Tak jak w przypadku ustawy o IPN, polski parlament bohatersko rozwiązał problem, który sam stworzył. W wariackim tempie i z naruszeniem powagi legislacyjnej odkręcił „reformę” Sądu Najwyższego. Była to już siódma nowelizacja niechlujnej i łamiącej konstytucję ustawy.
Cała masa polityków, na czele z tymi najważniejszymi w Polsce, zrobiła sobie z gęby cholewę. I co? Jakieś poczucie wstydu? Czarodziejskie słowo: przepraszam pod adresem usuniętych sędziów i pani prezes? A gdzie tam! Przeciwnie, mamy kolejny „sromotny sukces” władzy. Propaganda pisze nawet o mistrzowskiej zagrywce dobrej zmiany, która przed wyborami będzie „szła w stronę środka”, ale tuż po wygranych wyborach oczywiście dorżnie „najwyższą kastę”. A wraz z nią te redakcje, których dziennikarze mają czelność pisać to, co sami myślą, a nie to, co aktualnie uważa przewodnia siła narodu.
I jakby było mało problemów, to jeszcze te afery. W PiS wyraźnie byli przekonani, że przez całą kadencję będą jechać na rozliczaniu afer PO-PSL. A tu własne błoto podchodzi pod szyję. Kolejne tropy afery korupcyjnej KNF prowadzą do Narodowego Banku Polskiego, którego szef stoi murem za aferzystą. Na tym przykładzie widać, jaki problem ma państwo PiS, kiedy trzeba wyjaśnić aferę związaną z władzą.
Zajmuje się tym koordynator służb specjalnych i wiceszef PiS, którego syn dostał w Waszyngtonie robotę marzeń z rekomendacji NBP, a nadzorcą śledztwa jest inny lider prawicy - minister sprawiedliwości. I oto służby, które potrafią wyciągać ludzi nad ranem w piżamach, traktują aferzystę z KNF jak jakiegoś VIP-a, pozwalając mu spokojnie buszować w gabinecie przed wejściem tam agentów.
Oczywiście władza nie widzi w tym żadnego problemu. A na zarzuty szerzącego się w NBP (i nie tylko) nepotyzmu pani rzecznik rządu odpowiada w stylu, jakby była członkiem PSL z czasów Waldemara Pawlaka.
Czy ta władza rozumie, że sama stwarza problemy? Nie, jej zdaniem problemy stwarza opozycja i niezależne media. Wicepremier i minister od kultury jojczy, że PiS-owcy są w Polsce atakowani jak... Żydzi za czasów Goebbelsa. Nie, panie premierze, władza PiS jest w Polsce traktowana jak każda inna - podlega normalnej ocenie i krytyce. Bo Polska jest i będzie częścią demokratycznego świata Zachodu.
A podważanie wartości demokratycznych będzie się dla władzy kończyło tym, co oglądaliśmy w środę w Sejmie. Nie uważam, panie premierze, że z PiS się nie rozmawia. Nie mam pretensji do Bezpartyjnych Samorządowców z Dolnego Śląska, że zawiązali koalicję z prawicą w zamian za korzyści dla regionu. Szukanie tego, co może nas łączyć, nie może jednak oznaczać relatywizowania zła.
A to, co zrobił śląski radny Wojciech Kałuża, takim złem jest. Zdobywszy mandat ze szpicy listy wyborczej Koalicji Obywatelskiej, zdradził swoich wyborców i z krytyka PiS przefarbował się na PiS-owskiego marszałka. Takie wolty nie są karalne, więc oszukanym wyborcom pozostaje złość, a radnemu Kałuży – wielki wstyd. Postanowiłem, że wyślę mu dzisiejszą gazetę ze wspaniałym wywiadem z prof. Dorotą Simonides. Niech sobie chłop przypomni, co oznaczają takie słowa jak przyzwoitość i honor.