Podpalacz grasuje w gminie Otmuchów

Archiwum UG Otmuchów
Z ogniem szalejącym na dachu chlewni w Wierzbnie strażacy walczyli niemal dwa dni. Na szczęście świnie nie ucierpiały, ale straty i tak są. Tu gospodarze szacują je na przeszło 100 tysięcy złotych.
Z ogniem szalejącym na dachu chlewni w Wierzbnie strażacy walczyli niemal dwa dni. Na szczęście świnie nie ucierpiały, ale straty i tak są. Tu gospodarze szacują je na przeszło 100 tysięcy złotych. Archiwum UG Otmuchów
Pięć pożarów w Kałkowie, jeden w Wierzbnie, kilkanaście pomniejszych na łąkach. Gospodarze liczą straty i organizują patrole, a burmistrz wyznaczył nagrodę za ujęcie sprawcy.

- Mamy "powtórkę z rozrywki". Po Maciejowicach, gdzie przed laty grasował jakiś świr zaprószający ogień, teraz przyszedł czas na Kałków i Wierzbno. Sześć dużych pożarów w ostatnim czasie to przecież nie przypadek, tylko robota jakiegoś maniaka z piromańskim zacięciem - denerwuje się burmistrz Otmuchowa Jan Woźniak.

Szef gminy mocno zaangażował się w poszukiwania domniemanego podpalacza i starym, sprawdzonym już w Otmuchowie zwyczajem wyznaczył za jego wskazanie nagrodę - 2 tysiące złotych.

Zwyczaj to sprawdzony, ponieważ sprawca poprzednich pożarów, którego udało się złapać m.in. właśnie dzięki wyznaczonej przez Woźniaka nagrodzie, do tej pory siedzi za kratkami.

- Może i tym razem we współpracy z policją uda się nam drania namierzyć - liczy burmistrz.
Gospodarze są w panice. Bo dopóki płonęły sterty słomy, kawałek łąki, czy rów sprawa była poważna, ale jeszcze nie dramatyczna. Teraz jednak ogień trawi budynki gospodarcze i stodoły, skąd już tylko krok do mieszkań. Ostatnio płonęła chlewnia w Wierzbnie, którą strażacy gasili przez dwa dni. Na szczęście zwierzęta nie ucierpiały.

Ale straty są znaczne, idą w setki tysięcy złotych, a nie mniejsze koszty ponoszą jednostki OSP, które jeden wyjazd do gaszenia ognia może kosztować nawet 10 tys. zł. Zwłaszcza, że tych wszystkich pożarów strażacy naliczyli tylko w ciągu kilku ostatnich miesięcy aż osiemnaście, podczas gdy w poprzednich latach wyjeżdżali do ognia średnio dwanaście razy do roku.

Strażacy nie śpią po nocach, bo walczą z ogniem, a ludzie, zamiast odpoczywać, czuwają przy oknach swoich domów albo organizują sąsiedzkie patrole, by wystraszyć, albo złapać na gorącym uczynku potencjalnego piromana.

Bo co do tego, że pożary nie są przypadkiem, tylko dziełem szaleńca przekonani są niemal wszyscy.

- Ewidentnie mamy do czynienia z podpalaczem - twierdzi Sylwester Łucki, który mieszka na terenie otmuchowskiej gminy, a przy tym jest dyżurnym w Państwowej Straży Pożarnej w Nysie. - Bo dziwnym trafem ogień wybucha w budynkach, gdzie nie ma prądu, więc nie może być mowy o zwarciu elektrycznym. A wyładowań atmosferycznych też póki co jeszcze nie odnotowaliśmy...

Na wsie padł blady strach do tego stopnia, że teraz już jeden sąsiad drugiemu nie wierzy, bo każdy przecież jest podejrzany. Ludzie spotykają się w ustronnych miejscach, w ograniczonym gronie, by - jak mówią - zmylić podpalacza i nie dać mu się obserwować. Chcą go wziąć z zaskoczenia. Inni snują teorie o związkach podpaleń z dniami tygodnia, jeszcze inni upatrują zależności godzinowych, czy też związków z miejscem.

- Tak żyć się nie da - denerwuje się Aleksander Pacławski, który jest radnym otmuchowskiej gminy, a zarazem mieszkańcem Kałkowa i strażakiem OSP. - Po nocach nie śpię, zrezygnować muszę z wszelkich wyjazdów, bo jak sobie przypomnę ostatni pożar, gdzie ogień był wyższy niż wieża naszego kościoła, to aż głowa mnie boli. A ja też mam gospodarstwo, pięćdziesiąt sztuk bydła, dom. Inni mieszkańcy podobnie. Kto nam upilnuje tego wszystkiego? To przecież dorobek całego naszego życia...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska