Pokaż chłodnię, garnek i papiery

Krzysztof Baranowski
Wu Tianhong w kuchni swojej restauracji przygotowuje potrawy tylko z wołowiny, wieprzowiny, drobiu i ryb.
Wu Tianhong w kuchni swojej restauracji przygotowuje potrawy tylko z wołowiny, wieprzowiny, drobiu i ryb.
Nie sprawdziły się podejrzenia wobec właścicieli azjatyckich restauracji w Opolu. Zarzucano im przyrządzanie potraw z psów i kotów.

Wystąpiło z tym zarzutem opolskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. - Mieliśmy informacje, że zwierzęta giną w okolicach takich lokali. Zainteresowaliśmy sprawą policję i Sanepid - mówi Danuta Żurakowska, prezes opolskiego oddziału TOZ.
- Dodaje, że dowiedziała się też o tym od swoich znajomych, zajmujących się karmieniem bezdomnych kotów. - Mówili mi, że młodzi ludzie proponowali im niewielkie kwoty za "sprzedanie" zwierzaka.
Do mnie też docierały takie informacje - dodaje Józef Mateuszczyk, działacz TOZ. - Dostawałem je od mieszkańców. Dotyczyły wyłapywania kotów błąkających się po działkach.
- Wywnioskowaliśmy stąd, że prawdopodobnie zwierzęta są zabijane i sprzedawane do chińskiej i wietnamskiej restauracji działających w Opolu.

TOZ doprowadziło do kontoli, jaką w obu lokalach przeprowadził sanepid. - Nie potwierdziła naszych obaw - przyznaje Józef Mateuszczyk.
- Nie tylko my sprawdzaliśmy. Byli też z nami pracownicy Wojewódzkiego Inspektoratu Sanitarnego - mówi Stanisława Borucha z Działu Żywienia i Żywności Miejskiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Opolu. Badaliśmy zarówno mięso przygotowane do przyrządzania, jak i w trakcie gotowania. Przejrzeliśmy też dowody dostaw, żeby ustalić źródła pochodzenia mięsa. Nie stwierdziliśmy przypadku, by w restauracjach przyrządzono cokolwiek kupionego bez faktury. Jest to jeszcze jeden dowód na to, że psów i kotów tam nie przyrządzano. Tych zwierząt w Polsce nie hoduje się przecież na mięso.

Działacze TOZ nie do końca pogodzili się z wynikami kontroli. - Trzymam rękę na pulsie - mówi Józef Mateuszczyk.
- Mam uprawnienia inspektora i mogę z własnej inicjatywy przeprowadzać kontrole.
Dodaje, że zainteresowanie Towarzystwa menu orientalnych restauracji wynika z obowiązujących w Polsce przepisów o ochronie zwierząt.
- Psy i koty nie są u nas zwierzętami rzeźnymi. Zabijanie ich w tym celu jest nielegalne. U siebie Azjaci niech robią z nimi, co chcą - dodaje.
Podejrzenia TOZ wywołały oburzenie u dwóch opolskich właścicieli orientalnych restauracji. Jednakże Nguen Doan Dung, menager lokalu Kim Lan (wietnamski) postanowił tego nie komentować.
- Było nam przykro, ale cóż sprawa jest zamknięta i nie wracajmy do niej - mówi.

Wu Tianhong, właściciel chińskiej restauracji Shang Hai, natomiast nie krył oburzenia.
- Mam europejskich klientów. Podaję im to, co odpowiada ich gustom: drób, wołowinę, wieprzowinę, ryby i owoce morza. Wiem dobrze, że gdyby okazało się, że przyrządzam psy albo koty, mógłbym od razu zamknąć lokal. Zresztą kontrole i tak spowodowały plotki, a po nich odpływ amatorów "chińszczyzny" - mówi, pokazując pusty lokal.
- Miłośnicy zwierząt nie wyrównają ani moich strat, ani nie zapłacą za mnie czynszu i podatków. Nie wezmą też na utrzymanie pracowników - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska