Spis treści
Pół wieku temu "Potop" zagościł na kinowych ekranach
Na premierę "Potopu" czekała niecierpliwie cała Polska. Na realizację przeznaczono budżet w wysokości 100 milionów ówczesnych złotych. Wówczas było to największe przedsięwzięcie w historii polskiej kinematografii. Zdjęcia do filmu powstały w latach 1971–1973, wykorzystano plenery polskie i radzieckie.
Łącznie w filmie wystąpiło 70 aktorów w rolach pierwszoplanowych, a blisko 600 w rolach epizodycznych. W obsadzie znaleźli się między innymi Daniel Olbrychski, Małgorzata Braunek, Tadeusz Łomnicki i Kazimierz Wichniarz. Poza tym przez filmowy plan przewinęło się niemal 45 tys. statystów, a bywały i takie dni, kiedy w jednej scenie brało udział 400 koni i dwa tysiące osób. Przygotowano 23 tysiące kostiumów i tysiące rekwizytów.
Dokładnie pół wieku temu - we wrześniu 1974 roku - "Potop" zaczęto wyświetlać w kinach. Został on entuzjastycznie przyjęty przez widownię - obejrzało go w kinach ponad 27 milionów widzów. Zyskał również - przynajmniej początkowo - przychylność krytyków. Ci chwalili staranną adaptację utworu literackiego, biegłość warsztatową filmu, a także jego wartość patriotyczną i kulturową. W telewizji dzieło Jerzego Hoffmana jest powtarzane do dzisiaj.
"Potop" otrzymał liczne nagrody, między innymi przyznawane po raz pierwszy Złote Lwy na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych. Był też nominowany do Oscara w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego.
"Potop" był kręcony w Częstochowie
Część zdjęć realizowanych było w Częstochowie. Zgodę na "kręcenie" w jasnogórskim klasztorze – dokładnie tam, gdzie odbywała się akcja powieści Sienkiewicza - reżyser Jerzy Hoffman dostał pod koniec 1970 roku. Zdecydowano się na wykorzystanie współczesnej, XX-wiecznej architektury Jasnej Góry, bo była najbardziej rozpoznawalna dla przyszłych widzów.
Prace rozpoczęły się jednak dopiero rok później. Wówczas ruszyła budowa dekoracji w Częstochowie i w Mińsku. To okazało się nie lada wyzwaniem, bo przecież trzeba było ukryć wszystkie ówczesne realia, kłócące się z epoką filmu. Tutaj z pomocą ruszyli strażacy i żołnierze. Przy okazji rozgorzała ogólnokrajowa dyskusja o tym, kto ma zagrać główne role Kmicica i Oleńki.
- Gdybym nie był naprawdę święcie przekonany, że najlepszym kandydatem jest Olbrychski, nie obsadzałbym go w tej roli. Uważam, że jest jedynym - powiedział przed laty Jerzy Hoffman w rozmowie z Dziennikiem Zachodnim.
Pierwszy klaps na częstochowskim planie padł na początku grudnia 1971 roku. Wtedy to - na przełomie roku - udało się częściowo zrealizować scenę oblężenia Częstochowy. Pogoda w mieście nie była dla filmowców zbyt łaskawa. W grudniu 1971 roku w Częstochowie były silne mrozy. Niby krótkie, ale dla filmowców i statystów bardzo dokuczliwe. Efekt był taki, że wielogodzinne stanie na śniegu i mrozie kończyło się... sięganiem po napoje "z prądem".
- Pewnego dnia grupa statystów ubrana w zakonne białe habity i mundury szwedzkie zawładnęła barem przy ul. Siedmiu Kamienic w pobliżu planu filmowego. Widok „zakonników" wchodzących i wychodzących z podjasnogórskiego baru na „krzywych nóżkach" (byli tam też niektórzy aktorzy), wzbudził nie tylko sensację, ale głośną dezaprobatę kilku zakonników z pobliskiego domu zakonnego i kobiet, oczekujących na autobus miejski przy pobliskim przystanku - możemy przeczytać słowa Witolda Mielczarka w "Dziejach twierdzy Częstochowskiej na Jasnej Górze".
Wszystkich zdjęć nie udało się wówczas zrealizować. Filmowcy do Częstochowy powracali więc kilka razy. Przyjechali między innymi na kilka miesięcy przed zakończeniem produkcji - zimą 1972 i 1973 roku. Wówczas jednak pogoda również grała pierwsze skrzyce, tylko tym razem nieco inną melodię.
W mieście... nie było śniegu. Trzeba się więc było czymś ratować i wykorzystać środki imitujące śnieg. Jak wspominają ojcowie paulini sięgnięto więc po naftalinę i styropian. Ostatecznie jednak Hoffmanową ekipę musiało ratować Zakopane. Jak przypomina częstochowski klasztor, śnieżna przestrzeń koło Doliny Strążyskiej stała się... cmentarzyskiem jasnogórskiej kolubryny.
"Potop" powstawał z dbałością o detale
W trakcie zdjęć w Częstochowie zachowano autentyzm detali i wnętrz Jasnej Góry. Część rekwizytów też była autentyczna. Ojcowie paulini na Jasnej Górze udostępnili skarbiec. Poza tym w Hoffmanowej produkcji wykorzystano również autentyczną monstrancję Kordeckiego, oryginalne dary królów polskich, a także szereg innych przedmiotów, które na czas kręcenia zdjęć na Jasnej Górze opuściły gabloty skarbca.
Witold Mielczarek we wspomnianej już pracy "Dzieje twierdzy częstochowskiej na Jasnej Górze" napisał o "stosownej rekompensacie finansowej na koszta ewentualnych remontów obiektów po filmie i doprowadzenie wałów klasztornych do stanu normalnego".
Problemem okazała się też... sama wieża jasnogórska.
- Wiadomo, że w okresie „potopu" nie istniał jeszcze wysoki barokowy hełm, a sama wieża była z czerwonej cegły pokryta niewysokim czterospadowym dachem. Mogliśmy zrobić łatwo przesłonkę i odtworzyć ówczesny wygląd, ale... to nie byłaby dla widzów Jasna Góra. Została więc w filmie wieża taka, jaką zna cały świat, czyli taka, jaka jest - cytował Jerzego Hoffmana Witold Mielczarek.
Wały jasnogórskie na czas kręcenia filmu nieco się zmieniły. Zbudowano też nowe fortyfikacje, które jeszcze przez kilka lat po premierze "Potopu" były atrakcją turystyczną. Po 535 dniach zdjęciowych, dokładnie w maju 1973 roku, zakończono realizację filmu, po czym został on poddany montażowi i udźwiękowieniu.
Przy realizacji zapisano kilkanaście tysięcy metrów barwnej taśmy filmowej. Pełny materiał filmowy zrealizowany podczas zdjęć został znacznie okrojony, przez co film trwa nieco ponad 5 godzin. Według reżysera Jerzego Hofmanna, całość zrealizowanej wersji materiału trwałaby około 20 godzin projekcji. Uroczysta premiera "Potopu" odbyła się na początku września 1974 roku.
Tym wydarzeniem żyło całe miasto
Proza Henryka Sienkiewicza była dla wielu Polaków niezwykle ważna. Nie ma się więc co dziwić, że epika filmowa, która przenosiła ją na wielki ekran, wywołała tak wiele emocji. Wydarzeniem żyła cała Częstochowa.
„Rzadki to przypadek, ażeby na oczach tysięcy mieszkańców wielkoprzemysłowego miasta kręcono sporą sekwencję filmu, przedstawiającego epopeję wydarzeń siedemnastowiecznych. Niebywała to okazja dla mieszkańców Częstochowy, przyjrzenia się z bliska pracy filmowców i ekipy technicznej - zadaniu trudnemu, odpowiedzialnemu, wymagającemu umiejętności i znawstwa, rzetelności oraz niezwykłej cierpliwości" - konstatował wówczas "Dziennik Zachodni".
Filmowa wersja siedemnastowiecznej Obrony Częstochowy wymagała zaangażowania setek statystów. Szukano ich oczywiście przede wszystkim wśród mieszkańców. Chętnych nie brakowało - zgłaszali się uczniowie, a także dorośli na co dzień wykonujący różne zawody. Problemów jednak nie brakowało, bo... każdy chciał grać szlachcica, a nie biedotę. W rolę aktorów wcielili się też sami jasnogórscy zakonnicy. Statystami z kolei byli na przykład żołnierze z 6. Pomorskiej Dywizji Powietrzno-Desantowej i Śląskiego Okręgu Wojskowego.
Ci, którym nie udało się załapać do roli statystów i tak przychodzili pod Jasną Górę, żeby z bliska i na własne oczy zobaczyć plan filmowy. Ludzie zwalniali się też z pracy, żeby móc choć na chwilę się tam pojawić. Uczniowie i studenci „urywali" się ze szkół i z uczelni. Była to bowiem niebywała okazja dla mieszkańców Częstochowy, aby przyjrzeć się z bliska pracy filmowców i ekipy technicznej. Niektórzy szli tam z nieskrywaną nadzieją, że uda im się spotkać Daniela Olbrychskiego czy inne gwiazdy. Wśród zainteresowanych produkcją był również Jan Krawczyk.
- Gdy kręcili "Potop", miałem szesnaście lat. W czasie szkoły statystowaliśmy, gdy kręcili scenę pochodu na Jasną Górę. Ludzie zwalniali się też z pracy, żeby móc choć na chwilę pojawić się na planie. Było zimno, ale nikomu to nie przeszkadzało. To była przygoda. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie kolubryna, która jeszcze po zakończeniu zdjęć stała w parku jasnogórskim. Pamiętam jak przez mgłę, że było tam sporo pięknych dziewczyn, ale one wtedy myślały, jak dobrze wypaść. Nie oglądały się za takimi młokosami - wspominał kilka lat temu na łamach DZ częstochowianin.
Niektórzy aktorzy - szczególnie ci, którzy zagościli w Częstochowie na dłużej - wieczorami wychodzili w miasto i spotykali się z mieszkańcami w klubach czy świetlicach. Ba! Zresztą nie tylko mieszkańcy byli ciekawi, jak wygląda praca na planie - do Częstochowy systematycznie przyjeżdżały wycieczki i grupy turystyczne.
Archiwalne zdjęcia Jacka Kamińskiego
Wśród tych, którzy ochoczo odwiedzali plan zdjęciowy był również jeden z częstochowskich fotografów - 17-letni wówczas - Jacek Kamiński.
- Z tego, co pamiętam, to było bardzo zimno, ale śniegu niewiele. Filmowcy wspomagali się sypiąc na plan naftalinę - wspominał jakiś czas temu Jacek Kamiński na łamach DZ.
Młody miłośnik fotografii, stawiający swoje pierwsze kroki w tej dziedzinie, liczył na to, że wizyta na planie zaowocuje ciekawymi kadrami. I tak się rzeczywiście stało.
- Jako fotoamator chciałem po prostu zrobić fajne zdjęcia. Oczywiście nie było mowy, żeby dostać się w środek akcji. Czaiłem się więc w miejscach ogólnodostępnych. Na skutek mrozu zamarzała mi migawka w aparacie „Zenit", dlatego wiele zdjęć było zepsutych - przyznał Jacek Kamiński.
Dziś z sentymentem możemy powrócić do tamtych obrazków. Spójrzcie, jakie zdjęcia wykonał Jacek Kamiński podczas kręcenia klasyki polskiego kina w Częstochowie.
Nie przeocz
- Budowa obwodnicy Węgierskiej Górki. Tunele prawie na finiszu. Zobacz nowe zdjęcia
- Zaglądamy do odnowionej części zamku w Olsztynie. Podobno wieczorami słychać tu jęki
- Katowice chcą zadaszyć fragment A4 w centrum miasta i przedłużyć Park Kościuszki
- Jerzy Markowski: Zamknięcie kopalń wcześniej, niż przewiduje umowa społeczna
Musisz to wiedzieć
Zobacz Q&A z Mandaryną !
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?