy z zewnątrz, to jest to świadectwo niepowodzenia dydaktycznego ich szkoły - uważa Małgorzata Szelewicka, rzecznik prasowy MEN. - Chcemy, by poprzez konkurs szkoły opowiedziały o tym problemie i zastanowiły się, jak go rozwiązać.
Choć nikt tego zjawiska nie badał, wszyscy są zgodni, że korepetycje stały się w Polsce zjawiskiem powszechnym. Nauczyciele opowiadają o pierwszakach z podstawówki - dzieciach zamożnych rodziców - które z chwilą pójścia do szkoły dostają opiekunkę-korepetytorkę. Taka pani odprowadza dziecko do domu, podaje obiad, a potem ćwiczy z nim pisanie literek i czytanie, wpajając - w zastępstwie zapracowanych rodziców - nawyk systematycznej pracy.
Z korepetycji tradycyjnie korzystają uczniowie słabi, którzy nie nadążają za programem i resztą klasy oraz leniwi, którzy w sytuacjach zagrożenia - przed klasówką czy wystawieniem oceny semestralnej - muszą na gwałt nadrabiać zaległości.
- Na dzień przed maturą pisemną z polskiego zgłosił się do mnie uczeń z żądaniem błyskawicznego przygotowania do egzaminu - opowiada polonista z 30-letnim stażem. - Wyśmiałem go, ale taka postawa jest dosyć charakterystyczna. Ludziom wydaje się, że wszystko można kupić. Rodzice najchętniej kupowaliby gotowe świadectwa, ale skoro nie mogą, to kupują korepetycje. W ciągu mojej długiej praktyki korepetytora trafiłem na trzech uczniów, którzy chcieli poszerzać horyzonty. Znakomita większość traktuje korepetycje jak straż pożarną, czyli szuka ratunku.
- Nie ma szkoły bez korepetycji - dodaje nauczycielka matematyki z pięcioletnim stażem (korepetycji zaczęła udzielać jeszcze na studiach). - Uczniowie najczęściej potrzebują doraźnej pomocy, np. by poprawić ocenę. Potem już się nie pojawiają.
Od kilku lat dodatkowe płatne lekcje kupują coraz częściej nawet bardzo zdolni uczniowie, zwłaszcza przed egzaminami. W renomowanym opolskim liceum przed tegoroczną maturą z korepetycji korzystali prawie wszyscy uczniowie najlepszej w szkole klasy, która zakończyła edukację ze średnią 5,5. Od wprowadzenia egzaminu gimnazjalnego korepetycje stały się bardzo popularne wśród uczniów ostatnich klas gimnazjów. Największym wzięciem cieszą się te z matematyki i z języka polskiego. Bez dobrego opanowania tych przedmiotów nie można zdać żadnego egzaminu - począwszy od sprawdzianu na zakończenie podstawówki, przez egzamin gimnazjalny, a skończywszy na maturze.
- Nigdy nie miałam problemów z nauką, ale przed egzaminem mama kupiła mi "korki" z matematyki - przyznaje Kasia Wróblewska. - W mojej klasie zrobili tak wszyscy, których było na to stać i którzy marzyli o dobrym liceum. Dla świętego spokoju.
Cennik (za godzinę korepetycji)
Matematyka 18-40 zł
J. polski 20-30 zł
Informatyka 15-45 zł
WOS 20-25 zł
Biologia 20-30 zł
Chemia 25-45 zł
Historia 17-35 zł
Fizyka 20-40 zł
Geografia 16-30 zł
Angielski 20-45 zł
Niemiecki 20-35 zł
Medycyna 15-35 zł
Architektura 15-40 zł
- Nie dziwi mnie, że rodzice chcą pomóc dzieciom w osiągnięciu sukcesu, choć zgadzam się, że szkoła powinna być wolna od korepetycji - mówi Jolanta Chrabołowska, dyrektor Publicznego Gimnazjum nr 1 w Opolu.
Nie zgadza się jednak z opinią MEN, że korzystanie z nich to dowód na niewydolność szkoły.
- Dla mnie to raczej sygnał, że ambicje uczniów i ich rodziców są większe niż rzeczywiste możliwości - mówi. - Każdy musi opanować podstawowy program, ale nie każdy jest w stanie zrobić to na najwyższą ocenę. Poza tym programy są bardzo obszerne, a siatka godzin, w porównaniu z dawną szkołą podstawową, została obcięta.
- Wybieram się na prawo na Uniwersytet Jagielloński. Bez korepetycji się nie obędzie - mówi Magda, uczennica klasy maturalnej w jednym z opolskich liceów (dotychczasowa średnia 5,1). Jej rodzice już umawiają się z pewnym profesorem z Krakowa. Za godzinę intensywnego dokształcania będzie brał 80 złotych, po znajomości.
W wielu szkołach oprócz zajęć pozalekcyjnych i fakultetów - które są dla tych zdolnych - organizuje się też nieodpłatne zajęcia wyrównawcze dla uczniów słabych, czyli to, o czym marzy ministerstwo, jako o lekarstwie na plagę korepetycji. W zespole szkół, które tworzy III LO i gimnazjum nr 9, w tym roku wprowadzono zajęcia wyrównawcze z matematyki. W opolskim gimnazjum nr 1 chodzą na nie uczniowie z różnymi dysfunkcjami. W gimnazjum nr 8 zajęcia wyrównawcze są z matematyki, polskiego i dla dysortografików. W tej szkole na normalnych lekcjach nauczyciele starają się indywidualizować pracę z uczniami. Tym mniej pojętnym daje się łatwiejsze zadania, więcej wymaga się od zdolniejszych. Ponadto każdy nauczyciel w "ósemce" ma raz w tygodniu konsultacje, na których uczniowie mogą poprawić sprawdzian lub nadrobić zaległości wynikające np. z nieobecności w szkole. Nauczyciele robią te konsultacje społecznie.
Mimo że "ósemka" wydaje się szkołą, która od dziś mogłaby stanąć do ministerialnego konkursu, jej dyrektor nie ma złudzeń co do korepetycji.
- Wyeliminowanie tego zjawiska nie wydaje mi się możliwe - uważa Wojciech Rerich, dyrektor PG nr 8. - W licznych klasach, jakie są regułą w szkołach publicznych, kluczowe w tej kwestii zindywidualizowanie procesu nauczania jest bardzo trudne.
- Popyt na korepetycje będzie zawsze, bo nawet na zajęciach wyrównawczych, w dużej grupie, nie można osiągnąć takich efektów, jak na indywidualnych korepetycjach - dodaje Anna Malisińska, nauczycielka biologii.
Nauczyciele nie widzą też powodów do rezygnowania z korepetycji na rzecz nieopłaconych zajęć, poza normalnym pensum.
- Dlaczego miałabym pracować dodatkowo za darmo? - oburza się prosząca o anonimowość nauczycielka matematyki w opolskim liceum, której ofertę korepetycji można znaleźć w internecie. - My i tak dużo pracujemy po godzinach.
Cztery godziny korepetycji tygodniowo daje jej miesięcznie blisko 500 złotych. To spory dodatek do kiepskiej pensji nauczycielki z 5-letnim stażem.
- Z punktu widzenia słabo opłacanych nauczycieli nałożenie dodatkowych darmowych obowiązków kłóci się z poczuciem sprawiedliwości - podkreśla Wojciech Rerich. - Dążenie do poprawy jakości nauczania powinno być uzależnione od zarobków. Nauczyciel, który ma bardzo dobre wyniki, powinien odpowiednio dużo zarabiać. To, co ja mogę mu dodać do pensji, to śmiesznie mało jak na dodatek motywacyjny.