Policjant na czterech łapach

fot. Paweł Stauffer
Labradorka Bendżi jest specjalistką od narkotyków - bez trudu znalazła amfetaminę schowaną w policyjnym aucie.  Starszy posterunkowy Marek Noglik z Krapkowic jest dumny ze swej partnerki.
Labradorka Bendżi jest specjalistką od narkotyków - bez trudu znalazła amfetaminę schowaną w policyjnym aucie. Starszy posterunkowy Marek Noglik z Krapkowic jest dumny ze swej partnerki.
Człowieka wywęszy z odległości ponad 200 metrów. To najlepszy tropiciel, bez którego nie poradziłaby sobie żadna policja.

Nerol szczeka bez przerwy. - To straszny gaduła - mówi o swym partnerze sierżant sztabowy Tomasz Urban z komisariatu policji w Zdzieszowicach. Nerol nie szczeka na kogoś. Szczeka, bo rozpiera go energia, bo nie może usiedzeć na miejscu, bo chciałby pobiec po aport albo jeszcze raz dorwać pozoranta. Pies-dynamit, choć morda mu już siwieje i powoli zbliża się do wieku emerytalnego. Mistrz w tropieniu przestępców. Jakiś czas temu w Gogolinie przez pięć kilometrów prowadził swego pana za włamywaczem pod same drzwi jego domu. Włamywacz był "niedzisiejszy", fantów nie zapakował do auta, lecz wiózł rowerem. Poza tym był bardzo atrakcyjny, to znaczy przejmująco śmierdział. Bardzo był zdziwiony, bo ledwo co wypakował fanty na stół, a tu pies pazurami omal mu drzwi nie rozdarł.

Innym razem było jeszcze lepiej. Przed świętami złodzieje poszli do mięsnego. Nabrali wonnych szynek i kiełbas. Nerol szedł za tym zapachem jak po sznurku, bez chwili zawahania.
- Wpadł do mieszkania z takim impetem, że w ostatniej chwili zdążyłem go złapać, żeby nie zjadł tego, co nakradli - śmieje się sierżant Urban.
Nerol to pies patrolowo-tropiący. - Ufam mu bezgranicznie - mówi przewodnik. - Już ze sto razy doprowadził mnie do przestępcy lub zostawionych przez niego przedmiotów. Ostatnio ktoś chciał się włamać do autobusu, pewnie po radio. Spłoszyła go straż z zakładów koksowniczych. Tomasz i Nerol akurat byli na patrolu. Delikwent uciekł do lasu, zakopał się w liściach. Myślał, że liście i noc gwarantują kryjówkę. Głupi. Nerol tylko wpadł między drzewa i po chwili dało się słyszeć rozpaczliwe "auuuaa", dość piskliwe, bo pies przydzwonił mu kagańcem w najczulsze męskie miejsce.

W opolskiej policji służy 37 piesków - owczarki niemieckie i labradory. W całej Polsce jest ich na służbie ok. 1400. Nie jest łatwo dostać się do policji.
- Zdarza się, że na kilkudziesięciu kandydatów nadaje się zaledwie jeden - mówi Edward Rudkowski, który po paru latach emerytury wrócił do Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu na stanowisko koordynatora psów służbowych.
Egzamin kandydacki to nie konkurs piękności. Pies-policjant nie musi być superrasowy. Musi za to mieć charakter, odwagę i wytrzymałość. Najważniejsza jest chęć aportowania. - Jak to robi, to znaczy, że można go nauczyć wszystkiego - zapewnia Edward Rudkowski.

Druga sprawa - nie może być histerykiem, który na odgłos strzału podkula ogon i chowa się pod łóżko, ani wariatem, który wpadnie w szał. Obojętność na huk (a dla psiego ucha odgłos strzału stanowi znacznie większy szok niż dla ludzkiego) to najbardziej pożądana reakcja. Po trzecie, musi bronić swego przewodnika, wykazując się odwagą i ciętością. Jeśli pies spełnia te warunki, może jechać na 5-miesięczne szkolenie.

Historia

Historia

Pierwsze informacje o użyciu psa przez służby policyjne pochodzą z 1155 roku, kiedy we francuskim miasteczku Saint-Malo dla zachowania bezpieczeństwa spuszczano o zmroku dogi, które pomagały wartownikom. Pierwszego wytropionego przez psa przestępcę aresztowano w 1810 roku. Komisarz Charles Warren próbował użyć w 1888 roku dwóch bloodhoundów, jako psów tropiących, do wykrycia Kuby Rozpruwacza. Zwierzaki jednak uciekły, a wcześniej jeden z nich dotkliwie pogryzł komisarza. W Niemczech psów policyjnych używano od 1900 roku, służyły one do patrolowania i ochrony osobistej żandarmów. Głośnym sukcesem było wykrycie w 1904 roku przez inspektora niemieckiej policji sprawcy morderstwa. Do tropienia śladów użyto wówczas owczarka niemieckiego.

Zakład Kynologiii Policyjnej w Sułkowicach koło Warszawy to jedyna w Polsce placówka szkoląca psy do służby. Na szkolenie pieski jadą już ze swymi opiekunami. Przewodnik dostaje rocznego, góra dwuletniego psa na całe życie. Muszą stworzyć zgrany duet, bo odtąd pracować będą zawsze razem. Wszystko, czego się nauczą na szkoleniu, będą zresztą regularnie powtarzać na ćwiczeniach.
Psy tresuje się do prewencji i zadań specjalnych: wyszukiwania narkotyków, materiałów wybuchowych (zapotrzebowanie na takie pieski wzrosło po 11 września 2001 roku), ludzkich zwłok.

Ale nos!
Przed ćwiczeniami owczarki kręcą się niespokojnie. Już by pobiegły na tzw. ślad kontrolny, wzięły jakąś przeszkodę albo potarmosiły rękaw napastnika. Siadają, wstają, patrzą wymownie na swych przewodników. Z tego towarzystwa wyróżnia się złocista labradorka Bendżi. Jak na damę przystało, zachowuje spokój i powagę. Siedzi leniwie rozparta, ale wystarczą dwa słowa starszego posterunkowego Marka Noglika z Krapkowic: "Szukaj, Bendżi", by z damy stała się skupioną agentką, której uwadze nic nie umknie. Jest specjalistką od narkotyków. Paczkę z amfetaminą (a właściwie "konserwę zapachową") schowano nad tylnym kołem policyjnego wozu, tuż przy wlewie baku. Benżdzi w skupieniu okrąża samochody, wyprężony ogon chodzi jak chorągiewka, niucha uważnie i nagle: Jest! Znalazła. Nie zwiódł jej dominujący zapach benzyny. Gdyby Marek Noglik natychmiast jej nie odciągnał, auto musiałoby iść do lakiernika.
Bendżi nigdy nie miała do czynienia z prawdziwymi narkotykami. Żaden pies szkolony do wyszukiwania środków odurzających nie dostaje ich nawet do polizania. - Gdyby polizał, to długo by nie pociągnął - mówi Edward Rudkowski. - Opowieści, jakoby psy policyjne pracowały na głodzie narkotykowym, to bzdury - irytuje się. - Bo gdyby takie miały być metody szkolenia, to co powiedzieć o psach wyszukujących materiały wybuchowe? Że na śniadanie dostają laskę dynamitu? Podobnie z przygotowaniem do wykrywania zwłok. Przecież nie prowadzi się psa do kostnicy. Do nauki używa się specjalnie spreparowanych zapachów.
Gdyby człowiek miał 220 milionów komórek węchowych - to znaczy tyle, ile owczarek niemiecki - to policjanci sami biegaliby z nosem przy ziemi za przestępcami. Ale człowiek ma tylko marne 5 milionów komórek. Bez psa jest bezradny. Lepsza od psa jest co prawda świnia, ale kto zachowałby powagę na widok gliny ze świnią na smyczy (w niemieckiej policji kilka "blondynek" używanych jest do wyszukiwania narkotyków i środków wybuchowych).

Każdy człowiek pachnie inaczej. Ten zapach wnika w odzież i buty (nowe buty po dwóch dobach noszenia zostawiają taką woń, jakby człowiek szedł na bosaka), rozchodzi się w powietrzu i osiada wokół. Kryminolodzy twierdzą, że nawet najbardziej genialny przestępca zostawia po sobie ślad zapachowy, który osadza się na dotykanych i mijanych przez niego przedmiotach - klamkach, ścianach, narzędziach zbrodni, na chodniku, ziemi, na śniegu. Pies potrafi nie tylko odróżnić te indywidualne wonie (podobno jest zdolny do rozpoznania 600 tysięcy zapachów), ale też za nimi pójść i doprowadzić przewodnika do ich źródła. W dobrych warunkach atmosferycznych wywęszy człowieka z odległości dwustu metrów. A trop na miejscu przestępstwa podejmuje nawet do 12 godzin po fakcie. Nie rozpraszają go ślady obecności innych ludzi i zwierząt. O wyjątkowości psiego nosa świadczy fakt, że wyczuwa on nawet zapach komórek nowotworowych. Wskazują na to badania prowadzone przez prof. Tadeusza Jezierskiego z Zakładu Zachowania się Zwierząt Instytutu Genetyki i Hodowli Zwierząt PAN.

Agresja kontrolowana
Kiedy rozmawiam z sierżantem sztabowym Stanisławem Ciecielongiem z Komendy Powiatowej Policji w Nysie, Megat pozornie nie zwraca na mnie uwagi (w końcu stoję w odległości półtora metra). Wystarczył jednak mimowolny ruch w kierunku rozmówcy, by owczarek uznał mnie za potencjalnego agresora. Nie rzucił mi się do gardła (nie uczą go tego), nawet nie szczeknął, tylko podniósł się, jakby chciał mnie odepchnąć na poprzednie miejsce.

- Jest bardzo przywiązany do mnie, innych nie toleruje - mówi o partnerze Stanisław Ciecielong. - Jako środek przymusu bezpośredniego jest niezawodny.
"Środek przymusu bezpośredniego" w stosunku do psa brzmi dziwnie, ale dokładnie odpowiada rzeczywistości. Na ćwiczeniach z agresji kontrolowanej policjanta z ukrycia atakuje pozorant. Megat natychmiast go obezwładnia, zatrzymuje i czeka, aż jego pan łobuza wylegitymuje.

Pozorant w grubym ochronnym ubraniu na prawej ręce ma dodatkową nakładkę. Psy uczone są właśnie ataku na rękę, w której może być pistolet, nóż albo inne niebezpieczne narzędzie. Mają unieszkodliwić napastnika, robiąc mu jak najmniej krzywdy. A owczarek chwyta zębami z wielką mocą - ucisk wynosi 450 kg na 1 centymetr kwadratowy (u owczarków kaukaskich używanych do walki z niedźwiedziami ucisk sięga 1 tony na cm kw.). Dlatego mówi się o ćwiczeniu agresji kontrolowanej - pies ma bronić przewodnika, ale nie wolno mu np. pogonić za innym pieskiem czy rowerzystą albo rzucić się na przechodnia tylko dlatego, że
gwałtownie otworzył parasolkę.

Labradorka Bendżi jest specjalistką od narkotyków - bez trudu znalazła amfetaminę schowaną w policyjnym aucie. Starszy posterunkowy Marek Noglik z Krapkowic jest dumny ze swej partnerki.

Megat reaguje na komendę: "Bierz! Bandzior!", ale swego pana broni przed zagrożeniem także bez komendy. Tak został wyszkolony.
Nerol też swego partnera nieraz uratował z opresji. Pewnego razu rozochocony nastolatek chciał szarpnąć siedzącego w aucie policjanta. Włożył przez okno rękę... Nie zauważył siedzącego z tyłu Nerola, a ten akurat był bez kagańca. W zębach został mu rękaw kurtki i swetra chłopaka. Następnego dnia młodzian przyszedł z mamusią na skargę do komendanta, że pies go napadł.
- Zdarzało się, że mieliśmy przeciw sobie 10-12 podchmielonych chuliganów - mówi sierżant Urban. - Nerol zawsze dawał sobie radę. Kochany zbój - dodaje z czułością. - Zrobiłem z nim porządek w Zdzieszowicach. Odkąd tu jesteśmy, przestępczość zmalała.

Pieskie życie
W policyjnej służbie, jak w życiu - niby jest równouprawnienie płci, ale większość czworonogów to samce. Suczki chwalone są za większą dokładność w pracy i przywiązanie do przewodnika, ale kiedy odzywa się biologia, pojawia się kłopot. W policji nie ma miejsca na psi seks. Jest za to wielka troska, by pies był zdrowy, dobrze odżywiony, wygłaskany i wybawiony. Wtedy chętnie i efektywnie pracuje.
Tomasz Urban w komisariatowej kuchni gotuje mięso (tylko wołowe, bo wieprzowina jest zbyt tłusta), jarzyny, kaszę i makarony. Na ładną sierść Nerol co dwa dni dostaje jajeczko. Zimą - na rozgrzewkę - pożywne zupy. Suchej karmy psom się nie daje, bo po pierwsze, to sama chemia, a po drugie - pies po niej pije jak smok, a potem co chwila znaczy drzewo (co na służbie nie jest dobrze widziane).

Na dziewiąte urodziny Nerol dostał od swego pana torcik - oczywiście mięsny, bo słodycze szkodzą. Niewiele służby mu zostało. Psy przechodzą w stan spoczynku w wieku 10 lat. Do końca zostają jednak ze swymi przewodnikami.
- Mam już dla niego fajne miejsce, ciepły kojec - mówi Tomasz Urban. - Będzie miał godną emeryturę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska