Targi nto - nowe

Poleżałeś, wychodź i nie wracaj!

rys. Andrzej Czyczyło
rys. Andrzej Czyczyło
Narodowy Fundusz Zdrowia nie płaci szpitalom za leczenie tych pacjentów, którzy trafiają do nich częściej niż raz w miesiącu.

Konkretnie chodzi o osoby hospitalizowane ponownie z powodu tego samego schorzenia, przed upływem 30 dni od zakończenia poprzedniej kuracji. Jeśli dochodzi do takiej sytuacji - a zdarza się to nierzadko - wówczas szpital leczy pacjenta na swój koszt. Według lekarzy to jakiś absurd.

- Ostatnio mieliśmy kontrolę z funduszu zdrowia, który zakwestionował nam kilka takich hospitalizacji - mówi dr Andrzej Struzik, dyrektor ZOZ w Głuchołazach. - W jednym z tych przypadków chodziło o pacjentkę, która w dwóch następujących po sobie miesiącach miała po dwa napady padaczkowe i trafiała do nas cztery razy. Podawane jej za każdym razem leki były bardzo kosztowne, tymczasem fundusz zapłacił nam tylko za dwie hospitalizacje, po jednej w każdym miesiącu. Chociaż ani ta kobieta, ani my nie wymyśliliśmy u niej tej choroby.
Inne zakwestionowane hospitalizacje dotyczyły osób z zaostrzoną "wieńcówką" i napadowym migotaniem przedsionków. Dyrekcja zoz odwołała się do funduszu, uzasadniając te przyjęcia jako szczególne przypadki, ale nic nie wskórała.
- Nie wyobrażamy sobie, abyśmy odmówili pomocy tym chorym, gdyż byłoby to niehumanitarne - dodaje dr Struzik. - Fundusz wprawdzie tego nie negował i nie zarzucał nam nadużycia, ale trzyma się sztywno przepisu. Tymczasem powinien takie przypadki rozpatrywać indywidualnie.

Pacjentów, którzy wracają na leczenie szybciej, niż pozwala na to przepis, miewa każdy szpital, gdyż, jak twierdzą dyrektorzy tych placówek, jest to nieuniknione. Bo choroby nie da się z góry przewidzieć ani zaprogramować.
- Dotyczy to najczęściej ludzi ze schorzeniami przewlekłymi, którzy i tak będą do nas wracać - twierdzi dr Zbigniew Brachaczek, zastępca dyrektora ds. medycznych Szpitala Powiatowego w Strzelcach Op. - Przykładowo, jeśli ktoś cierpi na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc, to jego stan zmienia się w zależności od pogody. Bywa, że wymaga on natychmiastowej hospitalizacji, ale wystarczy kilka dni pobytu w szpitalu i pacjent wraca do normy. A po trzech tygodniach znowu pojawiają się u niego duszności. I co, mamy go nie przyjąć?
Niektóre szpitale kombinują w ten sposób, że szukają dla takiego pacjenta innej placówki. Jednak w sytuacji, gdy w powiecie jest tylko jeden szpital, nie ma pola manewru. Albo trzeba odesłać chorego z kwitkiem, albo wziąć koszty jego leczenia na siebie, co często powiększa tylko szpitalne długi.
- Tak naprawdę nie mamy manewru, bo jeśli odesłanemu pacjentowi coś się stanie, to my za to odpowiemy - dodaje dr Brachaczek.
Przepis, który pozwala na niepłacenie za pacjenta szpitalowi, jeśli to samo schorzenie powtarza się w ciągu 30 dni, został wprowadzony 3 lata temu już przez opolską kasę chorych, a oddział funduszu ją kontynuuje. Jak się okazuje, zasada ta nie obowiązuje jednak w całym kraju.
- Każda z kas chorych wprowadziła bowiem wtedy swój regulamin - wyjaśnia dr Roman Kolek, zastępca dyrektora oddziału opolskiego Narodowego Funduszu Zdrowia ds. medycznych. - Na przykład jedne kasy płaciły za pierwsze trzy dni hospitalizacji, a inne za pięć. Natomiast my uważamy, że przyjęte u nas rozwiązanie jakieś uzasadnienie ma. Znamy bowiem przypadki, gdy pacjent przebywał na oddziale dwa tygodnie, szedł do domu na dwa dni i znowu wracał do szpitala.

Funduszowi chodzi o to, czego nie ukrywa, aby szpitale nie pozbywały się zbyt szybko niedoleczonych pacjentów, nie ograniczały się tylko do wykonania im jakiegoś zakresu badań i nie "nabijały" sobie kolejnych hospitalizacji.
- Kto płaci, ten musi kontrolować - podkreśla Kazimierz Łukawiecki, dyrektor opolskiego oddziału NFZ. - Jakieś bariery powinny być. Szpitale muszą przyjmować pacjentów, jeśli dojdzie do pogorszenia ich stanu zdrowia. Rozliczane są one przez nas w całości i powinno im się to jakoś bilansować.

Okazuje się też, że jeśli pacjent leży na jednym oddziale w szpitalu, a potem przechodzi na drugi, to fundusz płaci za jego pobyt tylko na tym ostatnim.
- To kolejny paradoks - stwierdza Renata Ruman-Dzido, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Opolu. - Mieliśmy chorych, którzy trafili na internę z powodu nadciśnienia, gdzie jednocześnie wykryto u nich boreliozę, więc musieli potem kontynuować leczenie na oddziale zakaźnym. Mogliśmy ich wypisać i przyjąć ponownie w następnym miesiącu, ale byłoby to niehumanitarne, więc ponieśliśmy straty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska