Kiedyś tętniło tu życie, produkcja szła pełną parą, kursowały miejskie autobusy. Potem miał wejść Opel, ale Gliwice miały lepszą ofertę i autostradę. Dziś straszy tu krajobraz księżycowy - dziesiątki pordzewiałych konstrukcji tonie w nieskoszonej trawie, płoty świecą dziurami, na środku strzela w niebo rozkradziony biurowiec Metalchemu.
- Ten teren jest ogromny i na pewno trudny do upilnowania - mówi prezes Janusz Zajączkowski. - Więc rozumiem, że kradzieże będą się tu zdarzały. Ale zupełnie nie rozumiem, dlaczego naszej policji nie zależy na tym, żeby łapać złodziei. Tym bardziej, że my ostatnio podajemy im ich na tacy.
Firmę niedawno okradziono ze wszystkich urządzeń malarskich - kosztowały 23 tysiące złotych.
- Była rozwalona brama, ślady opon i butów - mówi Andrzej Merta, kierownik wydziału. - Policja przyjechała, ale powiedziała, że nie będzie niczego zabezpieczać. Po telefonicznej interwencji prezesa na komisariacie wieczorem przyjechała druga ekipa, ale oni po ciemku nic już nie widzieli, więc powiedzieli, że przyjadą rano. Ale rano już wszystkie ślady były zatarte...
Janusz Zajączkowski mówi, że w podobnych wypadkach po miesiącu, dwóch przychodzi zawiadomienie o umorzeniu sprawy z powodu braku sprawcy.
- Nawet nie słyszałem, żeby któryś z naszych malarzy był przesłuchiwany w tej sprawie - mówi Zajączkowski. - A wiadomo, że najczęściej kradną pracownicy danej firmy, podwykonawcy albo są to gościnne występy pracowników sąsiednich firm.
Prezes APC Presmet przekonał się o tym, kiedy z biur jego firmy skradziono wszystkie komputery.
- Po kilku dniach od zgłoszenia kradzieży zadzwoniłem na policję z pytaniem, czy już do czego doszli - mówi Janusz Zajączkowski. - Zbliżał się weekend, a wiadomo, że tego typu towary upłynnia się na sobotnio-niedzielnych giełdach. Policjant odpowiedział mi, że tej sprawy jeszcze nie zdążyli nikomu przydzielić. Zdenerwowałem się i rozpoczęliśmy wewnętrzne śledztwo. Nasz pracownik, którego podejrzewaliśmy o tę kradzież, był na chorobowym. Zastosowaliśmy fortel - wzięliśmy panią z kadr, że niby sprawdza, czy on jest faktycznie chory. Wchodzimy do jego mieszkania, a tam na podłodze cały sprzęt - komputery, monitory, klawiatury, telefony. Zaproszona na miejsce policja nie pozwoliła nam zabrać naszych komputerów, udało się dopiero po moich telefonicznych interwencjach u szefa tych panów. Ale już za parę godzin ten złodziej chodził po osiedlu pod zakładem i śmiał się w twarz jednemu z moich pracowników.
Witold Stankiewicz, komendant posterunku III opolskiej policji, utrzymuje, że policja wszystkie czynności na Metalchemie wykonuje zgodnie z prawem.
- Jeśli pan prezes bawi się w detektywa, stosuje różne fortele i kombinacje, to jest jego prawo - mówi policjant. - Ale ja muszę mieć wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa, żeby wejść komuś do mieszkania. Nie mogę tego zrobić, kiedy prezes mówi nam przez telefon, że jemu się wydaje, że w tym mieszkaniu są jego komputery.
Ostatnia kradzież w APC Presmet była kilka dni temu. Od dłuższego już czasu z zakładu ginęły blachy kwasoodporne. Tym razem Markowi Artymiakowi, mistrzowi zmianowemu, udało się złapać złodziei na gorącym uczynku.
- Dwóch mężczyzn, jak się potem okazało - ojciec i syn, podjechało maluchem, otworzyli drzwi, poszli do zakładu po blachę i nieśli ją z mozołem w stronę auta - mówi Artymiak. - Złapałem ich i zadzwoniłem na policję. Wydzwaniałem trzy razy, obiecywali, że już jadą. Dojazd z Chabrów zajął im ponad godzinę. Ten młodszy złodziej wyprowadził mnie w tym czasie w pole - zdążył przestawić samochód przed bramę.
Prezes Zajączkowski: - Patrol policji, który w końcu dotarł, zwolnił tego młodego złodzieja do domu bez przesłuchania. Pozwolił mu nawet zabrać kluczyki do samochodu i dowód rejestracyjny, a samochód był przecież narzędziem popełnienia przestępstwa.
Aspirant sztabowy Robert Pantak, zastępca szefa III komisariatu, mówi, że w tym przypadku długi czas oczekiwania na policję wynikał z nagromadzenia innych zdarzeń.
- Kiedy mamy w jednym czasie trzy albo nawet cztery kradzieże, to musimy wybierać, gdzie najpierw jedziemy - tłumaczy aspirant Pantak. - Czasem mamy wybór: albo zagrożenie zdrowia i życia ludzkiego, albo taka blacha za kilkaset złotych. Natomiast sprawa tej ostatniej kradzieży blachy ma już swój bieg, jest prowadzona pod nadzorem prokuratury. Ten młody człowiek, który poszedł do domu, został rano zatrzymany i przesłuchany.
Zajączkowski: - Taka jedna blacha jest warta 880 złotych, ale dla zakładu powoduje dużo większe straty, bo czasem brakuje nam przez te kradzieże materiału do produkcji, czekamy na nową dostawę kilka tygodni, a nasi odbiorcy wydzwaniają, co z produktem. Zawalamy termin, płacimy kary umowne, tracimy wiarygodność. Pracowników firmy APC Presmet szczególnie zdenerwowała zuchwałość złodziei, którzy w ubiegłym roku praktycznie w kilka miesięcy ogołocili wieżowiec dawnego Metalchemu, wynosząc z niego wszystkie możliwe do upłynienia rzeczy, głównie drzwi i okna.
- To była kradzież w biały dzień, dosłownie - mówi Zajączkowski. - Dzwoniliśmy na policję, ale złodzieje albo wcześniej uciekali, albo dawali się złapać, jechali z policją na przesłuchanie i zaraz po przesłuchaniu, jeszcze tego samego dnia, wracali i dalej kradli.
Komendant Stankiewicz nie ukrywa irytacji. - Jeśli ten pan był widział, że złodzieje po tym przesłuchaniu kradli, to dlaczego on wtedy nie świadczył przeciw nim - denerwuje się szef III komisariatu. - To jest jakiś absurd, żebyśmy odpowiadali za zabezpieczenie prywatnego mienia. Przecież ten wieżowiec do kogoś należał, ktoś go powinien pilnować. Tam kiedyś były drzwi zamurowane, to złodzieje rozbili ten mur. Jeden z moich policjantów o mało tam nie zginął, kiedy gonił w nocy zbirów w środku tego wieżowca. Na ósmym piętrze zgasła mu latarka i kiedy ją naprawił, okazało się, że stoi kilka centymetrów od pustego szybu windy.
Zakładu APC Presmet pilnuje portier z psem, na tak wielką firmę to za mało. Zakładu nie stać na lepszą ochronę.
- Gdyby policja poważniej traktowała tych zbirów, to może innym odechciałoby się tutaj kraść - mówi Janusz Zajączkowski. - Gdyby oni, po wnikliwych śledztwach, przygotowali dla prokuratury mocne dowody, to ci złodzieje by siedzieli, zamiast wracać do nas i kraść dalej. A ja w działaniach policji widzę opieszałość, a czasem nawet "niechciejstwo".
Zarzuty Zajączkowskiego potwierdza szef firmy sąsiadującej z Presmetem.
- U nas w ostatnim czasie były dwie kradzieże blach kwasoodpornych, jedna na 20 tysięcy, druga około tysiąca - mówi Herbert Kasner, dyrektor zarządzający Metchemu w upadłości. - W działaniach policji dostrzegam jakby pretensję, że te przestępstwa w ogóle się zdarzają, że oni muszą się tym zajmować. W przypadku ostatniej kradzieży złodzieja podaliśmy policji na tacy. Minął miesiąc i nie miałem jeszcze sygnału, czy został on ukarany.
Komisarz Witold Stankiewicz stanowczo odpiera zarzuty o opieszałości podległych mu policjantów. Według niego rejon dawnego Metalchemu jest dość spokojny, mimo uciążliwych dla firm kradzieży. Nie ma tam przestępstw przeciwko zdrowiu i życiu, które zdarzają się częściej bliżej centrum.
- Będziemy tam jeździć tak często, jak będzie potrzeba, ale na pewno nie możemy pełnić roli ochroniarzy prywatnych firm - twierdzi komendant.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?