Połączenia niezgodne z prawem

Małgorzata Kroczyńska
Małgorzata Kroczyńska
Autobusy miejskie nie mogą kursować poza granicami miasta - orzekł Naczelny Sąd Administracyjny.

W naszym województwie likwidacja podmiejskich linii utrudniłaby życie tysiącom ludzi.
Przedsiębiorstwa komunikacji miejskiej obsługujące linie lokalne, zdaniem sądu, łamią ustawę o transporcie drogowym. Żeby być z nią w zgodzie, musiałyby wyposażyć swoje pojazdy w koła zapasowe, bagażniki, zasłony w bocznych oknach oraz tachometry, czyli urządzenia rejestrujące przebieg kilometrów i czas przejazdu.
- To utopia. Jaka firma rzuci się na kupno autobusów z takim wyposażeniem po to, żeby móc wyjeżdżać 5 kilometrów poza miasto - zastanawia się Krzysztof Głowacki, prezes Miejskiego Zakładu Komunikacji w Nysie. - Gdyby tych podmiejskich przewozów zabrakło, to byłaby katastrofa. I dla przedsiębiorstwa, i dla pasażerów.

Nyskie MZK obsługuje dziesięć linii podmiejskich. Jego autobusy, poza Nysą, wożą pasażerów z i do Niwnicy, Domaszkowic, Kubic, Głębinowa, Radzikowic, Sękowic, Skorochowa.
- Gdybyśmy zawiesili nasze kursy, ludzie z tych miejscowości byliby praktycznie odcięci od świata - prorokuje prezes. - Bo autobusy PKS kursują tam średnio co 2 - 3 godziny, a do takiego Skorochowa, gdzie stoi dziesięć domów, takiej firmie jak PKS w ogóle nigdy nie będzie się opłacało puścić przewozu.
Z linii lokalnych MZK w Nysie korzysta przede wszystkim młodzież szkolna. Codziennie przed ósmą do szkół dojeżdża ponad 3500 uczniów. Co miesiąc firma sprzedaje 1300 biletów ulgowych na trasy podmiejskie.
Jeśli nawet nyskie MZK byłoby stać na wyposażenie swoich autobusów w wymagane przepisami urządzenia, znacznie zmniejszyłoby to ilość miejsc w każdym autobusie (zamiast 70 osób zmieściłoby się w nich najwyżej 30), a poza tym puszczenie na ulice dodatkowych pojazdów spowodowałoby niebotyczne korki. Z kolei ograniczenie kursów MZK tylko do granic miasta oznaczałoby spadek liczby pasażerów i kilometrów, więc w konsekwencji musiałoby doprowadzić do redukcji zatrudnienia w firmie. Ze 120 kierowców, którzy dziś mają pracę, zostałaby najwyżej połowa.
Najdłuższa trasa na terenie Nysy ma 7 kilometrów długości, do najdalej położonych Domaszkowic autobus musi przejechać dodatkowo 6 km.
- A przecież w dużych miastach, takich jak Wrocław, w granicach miasta z jednej dzielnicy do drugiej jest jakieś 20-25 kilometrów - szacuje Zbigniew Hałupka, kierownik dworca autobusowego w Brzegu, gdzie PKS przed siedmiu laty przejął obsługę linii miejskich i podmiejskich.

Jedenaście autobusów w ramach komunikacji miejskiej obsługuje miejscowości oddalone od Brzegu o 5-12 km: Lipki, Pawłów, Kościerzyce, Żłobiznę, Bierzów, Zielęcice i największe - leżące już poza granicami miasta - osiedle Skarbimierz, liczące ponad 1700 mieszkańców. Żeby przejąć miejskie trasy, brzeski PKS wyremontował i kupił autobusy przystosowane do takich przewozów.
- Mamy autosany, volvo, pojazdy, których ze względu na przeznaczenie producent nie wyposaża nawet w koła zapasowe - mówi Hałupka - Ale też nie ma takiej potrzeby. Jeśli już trzeba wymienić koło, to na takich krótkich odległościach nie ma żadnego problemu. Mamy sygnał, to błyskawicznie wysyłamy pogotowie techniczne. Możemy też natychmiast podesłać drugi wóz.

Jeżeli brzeska firma musiałaby się poddać wyrokowi Naczelnego Sądu Administracyjnego, kursy podmiejskie przejmą autobusy PKS. Pasażerowie musieliby dojeżdżać do granicy miasta jednym autobusem, potem przesiadać się na kolejny albo wędrować od razu na dworzec PKS.
Nowe przepisy nie objęłyby natomiast kędzierzyńsko-kozielskiego przedsiębiorstwa komunikacji miejskiej.
- Dziewięć naszych linii obsługuje dość rozległy teren, w promieniu 20 kilometrów - mówi Antoni Żuchora, zastępca dyrektora MZK w Kędzierzynie-Koźlu. - Na szczęście najodleglejsze Sławięcice czy Kłodnica dzięki decyzjom administracyjnym formalnie leżą w granicach miasta. I nasza koncesja na przewóz obejmuje właśnie miasto. Jesteśmy więc w zgodzie z przepisami, chociaż jeździmy na dłuższych trasach niż na przykład autobusy brzeskie.

W Opolu autobusy Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego obsługują pięć linii pozamiejskich. Jeżdżą do Czarnowąs (nr 6), do Wawelna i Ochódz (nr 8), do Sławic (13), do Wawelna (16) przez Mechnice i Chróścice, a nr 21 do Czarnowąs przez Krzanowice. Najdłuższą trasę ma "ósemka". Od granic miasta do ostatniego jej przystanku jest około 10 km. Dojeżdżają nimi przede wszystkim uczniowie opolskich szkół. Rano autobus pęka w szwach. Dla wielu podróżnych z gminy Komprachcice jest jedynym środkiem transportu.

- Jeśli będziemy musieli dostosować się do przepisów i zrezygnować z kursów podmiejskich, linie te nie będą zawieszone, tylko ich trasa kończyć się będzie wraz z granicami miasta - mówi Janusz Granat, prezes zarządu spółki MZK. - Dla naszej firmy nie będzie to duża strata. Kursy te stanowią tylko 8 procent naszej działalności. Szkoda nam tylko ludzi, którzy codziennie dojeżdżają do pracy i szkoły.
Przystosowanie autobusów do nowych wymagań technicznych nie wchodzi w rachubę. Co prawda 25 najnowszych autobusów ma odpowiednie urządzenia, nie mają jednak koła zapasowego, bagażnika i zasłon na bocznych oknach. Dodatkowe wyposażenie było im do tej pory niepotrzebne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska