Policja! Na ziemię! Opolscy antyterroryści w akcji

Fot. Archiwum sekcji antyterrorystycznej
Fot. Archiwum sekcji antyterrorystycznej
Po "figuranta" najczęściej przyjeżdżają o świcie. Nie bawią się w Wersal, nie zadają pytań, nie dyskutują. Jeśli już zapukają do drzwi, to stalowym taranem. Co roku opolscy antyterroryści przeprowadzają kilkadziesiąt akcji. Ostatnią 10 sierpnia w Kędzierzynie-Koźlu.
Przemek mieszka w Opolu. Ma 30 lat, na oko 185 cm wzrostu, wysportowaną sylwetkę, krótkie włosy i sympatyczne spojrzenie. I to tyle, co o Przemku możemy napisać. Dlaczego? Bo jest antyterrorystą, czyli policjantem od zadań specjalnych. Można powiedzieć, że anonimowość w jego pracy to pierwsze przykazanie. W opolskiej sekcji antyterrorystycznej służy od dwóch lat. Jest najmłodszy wiekiem i stażem.

- Zawsze chciałem tu służyć - nie ukrywa Przemek. - Co tu dużo mówić - praca ciekawa, pod presją, adrenalina wydziela się prawie cały czas. Kto raz spróbował, nie będzie chciał robić nic innego.


Najlepsi z najlepszych
Sekcja antyterrorystyczna przy Komendzie Wojewódzkiej Policji w Opolu powstała 1 sierpnia 2003 roku. Została powołana decyzją komendanta głównego policji. Wcześniej był tu nieetatowy pododdział specjalny. W jego skład wchodzili "zwykli" policjanci, którzy w razie potrzeby wysyłani byli do trudniejszych akcji.

- Jednak żeby skutecznie walczyć z przestępczością, i to tą najgroźniejszą, potrzebna jest osobna sekcja złożona z policjantów, którzy wykonują najniebezpieczniejsze zadania - wyjaśnia generał Bogdan Klimek, komendant wojewódzki policji w Opolu. - Ci ludzie muszą pracować razem, być zgrani, ufać sobie bezgranicznie. W tym łańcuchu nie może być słabego ogniwa. Z doskoku tego zrobić się nie da.

Antyterrorystą nie może zostać każdy. I to nie ze względu na budowę ciała, bo typowych "Pudzianów" w sekcji nie ma.

- W tej robocie potrzebni są ludzie zwinni, którzy szybko wejdą po balkonach na piąte piętro oraz silni, którzy taranem sforsują drzwi, ale wszystkich musi ich łączyć kilka cech: silna psychika, lojalność i oddanie służbie - wylicza gen. Bogdan Klimek.

Sito selekcji jest gęste. Po pierwsze kandydaci do jednostki specjalnej muszą być policjantami i mieć końskie zdrowie. To na początek. Po złożeniu podania trzeba przejść mordercze testy sprawnościowe. Kandydat musi między innymi przepłynąć 50 metrów przynajmniej w 35 sekund, w 12 minut przebiec co najmniej 2900 metrów, skoczyć w dal obunóż 2,5 metra, podciągnąć się na drążku 16 razy, sześć razy wycisnąć sztangą ciężar równy wadze swojego ciała. Kandydat do sekcji AT musi też zaliczyć bieg zwinnościowy po specjalnie przygotowanym torze, w minutę zrobić 55 brzuszków, czy na poręczach gimnastycznych podciągnąć się 20 razy.

- Te wszystkie wartości to minimum - wyjaśnia 34-letni Grzegorz, który w policji jest od 14 lat. Przed wstąpieniem do jednostki specjalnej pracował w wydziale kryminalnym. - Jednak nie gwarantują one przyjęcia. Zawsze przecież znajdzie się ktoś, kto zrobi więcej niż wymagane minimum.
A trzeba pamiętać, że kandydatów na antyterrorystów jest więcej niż miejsc.

- Bo nabór przeprowadzany jest wówczas, kiedy zwolni się miejsce, a to dzieje się niezmiernie rzadko - dodaje Grzesiek. - Trzeba czekać aż ktoś odejdzie na emeryturę lub zwolni się ze służby.

Po testach sprawnościowych przychodzi czas na psychologa. Przejście tego sita dla niektórych może być trudniejsze od testów fizycznych. - To sześć godzin przysłowiowego prania mózgu - śmieją się opolscy antyterroryści.

Na końcu kandydata czeka jeszcze rozmowa ze specjalną komisją, która decyduje, czy nadaje się do sekcji antyterrorystycznej.


Młody - tak starsi antyterroryści nazywają nowego kolegę - nie jest od razu kierowany na pierwszą linię "frontu". Owszem, bierze udział w akcjach, ale jako kierowca, nosi sprzęt. Żeby być w centrum wydarzeń, musi przejść tzw. kurs wyrównawczy.

- Tam uczy się m.in. taktyki, wspinaczki, zjeżdżania po linie - wylicza Grzesiek. - Musi nabrać pewności siebie, zgrać się z pozostałą częścią zespołu.

Przemek (najmłodszy opolski antyterrorysta) bardzo dobrze pamięta swój pierwszy wyjazd na "robotę".
- Czekałem na nią dwa tygodnie. Pojechaliśmy do Kędzierzyna-Koźla po faceta, który chciał zabić swoją żonę - mówi. - Miał nóż i zabarykadował się w mieszkaniu.

48-letni Jarosław B. od dłuższego czasu znęcał się nad rodziną. Według śledczych mężczyzna był bardzo brutalny. Poniżał żonę, dusił ją, wyrzucał siłą ze wspólnego pokoju, groził, że ją zabije. Kobieta nie wytrzymała poniżeń i zgłosiła sprawę policji.

Dwa miesiące później, w dniu, w którym policjanci zakończyli postępowanie przygotowawcze w sprawie znęcania nad rodziną, Jarosław B. wszczął kolejną awanturę. Zaczął narzekać, że żona chce go wpędzić do więzienia. Twierdził, że to i tak bez sensu, bo prędzej czy później ją zabije, po czym poszedł do kuchni po nóż. Kiedy wrócił do pokoju, zaczął zadawać ciosy. Najpierw w klatkę piersiową, a kiedy żona próbowała uciec z pokoju, dźgnął ją w plecy i biodro. Kobiecie udało się uciec i schronić u sąsiadki, która wezwała policję.

Przed przyjazdem mundurowych Jarosław B. zabarykadował drzwi szafą i krzyczał, że wyskoczy z okna. Po wielu godzinach bezskutecznych pertraktacji został obezwładniony przez antyterrorystów.

- Już wyskakiwał z okna, kolega złapał go za nogę - mówi Przemek. - Wcześniej jednak musieliśmy wyważyć drzwi i użyć gazu łzawiącego. Pamiętam, że czułem straszne pieczenie na skórze twarzy. Od tej pory wiedziałem, żeby na akcję nie jechać ogolonym, bo gaz dodatkowo podrażnia skórę - śmieje się.


Trening czyni mistrza
Na co dzień antyterroryści szkolą się i podnoszą swoje umiejętności.
- Mamy to w naszych obowiązkach - mówią. - Zresztą co jakiś czas musimy zdawać testy sprawnościowe. Kto ich nie zaliczy, odpada.

Do firmy przychodzą rano. Każdy dzień wygląda inaczej, jednak zawsze zaczyna się od biegania. Pokonują od 5 do 15 kilometrów.

- Potem wracamy na bazę - mówi Grzesiek. - W zależności od rozpiski, mamy kolejne zajęcia.
Szkolą taktykę, ćwiczą wejścia do pomieszczeń, zatrzymywanie samochodów, biorą udział w zajęcia wysokościowych, z obsługi broni, chodzą na basen, siłownię, mają zajęcia na macie ze sztuk walki. Dwa razy w tygodniu ćwiczą strzelanie. I tak przez osiem godzin dziennie z przerwą na posiłki.

- Ale na służbie jesteśmy 24 godziny na dobę - wyjaśnia 35-letni Andrzej. Antyterrorystą jest już dziewięć lat. - Dzwoni telefon w środku nocy, albo kiedy leżysz z żoną na plaży i trzeba jechać na akcję.
Nie ma zmiłuj się.

Na sygnał każdy jedzie do bazy. Tam mają kilka minut na przygotowanie się. Ubierają kombinezony, kamizelki kuloodporne, hełmy, kominiarki, gogle na oczy, kamizelki na osprzęt, z magazynu pobierają broń, tarany, tarcze i ruszają do akcji.

Co roku opolscy antyterroryści uczestniczą w kilkudziesięciu "robotach". Są wzywani tam, gdzie potrzeba specjalnych umiejętności, taktyki lub istnieje duże zagrożenie dla życia i zdrowia obywateli oraz innych policjantów. M.in. to antyterroryści zatrzymali bandytów, którzy napadali na banki w Opolu.

Do pierwszego skoku doszło 11 grudnia 2007 roku. Tuż przed godz. 17.00 w oddziale banku PKO BP przy ul. Koszyka na opolskim Zaodrzu było dwóch klientów i dwóch pracowników. W pewnym momencie otworzyły się drzwi i do środka wpadli zamaskowani mężczyźni. Krzyknęli, że to napad i kazali wszystkim położyć się na ziemi. Jeden z nich mierzył z pistoletu do pracowników oraz klientów banku, drugi podbiegł do kasy i wyciągał z niej pieniądze - 32 300 zł.

Do drugiego napadu doszło w lutym zeszłego roku. Bandyci obrabowali wówczas bank przy ul. Grota- Roweckiego. Z szuflad ukradli 37 580 zł. Gdy uciekali, natknęli się na jadący radiowóz. Policjanci złapali jednego z nich, dwóm pozostałym udało się wymknąć obławie. Pojechali do Krakowa, a później na narty do Zakopanego. Po powrocie do Opola zostali zatrzymani przez antyterrorystów w opolskich Grudzicach.

- Rzuciliśmy granat hukowy pod ich samochód - opowiada Grzegorz. - To robi wrażenie. Akcja trwała kilka sekund i figuranci leżeli skuci w kajdanach. Pod siedzeniem ich samochodu znalazłem natomiast odbezpieczony pistolet.

Ostatnią akcję opolscy antyterroryści przeprowadzili 10 sierpnia. Dwaj zamaskowani mężczyźni wtargnęli o piątej rano do jednego z mieszkań przy ul. Wrocławskiej w Opolu i grożąc atrapą broni, zażądali od lokatorów pieniędzy. Skrępowali też swoje ofiary. Nie wiadomo, co by się stało, gdyby nie sąsiadka. Kobieta usłyszała hałas dobiegający z góry i poszła sprawdzić, co się dzieje. Kiedy zapukała w drzwi, bandyci najprawdopodobniej się przestraszyli i uciekli. Kryminalni z Komendy Miejskiej Policji szybko ustalili, że podejrzani o napad mieszkają kilka ulic dalej, w jednym z bloków przy ulicy Okrzei. Sami jednak nie zdecydowali się na wejście. Zatrzymali ich antyterroryści.

Ważne jest rozpoznanie
Żeby akcja przebiegła szybko i pomyślnie, ale przede wszystkim bezpiecznie dla osób postronnych i antyterrorystów, potrzebne jest rozpoznanie.

- Na wagę złota jest każda informacja - mówi Grzesiek. - Ile osób jest w mieszkaniu, czy figurant jest alkoholikiem, bierze narkotyki, leczy się psychiatrycznie, czy osoba, którą mamy zatrzymać ma broń palną, nóż, czy na posesji jest pies, jaki to pies.

Każdy przed akcją ma też przydzielone zadania. Jeśli trzeba wyważyć drzwi, to najpierw ogląda je osoba, która wie o nich wszystko. Sprawdza zamki, zawiasy, futryny, model drzwi. To ona decyduje, czy trzeba użyć taranu, czy np. "chuliganów", czyli specjalnych łomów. Kiedy drzwi nie stanowią już przeszkody, grupa wpada do lokalu. Zawsze z okrzykiem "Policja, na ziemię!". O każdej akcji jednostki antyterrorystycznej zawiadamiane są służby ratunkowe. W odwodzie czeka karetka i lekarze. To na wypadek, gdyby coś poszło nie tak.

- Oczywiście, wśród nas też są ludzie przeszkoleni w udzielaniu pierwszej pomocy - mówi Andrzej.
Funkcjonariusz jednostki specjalnej nigdy nie działa w pojedynkę. To praca zespołowa. Dlatego wszyscy są tu jak rodzina.

- Mamy do siebie stuprocentowe zaufanie - mówi Grzesiek. - W tej robocie inaczej się nie da.
Ale łapanie groźnych bandytów to niejedyne zajęcie jednostek specjalnych. Antyterroryści zajmują się też innymi sprawami. Konwojują świadków koronnych, pomagają przy likwidowaniu uprawy konopi indyjskich, jeżdżą na misje, obstawiają mecze piłkarskie podwyższonego ryzyka, zajmują się ładunkami wybuchowymi, a ich pokazy na policyjnych festynach są głównym gwoździem programu.

Pracy nie zabierają do domu
Służba w jednostkach specjalnych wiąże się z anonimowością. Lekarz, prawnik, hydraulik, czy budowlaniec mogą rozmawiać ze swoimi bliskimi o pracy, pójść z dzieckiem do przedszkola i opowiedzieć, czym się zajmują. Tutaj nie ma o tym mowy.

- Wypracowałem z żoną taką zasadę, że w domu o pracy nie rozmawiam - mówi Andrzej. - Ona to rozumie. Wiem, że kiedy dostaję wezwanie i wychodzę z domu, boi się o mnie. Dlatego zaraz po robocie dzwonię do niej i mówię, że jestem cały i zdrowy. I to tyle.

- Im rodziny wiedzą o naszej pracy mniej, tym lepiej dla nas wszystkich - dodaje Grzesiek. - Tak jest po prostu bezpieczniej. Dla nas i dla nich.

Są jeszcze inne dobre strony anonimowości w tym fachu. - Są ludzie, którzy chętnie zmierzyliby się z antyterrorystą - przyznaje Andrzej. - Jeden z drugim wychyli kielicha i robi się odważny. Musimy unikać takich sytuacji.

Chociaż opolscy antyterroryści spędzają z sobą wiele czasu, to po pracy też lubią się spotkać.

- Jesteśmy normalnymi młodymi ludźmi, którzy mają ochotę na rozrywkę - zapewniają. - Na przykład kiedy nowy wstępuje do służby, w dobrym zwyczaju jest, żeby postawił piwo.
P.s. Imiona policjantów zostały zmienione.


Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska