W roku 1976 w Czechosłowacji, Polsce i NRD, z szeregów oficerów lotnictwa wojskowego wybrano po dwóch kandydatów na kosmonautów. Do grupy polskich kandydatów należało pięciu pilotów lotnictwa wojskowego: ppłk Zenon Jankowski, mjr Mirosław Hermaszewski, mjr Andrzej Bugała, mjr Henryk Hałka i por. Tadeusz Kuziora. Komisja lekarska specjalistów radzieckich z Centrum Przygotowania Kosmonautów, pod kierownictwem kosmonauty lekarza Wasilija Łazariewa, wybrała dwóch - ppłk. Zenona Jankowskiego i mjr. Mirosława Hermaszewskiego. W grudniu 1976 roku odlecieli oni do podmoskiewskiego Gwiezdnego Miasteczka. Przygotowania przebiegały w głębokiej tajemnicy.
Kandydatów przed odlotem do ZSRR przyjęli minister obrony narodowej gen. armii Wojciech Jaruzelski i I sekretarz KC Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Edward Gierek. Także w tajemnicy. Nie opublikowano wówczas żadnego komunikatu.
Żeby się kulkało
Edward Gierek w towarzystwie gen. Jaruzelskiego, korzystając z przerwy w obradach Komitetu Centralnego, serdecznie powitał lotników w gabinecie recepcyjnym w gmachu Komitetu Centralnego.
- Polska obecność razem z towarzyszami radzieckimi w Berlinie w pamiętnym 1945 roku i teraz, na pokładzie kosmicznego statku w drodze ku nowym epokom dziejów świata, to wydarzenie o historycznym znaczeniu. Wasz przyszły lot to jeszcze jeden dowód, że mamy prawo być dumni z naszego narodu...- powiedział I sekretarz.
Na zakończenie spotkania I sekretarz KC PZPR Edward Gierek po ojcowsku przycisnął do piersi obu lotników:
- Żeby się wszystko dobrze "kulkało", jak mówią na Śląsku. Czekamy na wasz szczęśliwy powrót - życzył im.
Jak Hermaszewski nagle
zachorował i ozdrowiał
W Gwiezdnym Miasteczku przygotowania do lotu kosmicznego zaczęli kandydaci z Polski, Czechosłowacji i Niemieckiej Republiki Demokratycznej. W roku 1978 dołączyli do nich kandydaci z pozostałych krajów socjalistycznych i związanych ze Związkiem Radzieckim.
Pierwszy z tej grupy miał polecieć polski kosmonauta, jako przedstawiciel największego, najważniejszego sojusznika ZSRR w rodzinie krajów socjalizmu. Jednak ówcześni nasi przywódcy, Edward Gierek i premier Piotr Jaroszewicz tracili już sympatię radzieckiego przywódcy Leonida Breżniewa, a Politbiuro Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego skłaniało się do oddania laurów pierwszeństwa Czechosłowacji, bowiem - chociaż, rzecz jasna, nigdzie otwarcie o tym nie mówiono - miała to być swojego rodzaju rekompensata za interwencję wojskową w Czechosłowacji w 1968 roku i manifestacja poparcia dla Gustawa Husaka.
Na użytek propagandy twierdzono, że o kolejności startów decydują wymogi programu naukowego realizowanego przez międzynarodowe załogi.
"Na posiedzeniu Biura Politycznego - pisał w swoim dzienniku członek Biura Politycznego Józef Tejchma, były minister kultury, wicepremier - Gierek poinformował, że ZSRR wyśle w kosmos statek, na którym będzie pierwszy kosmonauta spoza Związku Radzieckiego, mianowicie: Czech. Nasze długie starania, aby był to Polak, nie miały - jak powiedziano - żadnych szans. (...) Jest to represja wobec Polski; jeśli się weźmie pod uwagę styl stosunków w obozie socjalistycznym".
Znaleziono sposób, żeby wykosić Mirosława Hermaszewskiego, głównego polskiego kandydata. Nagle okazało się, że jest chory. Pewnego dnia, gdy po ośmiu godzinach ćwiczeń wyszedł on zmęczony z symulatora statku kosmicznego Sojuz, jeden z przełożonych oddziału kosmonautów ujrzawszy go wykrzyknął:
- Co ty tu robisz?! Przecież jesteś chory, w oddziale leży twoje zwolnienie lekarskie.
Hermaszewski zdumiał się, przecież nigdy w życiu nie chorował, nawet na grypę czy anginę.
Jeden z lekarzy z personelu Gwiezdnego Miasteczka podczas kolejnej serii badań tłumaczył Hermaszewskiemu obłudnie:
- Ja ciebie traktuję jak syna. Chcę, żebyś ty poleciał w kosmos, ty musisz polecieć. Ale wiesz, chory jesteś, musisz poddać się operacji.
Hermaszewski nie zgodził się.
- Trudno - skwitował jego odmowę lekarz - nie polecisz.
Hermaszewskiemu w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 1977 roku wyznaczono termin zgłoszenia się w szpitalu, a zabieg usunięcia migdałów zaplanowano na dzień przed Sylwestrem. Pacjent wprost wrzeszczał, że jest zdrowy. Daremnie. Zabieg przeprowadzał sam ordynator szpitala. Przez kilkadziesiąt minut grzebał Hermaszewskiemu w gardle. Potem, na jego oczach, rozciął jeden z usuniętych migdałów... Zdziwiony spojrzał na pacjenta, przeciął drugi migdał i powiedział:
- Mirosławie, miałeś rację, one nie były chore.
Zrobiono mu badania opadu krwinek czerwonych. Od znajomej laborantki Hermaszewski dowiedział się, że wynik badania wynosi osiem. Ale przyszedł profesor, pokiwał smutno głową i powiedział: - Źle, osiemnaście.
Zebrał potem komisję złożoną z profesorów, doktorów i generałów, kazał przywołać Hermaszewskiego i oświadczył mu:
- Przykro mi, ale muszę wam zakomunikować, że jesteście chorzy nie tylko jako kosmonauta, ale jako lotnik, nie tylko jako lotnik, ale jako człowiek.
- Co?! - Hermaszewski nie wierzył własnym uszom.
- Macie wadę zastawek.
Premierowi Jaroszewiczowi podczas jego wizyty w Moskwie powiedziano, że polski kandydat do lotu kosmicznego ma wadę serca i chore migdały. Na próby interwencji premiera Jaroszewicza w tej ważnej dla Polski sprawie odpowiedziano krótko: uże reszeno wsio*.
Po pewnym czasie Hermaszewski nagle cudownie ozdrowiał, ale sprawa była już przesądzona. Pierwszym przedstawicielem programu "Interkosmos" na orbicie wokółziemskiej został w marcu 1978 roku Czech Vladimir Remek. Poleciał na pokład stacji orbitalnej Salut-6 na pokładzie statku kosmicznego Sojuz-28.
"Definitywnie przekreślone zostały więc nasze prestiżowe starania, aby pierwszym kosmonautą socjalistycznym (nie radzieckim) był Polak. Wiemy, że jest to ukaranie Polski i nagrodzenie Czechosłowacji" - pisał znowu w swym dzienniku Tejchma.
Co z kosmosem mają
wspólnego ojcowie
Polak poleciał w drugiej kolejności. 27 czerwca 1978 roku wystartował na orbitę wokółziemską statek kosmiczny Sojuz-30 z Piotrem Klimukiem i pierwszym polskim kosmonautą, majorem Mirosławem Hermaszewskim.
Po starcie Hermaszewskiego zagrały wszystkie trąby propagandy sukcesu. Telewizja i radio przerwały swoje programy, aby nadać niezwykłą wiadomość, ukazały się nadzwyczajne dodatki gazet. Pierwszy Polak w kosmosie!, Nowy etap współdziałania, Symbol braterstwa polsko-radzieckiego, Polska flaga w kosmosie, Radość, duma, satysfakcja - głosiły nagłówki gazet. - Świadectwo polskich możliwości - powiedział o starcie w kosmos Hermaszewskiego w wypowiedzi dla głównego wówczas polskiego dziennika "Trybuny Ludu" H. Klare, prezydent Akademii Nauk NRD. Polska Agencja Prasowa podała, co Polak zabrał ze sobą w lot kosmiczny: przedmioty o głębokim, bliskim nam charakterze symbolicznym. Były to: flaga narodowa i godło państwowe Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej oraz fotografie Edwarda Gierka i Leonida Breżniewa, ziemia zebrana z pól Lenino i z Warszawy, miniaturowe wydania "Manifestu Komunistycznego", "Manifestu PKWN", "Konstytucji PRL", emblematy VI i VII Zjazdu PZPR oraz proporce - Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, Frontu Jedności Narodu, Wojska Polskiego, Federacji Socjalistycznych Związków Młodzieży Polskiej, Związku Bojowników o Wolność i Demokrację, Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, Huty Katowice - budowanej przy pomocy Związku Radzieckiego i rurociągu orenburskiego, będącego przykładem ekonomicznej współpracy krajów socjalistycznych, także plakietka Szpitala-Pomnika Centrum Zdrowia Dziecka.
