Pokonać Giewont i własną słabość

archiwum prywatne
20-osobowa ekipa z Komprachcic zdobyła Giewony z cztery godziny. Gorzej było z zejściem na dół.
20-osobowa ekipa z Komprachcic zdobyła Giewony z cztery godziny. Gorzej było z zejściem na dół. archiwum prywatne
Poparzony Kamil Broy i chodzący o protezie Rafał Glinorz zdobyli szczyt dzięki pomocy przyjaciół z Komprachcic.

- Myślałem, że najtrudniejsze będzie wejście na górę, ale zejście okazało się o wiele trudniejsze - przyznaje pochodzący z podopolskich Ochódz Rafał Gliniorz.

Zdobycie Giewontu trwa normalnie nieco ponad trzy godziny. Naszej ekipie zajęło około czterech.
- Nie było źle, problemy zaczęły się przy schodzeniu - dodaje chłopak. - Gdyby nie koledzy nigdy nie zszedłbym na dół.

Przed rokiem Rafał w wypadku motycyklowym stracił lewą nogę. Od kilku miesięcy chodzi z sięgającą powyżej kolana protezą.

- Kiedy leżałem w szpitalu pomyślałem, że chciałbym wejść kiedyś na tę górę z krzyżem na szczycie. Nawet nie pamiętałem, jak się nazywa.

Michał i Łukasz Gliniorzowie to kuzyni Rafała z sąsiednich Komprachcic. Po górach chodzą od wielu lat, dlatego postanowili pomóc Rafałowi w spełnieniu marzenia. W sobotę o świcie razem z 20-osobową ekipą ruszyli na górę. Wejście na poszło znakomicie, problemy zaczęły się na szlaku kiedy proteza Rafała uległa rozszczelnieniu i zaczęła się zsuwać z nogi.

W grę wchodziło jedynie zniesienie Rafała. Jak?
- On trochę waży, dlatego niesienie na plecach nie wchodziło w rachubę - śmieją się chłopcy, którzy opróżnili plecak i włożyli na niego kuzyna. Potem zmieniali kilka razy sposoby zejścia. Zależnie od ukształtowania terenu Rafał był podtrzymywany za ramiona, momentami schodził tyłem sam, na koniec towarzysze zrobili dla niego tzw. koszyczek.

- Było nas sześciu chłopa, jakoś daliśmy radę - żartują komprachciccy taternicy.

- Kiedy stanąłem na górze bez protezy przeszedł mnie dreszcz - pod nami była wielka skarpa, a ja miałem tylko jedną nogę - wspomina Rafał.

Średnio schodzenie z Giewontu trwa 2,5 godziny. Ekipie z Komprachcic zajęło to trzy razy dłużej.

Ekipa liczyła w sumie 20 osób. Wszyscy to członkowie komprachcickiego chóru Attonare. Zespołem działającym pod egidą Samorządowego Ośrodka Kultury kieruje Renata Gliniorz, mama dwójki miłośników wspinaczki. Śpiewacy od 18 lat uświetniają wszelkie religijne uroczystości w macierzystej parafii, co chwila zbierają też nagrody w festiwalach pieśni religijnej.

Pomagają też potrzebującym. Wspierają m.in. opolskie hospicjum, Fundację "Mam Marzenie" i chore dzieci z okolicy, zimą w ciągu kilku godzin zorganizowali pieniądze na mundurek ochronny i koncerty charytatywne dla Kamila Broya, chłopaka z niedalekich Zimnic Małych. W lipcu ubiegłego roku Kamil został oblany spirytusem i podpalony. Poparzeniom II i III stopnia uległo ponad połowa jego ciała.

23-latek jest po czterech operacjach. Czuje się lepiej, ale czeka go co najmniej kilka następnych operacji. Ściągnięta i podrażniona skóra nie pozwala na swobodne ruchy, każde skaleczenie czy uderzenie jest bolesne i długo się goi.

- Zaprzyjaźniliśmy się z Kamilem, staramy się mu pomagać, dlatego pomyśleliśmy o nim od razu przy organizacji wycieczki - mówi Renata Gliniorz.

- Uczucie na szczycie jest niesamowite, trudno to opisać - wspomina Kamil, dla którego wejście na Giewont było pierwszą wycieczką w góry. Zejście też nie należało do najłatwiejszych.
- W pewnym momencie ze zmęczenia straciłem czucie w nogach - wyjaśnia Kamil. - Ale adrenalina była taka, że bólu j nie czułem .

Podczas sobotniej wspinaczki alpinistom dopisała pogoda i ... szczęście.
- Cała wycieczka zajęła nam ponad 11 godzin, gdybyśmy nie wyszli przed szóstą rano, mogłoby nas zastać ciemności - wskazuje Michał i Łukasz Gliniorzowie.

Po trwającym siedem godzin zejściu oprócz wyczerpania ekipa czuła przede wszystkim satysfakcję.
- Przybiliśmy sobie piątki i podziękowaliśmy - wspomina Łukasz
- A w domu wczasowym oczywiście uczciliśmy sukces lampką .. wody sodowej - żartuje Michał.

- Widok z góry jest niesamowity, choćby z tego powodu warto było się wspinać - komentuje Rafał Gliniorz. - Inną sprawą jest to, że teraz wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych.
Potwierdzały to również miny ludzi mijanych w drodze ze szczytu.

- Widząc nasz wysiłek a przestawali narzekać na zmęczenie - śmieją się uczestnicy wyprawy.
Kamil i Rafał myślą, że na Giewoncie ich wspinanie się nie skończy.

- Ja kupiłem sobie już buty do chodzenia po górach - śmieje się Kamil, który dziś (w środę) pojechał do Polanicy Zdrój na kolejną operację blizn.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska