Mamy fatalne doświadczenia - uzasadnia załoga. - Znamy potrzeby i możliwości naszej firmy, udowodniliśmy, że zależy nam na niej, że potrafimy utrzymać się na rynku. Chcemy zarządzać nią sami.
Chybiona transakcja
Zakłady Chemii Gospodarczej istnieją w Paczkowie od 1944 roku. W 1993 roku przekształcono je w jednoosobową spółkę gminy, a pięć lat później sprywatyzowano. 40 procent akcji wykupiła załoga, a resztę udziałów samorząd sprzedał za połowę ich wartości spółce z Katowic. Pracownikom obiecywano, że będą mogli wykupić jeszcze 11 procent akcji i uzyskać pakiet kontrolny. Ci więc zainwestowali w zakład swoje pieniądze. Tymczasem ówczesny zarząd gminy wycofał się z obietnic. Oświadczył, że jest przeciwny tworzeniu spółki pracowniczej. Ludzie poczuli się oszukani.
W 1999 roku Bogdan Wyczałkowski, nowy burmistrz Paczkowa, rozpoczął batalię o odzyskanie udziałów gminy. Zarzucił on swoim poprzednikom, że doprowadzili do niekorzystnego rozporządzenia majątkiem gminy, a właścicielom większości udziałów złe zarządzanie Polleną. Na wniosek burmistrza Prokuratura Rejonowa w Nysie wszczęła postępowanie przeciwko śląskiej spółce, a w 2001 roku skierowała do sądu oskarżenia przeciwko pięciu osobom działającym na szkodę zakładu. Gmina Paczków natomiast wystąpiła do Sądu Gospodarczego w Opolu o unieważnienie umowy sprzedaży i odzyskała swoje udziały.
Zadbali jak o swoje
W zagrożonej likwidacją i przynoszącej straty fabryce nastąpił przełom. Pollena zaczęła stawać na nogi. Zwiększyła produkcję z 900 ton proszków do prania miesięcznie do 1.700 ton, rozszerzyła asortyment o nowe płyny do płukania, prania, czyszczenia i pospłacała długi.
- Zaczęliśmy dbać o firmę jak o swoją - mówi Leszek Łuczak, prezes Polleny - a katowicka spółka wreszcie przestała nam w tym przeszkadzać.
W ciągu kilku miesięcy poprawiono organizację pracy i technologię produkcji, zmodyfikowano receptury i obniżono koszty. Przyniosło to wymierne efekty. W tym roku Pollena uzyskała świadectwo jakości projektowania, produkcji, konfekcjonowania i sprzedaży chemii gospodarczej - certyfikat ISO 9001:2000. Dzięki niemu zyskała przede wszystkim wiarygodność na rynku. Stała się poważnym partnerem handlowym.
Biznes nie dla gminy
W listopadzie samorząd Paczkowa postanowił sprzedać swoje udziały w Pollenie.
- Robienie biznesu nie jest zadaniem gminy - uzasadnia Bogdan Wyczałkowski, burmistrz Paczkowa. - Firma powinna być w prywatnych rękach. A jeśli mamy ją sprzedać, to właśnie teraz, kiedy przynosi zyski, bo możemy dostać za akcje wyższą cenę. Sytuacja zakładu jest dobra, ale nie aż tak różowa, żeby można było brać dywidendę i siedzieć z założonymi rękami.
Kiedy gmina odzyskała udziały w Pollenie, jej zadłużenie wynosiło 1.400 tys. złotych. Cały ubiegłoroczny dochód poszedł na pokrycie strat. Podobnie będzie i w tym roku. Fabryka tymczasem wymaga dużych inwestycji, bez których nie utrzyma się na rynku. Ich koszt szacuje się na co najmniej 5 mln złotych.
Zakład potrzebuje przede wszystkim nowych urządzeń do produkcji proszków, by dorównać europejskim standardom. Stare maszyny ograniczają jego możliwości i podnoszą koszty. Musi wybudować podczyszczalnię ścieków, by nie płacić kar za przekraczanie norm ochrony środowiska, obniżyć poziom hałasu i zapylenia.
- Gminy nie stać na inwestycje w Pollenie - mówi Bogdan Wyczałkowski. - Mamy wiele innych wydatków. Musimy wyremontować drogi, wybudować salę gimnastyczną.
Żeby historia się nie powtórzyła
Oferty kupna udziałów gminy złożyły dwie firmy z Nysy, jedna z Warszawy oraz dwie grupy pracowników Polleny: jej obecny zarząd i NSZZ "Solidarność".
- Zakłady Chemii Gospodarczej w Paczkowie zatrudniają 143 osoby.
- Chcemy, by zakład pozostał w rękach załogi i mieszkańców Paczkowa - mówi Leszek Żak, wiceprzewodniczący związku. - Przeżyliśmy zarówno okres jego prosperity, jak i głębokiego załamania. Wiemy z doświadczenia, że nikt z zewnątrz nam nie pomoże, a żaden obcy inwestor nie będzie znał ani rozumiał możliwości i potrzeb naszej firmy tak jak my. Wiemy też, że w Pollenie jest jeszcze dużo do zrobienia, że trzeba nam dobrego marketingu, że należy poprawić technologię i zainwestować w ochronę środowiska, by sprostać wymogom unijnym. Załoga nie liczy na kokosy. Nigdy nie dostawaliśmy dywidendy i jeszcze przez dziesięć lat nikt jej nie zobaczy. Liczymy na poparcie i zrozumienie rady miejskiej. Mamy nadzieję, że samorząd Paczkowa nie sprzeda udziałów obcemu kapitałowi, który przebije nas ceną, ale że weźmie pod uwagę czynnik społeczny. Że doceni to, iż dobrze radzimy sobie sami i jesteśmy mocno zaangażowani w działalność naszego zakładu.
Bogusława Czopor, przewodnicząca NSZZ "Solidarność", nie chce, by w Pollenie powtórzyła się historia: - Załoga boi się, bo ma uraz. Wolimy sami zadbać o swoje.
Firma nie może mieć stu właścicieli
Zdzisław Łuczak uważa, że wykup akcji przez wiekszą grupę pracowników nie ma racji bytu.
- Zarządzanie firmą, która miałaby mieć osiemdziesięciu czy stu właścicieli, byłoby bardzo trudne - tłumaczy. - Interesy właścicieli, udziałowców i pracowników nie są spójne. Kupno akcji bowiem nie może dawać gwarancji zatrudnienia i być kryterium doboru pracowników. Fakt posiadania udziałów nie przesądza przecież o przydatności danej osoby dla zakładu. Poza tym załoga zarabiająca średnio 1.500 do 1.700 złotych na rękę, nie może z tego zbyt wiele zainwestować.
- Prezes Polleny zapewnia, że złożył ofertę kupna nie po to, by zrobić na fabryce jakiś interes, ale by utrzymać stanowiska pracy.
- Bo jeśli nie zapewnimy ich sobie w tym zakładzie, to gdzie? - pyta. - W Paczkowie nie ma innego przedsiębiorstwa, które ma perspektywy rozwoju i może nam zagwarantować byt. Kieruję tym zakładem od czerwca 2002 roku, a pracuję w nim od 1977 roku. Przeszedłem wszystkie szczeble kariery zawodowej. Znam tu każdą śrubkę, każdą instalację i 80 procent załogi, jej rodziny i problemy. Tak jak wszyscy w tym zakładzie, boję się obcych inwestorów spoza branży. Wiem, że każdy, kto nie czuje specyfiki rynku i jego potrzeb, będzie przeciwny inwestycjom. Za poprzedniego właściciela trzy razy podchodzono do ogłoszenia likwidacji Polleny. Jeden z prezesów odszedł z zarządu, bo nie chciał wykonać takiego polecenia rady nadzorczej. Uważał, że firma ma rację bytu i podstawy do rozwoju, choć nie stworzono żadnej wizji jej przyszłości i dreptano w miejscu.
Skąd wziąć pieniądze
Zarząd zakładu nie ukrywa, że 5 milionów, które trzeba zainwestować w jego rozwój, to dla firmy ogromne obciążenie:
- Jeśli nie będzie żadnych zachwiań na rynku, to Pollena jest w stanie wypracowywać milion złotych zysku rocznie - twierdzi Zdzisław Łuczak. - Nawet gdybyśmy wszystko przeznaczali na inwestycje, to zajmie nam to pięć lat. Nie potrzebujemy jednak kapitału z zewnątrz, bo spłaciliśmy już wszystkie zobowiązania i mamy pełną zdolność kredytową. Możemy też ubiegać się o dofinansowanie w funduszach unijnych. A dywidenda docelowo musi być wypłacana, bo taki sens miała prywatyzacja i wykup akcji przez pracowników. Poważnie się zastanawiam na tym, jak to zrobić, by od przyszłego roku mieli oni udział w części zysku, co im się przecież należy.
Wszystkie oferty rozpatrzy gminna komisja przetargowa.
- Na poczatku stycznia będziemy negocjować cenę, a także pakiety: socjalny, inwestycyjny i ochrony środkowska - informuje Bogdan Wyczałkowski. - Radni ustalili, iż cena jednej akcji nie może być niższa niż 50 złotych, ale dali pracownikom preferencje. Mogą oni wykupić pakiet za 900 tysięcy złotych. Dla pozostałych podmiotów będzie ona co najmniej trzykrotnie wyższa.
- Gmina zamierza zabezpieczyć interesy pracownicze i skonstruować umowę tak, by nie dopuścić do tego, by ktoś wyciągnął z zakładu pieniądze i doprowadził go do upadłości.
- Nabywca musi najpierw solidnie zainwestować, a dopiero potem myśleć o zyskach - podkreśla Wyczałkowski. - Gdyby nasi poprzednicy sprzedali zakład za rozsądne pieniądze, to właściciel musiałby zadbać o to, by je odzyskać. Ktoś, kto zapłacił 90 tysięcy, niczym nie ryzykował. Teraz nabywca będzie musiał się dobrze zastanowić nad tym, czy nie lepiej zdeponować mu taką kwotę na koncie i żyć z odsetek, niż przeznaczyć ją na rozwój firmy i pomnażanie miejsc pracy.