Na Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu śpiewano piosenkę: "Polski lotnik kosmonauta, ...w naszych dziejach złota karta".
Obu kosmonautów, dowódcę Sojuza-30 Piotra Klimuka i Mirosława Hermaszewskiego, nagrodzono wysokimi polskimi odznaczeniami. Ojciec Klimuka, żołnierz Armii Czerwonej, poległ w czasie II wojny światowej na ziemiach polskich, zorganizowano dużą akcję poszukiwania jego grobu i znaleziono go. Wykorzystano ten fakt świadczący o polsko-radzieckim braterstwie broni w propagandzie. Jest bardzo prawdopodobne, że na towarzysza lotu specjalnie dla Hermaszewskiego wybrano właśnie Klimuka. Ojciec Hermaszewskiego zginął z kolei w ZSRR. Gdy w Głównym Zarządzie Politycznym WP przygotowywano życiorys Hermaszewskiego, wzbogacono go o pewien szczegół - dopisano, że ojciec kosmonauty zginął w 1943 roku z rąk hitlerowców. Hermaszewski próbował protestować, prawda była przecież taka, że jego ojca zamordowali Ukraińcy w wiosce koło Równego. Ówczesny szef GZP gen. broni Włodzimierz Sawczuk osobiście zabronił tego publikować. - Wy nie znacie historii - krzyczał na Hermaszewskiego.
Laury na ziemi
Pierwszy polski kosmonauta dostał w nagrodę awans na podpułkownika (i tak by go dostał niewiele później) i samochód marki polonez. Po jakimś czasie ze Związku Radzieckiego przywieziono lądownik Sojuza-30. Wystawiano go najpierw na Marszałkowskiej w Warszawie, przy Domu Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, a potem na dziedzińcu Muzeum Wojska Polskiego. W jednej z sal wystawowych muzeum, za szybą, powieszono skafander kosmiczny pierwszego polskiego kosmonauty podarowany przez ZSRR. Pewien dziennikarz w rozmowie z naszym kosmonautą w 1990 roku zadał mu pytanie: Ogląda pan czasem w Muzeum Wojska Polskiego swój statek kosmiczny i skafander? - Tak... Kiedyś obejrzałem... - odpowiedział gen. Hermaszewski. - Wie pan, nie wiem czy powinienem o tym mówić... Ale nie jestem przekonany, czy lądownik jest autentyczny. No, niech lepiej tak zostanie, że nie wiem czy jest autentyczny, bo nie byłem w nim w środku. A skafander, choć jest na nim moja wizytówka, nie jest mój. Na mnie jest za mały, a na Zenia Jankowskiego za duży. Kiedyś napomknąłem o tym, ale ofuknięto mnie, żebym siedział cicho.
No i co, że poleciał?
Mimo starań propagandy euforii tłumów nie było. Malkontenci pytali: a ile to kosztowało? W środkach masowego przekazu podkreślano, że Związek Radziecki wspaniałomyślnie udostępnił miejsce w swym statku kosmicznym nieodpłatnie. Cóż z tego, skoro powszechnie było wiadomo, że cała ta pisanina o wykorzystywaniu badań kosmicznych dla potrzeb gospodarki narodowej była po prostu fikcją, faktem tylko gazetowym. Radzieckie załogowe loty kosmiczne służyły po prostu demonstrowaniu wyższości ustroju socjalistycznego nad kapitalizmem. Następne dziesięciolecia pokazały, że loty kosmiczne stały się wielkim rozczarowaniem ludzkości. Przy ogromnych nakładach trudno jest uzyskiwać jakieś konkretne korzyści. Te loty kosmiczne, każdy za kilkanaście milionów dolarów, miały w czasach Breżniewa znaczenie w zasadzie tylko propagandowe, nic więcej po nich nie zostało.
(Autor jest dziennikarzem "Magazynu Astronautycznego")
* uże reszeno wsio (ros.) - już wszystko postanowiono.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?