Polowanie na babcię i dziadka, czyli jak skołować seniora, żeby wyciągnąć od niego pieniądze

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
- Takie karty pacjenta zakładano, żeby wprowadzić seniorów w błąd i zachęcić ich do kupna drogiego i bezużytecznego aparatu - mówi Małgorzata Płaszczyk, powiatowy rzecznik praw konsumentów.
- Takie karty pacjenta zakładano, żeby wprowadzić seniorów w błąd i zachęcić ich do kupna drogiego i bezużytecznego aparatu - mówi Małgorzata Płaszczyk, powiatowy rzecznik praw konsumentów. Sławomir Mielnik
Naciągacze wyspecjalizowali się w kantowaniu seniorów. Na swoje ofiary czyhają w banku, biurze obsługi sieci telefonicznej albo na pokazie. Trzeba nie lada sprytu, aby nie dać się złapać w gąszczu zastawionych pułapek.

Nieuczciwe praktyki rynkowe

- Ktoś bezczelnie sfałszował mój podpis, a firma, zamiast przeprosić, próbuje jeszcze wyciągnąć ode mnie pieniądze - oburza się pan Lucjan.
- Ktoś bezczelnie sfałszował mój podpis, a firma, zamiast przeprosić, próbuje jeszcze wyciągnąć ode mnie pieniądze - oburza się pan Lucjan. Radosław Dimitrow

- Ktoś bezczelnie sfałszował mój podpis, a firma, zamiast przeprosić, próbuje jeszcze wyciągnąć ode mnie pieniądze - oburza się pan Lucjan.
(fot. Radosław Dimitrow)

Nieuczciwe praktyki rynkowe

to takie działania przedsiębiorców wobec konsumentów, które są sprzeczne z dobrymi obyczajami i w istotny sposób zniekształcają lub mogą zniekształcić zachowanie rynkowe przeciętnego konsumenta.

Problemy Lucjana Brzozowskiego zaczęły się w sierpniu ubiegłego roku. Blisko 80-letni pan nie wiedział wówczas jeszcze, ile kłopotów może wyniknąć z jednej, z pozoru niewinnej rozmowy telefonicznej.

- Miła pani w słuchawce oznajmiła, że dzwoni z Telekomunikacji dla Domu i że ma dla mnie ciekawą ofertę - wspomina emeryt z Opola. - Na koniec powiedziała, że mam się w najbliższych dniach spodziewać kuriera z umową do podpisania. Nie dawała mi spokoju nazwa tej firmy, bo przecież Telekomunikacja już od kilku lat nie istnieje pod taką nazwą. Zadzwoniłem więc na infolinię Orange (dawniej Telekomunikacja Polska - przyp. red.), żeby zapytać, co jest grane, i wtedy dowiedziałem się, że to prawdopodobnie konkurencja próbuje podstępem przeciągnąć mnie na ich stronę.

Pan Lucjan pogratulował sobie w duchu czujności, bo był przekonany, że przechytrzył naciągaczy. Obiecał sobie, że gdy pojawi się kurier, to przepędzi go na cztery wiatry, mówiąc jeszcze do słuchu kilka ostrych słów. Ale dni mijały, a kurier się nie pojawiał, więc emeryt uznał, że jest po sprawie.

- Po miesiącu zadzwoniła do mnie pani z Orange z informacją, że podpisałem umowę na przeniesienie numeru do firmy Telekomunikacja dla Domu. Osłupiałem, bo przecież ja niczego nie podpisywałem - wspomina mężczyzna.
 
Starszy pan, za radą swojego operatora, wybrał się do najbliższego punktu, aby podpisać oświadczenie, że na żadne przenosiny się nie zgadza. Jedno spojrzenie na umowę, którą rzekomo podpisał, wystarczyło, aby stwierdzić, że jego podpis został podrobiony.

- Wie pani, może ja jestem starej daty, ale uznałem, że czegoś takiego tolerować nie mogę i poszedłem na policję - opowiada rozżalony emeryt. - Złożyłem dziesięć podpisów prawą ręką i dziesięć lewą, aby udowodnić, że ja z tym podpisem nie mam nic wspólnego. Ostatecznie sprawę umorzono, a ja z problemem zostałem, bo choć nie korzystam z telefonu, faktury wystawiane przez Telekomunikację dla Domu cały czas przychodziły - skarży się opolanin.

- Takie karty pacjenta zakładano, żeby wprowadzić seniorów w błąd i zachęcić ich do kupna drogiego i bezużytecznego aparatu - mówi Małgorzata Płaszczyk,
- Takie karty pacjenta zakładano, żeby wprowadzić seniorów w błąd i zachęcić ich do kupna drogiego i bezużytecznego aparatu - mówi Małgorzata Płaszczyk, powiatowy rzecznik praw konsumentów. Sławomir Mielnik

- Takie karty pacjenta zakładano, żeby wprowadzić seniorów w błąd i zachęcić ich do kupna drogiego i bezużytecznego aparatu - mówi Małgorzata Płaszczyk, powiatowy rzecznik praw konsumentów.
(fot. Sławomir Mielnik)

Pan Lucjan dwukrotnie odesłał firmie fakturę, informując, że nie zapłaci, ponieważ niczego nie podpisywał. Bezskutecznie. Ostatecznie Telekomunikacja dla Domu przesłała mężczyźnie wypowiedzenie umowy na świadczenie usług telekomunikacyjnych z jego winy i postraszyła nałożeniem "opłaty wyrównawczej".

- Jakieś dwa tygodnie temu napisali mi, że jeśli zapłacę 400 złotych, to odstąpią od umowy i będzie po sprawie. Nie zapłaciłem i nie zamierzam płacić - mówi twardo pan Lucjan. - Ja całe życie byłem człowiekiem prawym, nikogo nie oszukałem… Mogę do sądu pójść i pod przysięgą zeznać, że niczego nie podpisywałem - bije się w pierś.

Historia pani Stanisławy, emerytki z Opola, jest bardzo podobna. Kobieta w marcu ubiegłego roku wybrała się do banku, aby zapłacić za mieszkanie, i ani się nie obejrzała, a wyszła z założonym kontem, którego wcale nie chciała.

- Mama wcześniej regulowała rachunki w kasie, ale gdy ją zlikwidowano, zarządca poinformował, że w Alior Banku można zapłacić bez dodatkowych opłat - opowiada Jolanta Brodziak, córka pani Stanisławy.

Starsza pani jest osobą skrupulatną, dlatego jeszcze zanim poszła do banku, wypełniła potrzebne druczki. Na swoje nieszczęście nie zabrała jednak okularów.

- Na miejscu pani z banku poprosiła ją o dowód osobisty. Mama zdziwiła się, bo gdy płaciła w innych bankach, wystarczył sam druczek - relacjonuje pani Jolanta. - Zapytała, po co ten dowód, ale usłyszała, że inaczej nic nie załatwi. Posłusznie wykonywała więc polecenia, a gdy dostała papier do podpisu była przekonana, że taka jest procedura. W końcu o podpis poprosiła ją pani z banku, a nie żadna szemrana instytucja.

Pani Stanisława w tym banku nigdy więcej się nie pojawiła. Uznała, że zwykła wpłata trwa tak długo, że ona - schorowana kobieta po poważnym wypadku - nie ma na to zdrowia. Opłacanie rachunków wzięła na siebie córka. O tamtej wizycie zapomniała na niemal 1,5 roku. Aż do czerwca, gdy przyszło pismo z banku.
- Popatrzyłam na ten papier i się zdziwiłam, bo wyglądało na to, że mama założyła tam konto, za którego prowadzenie ma teraz zapłacić. Zapytałam ją o to, a ona prawie usiadła z wrażenia, bo żadnego konta nie zakładała - wspomina pani Jolanta.

Emerytka jest osobą skrupulatną, dlatego gdy zaczęły się kłopoty, sięgnęła do segregatora i odnalazła wszystkie dokumenty, które dostała feralnego dnia w banku. Szybko się okazało, że oprócz potwierdzenia wpłaty za mieszkanie, jest tam również kwit świadczący o tym, że faktycznie założyła rachunek.

- Mama ma 75 lat. Podejrzewam, że osoba, która ją obsługiwała, zorientowała się, że ma do czynienia z osobą nieco zagubioną, i postanowiła to wykorzystać, aby poprawić swoje statystyki. Być może moja mama nie była jedyną, która dała się w ten sposób podejść, ale kto by się spodziewał, że idąc do banku, zostanie oszukany? - kręci z niedowierzaniem głową pani Jolanta.

Kobieta postanowiła pomóc matce odkręcić kłopotliwą sytuację. Zapłaciła należność, której domagał się bank (w sumie 24 zł), a później razem wybrały się do banku, aby zlikwidować konto.

- Mama bała się cokolwiek podpisać. Była zaszczuta, po kilka razy prosiła, abym uważnie czytała, zanim cokolwiek dam jej do podpisu - opowiada opolanka.

Pani Jolanta wysłała do banku skargę, ale dostała odpowiedź, że nie jest w tej sprawie stroną. Wysłała ją więc po raz kolejny, tym razem podpisaną przez matkę, i czeka na odpowiedź.

- Nie oczekuję zwrotu tych pieniędzy, bo nie o to chodzi. Chciałam natomiast zwykłego "przepraszam" ze strony banku i ukarania osoby, która oszukała moją mamę. Ale chyba się na to nie zanosi - kwituje zrezygnowana opolanka.

Podobne przykłady można mnożyć. Kilka dni temu z redakcją skontaktował się mężczyzna, prosząc o przyjrzenie się firmie z Poznania, która naciąga seniorów.
- Ta firma perfidnie namawia starsze osoby do odstawienia leków, a za pieniądze, które w ten sposób zaoszczędzą, proponuje kupienie zabawki magnetycznej za 5 tys. złotych, choć urządzenie warte jest 50 złotych - pisze czytelnik. - To wszystko poprzedzone jest jakimś czary-mary z badaniem pulsu. Wszystko w atmosferze tajemniczości, aby przekonać nieprzekonanych.

Spotkania z przedstawicielami firmy odbywały się m.in. w Opolu. Organizator oferował - jak czytamy w ulotce - bezpłatne badania krążenia, pozwalające wykryć m.in. zmiany miażdżycowe, niewydolność pracy zastawek oraz zaburzenia rytmu serca (wszystko potwierdzone wydrukiem wraz z analizą). Na deser była oczywiście prezentacja "profesjonalnego generatora pól magnetycznych". Stosowanie tego wynalazku w domu miało rzekomo dawać chorym cudowne rezultaty.

Czy to elektroniczne cudo komukolwiek pomogło, nie wiadomo. Pewne jest natomiast, że interweniował w tej sprawie Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który nałożył na firmę 90 tys. złotych kary. Powód? Akwizytorzy sugerowali konsumentom, że kupując urządzenie podczas pokazu, zyskują upust do 50 procent. Spółka informowała potencjalnych klientów, że regularna cena aparatu to około 7 tys. złotych.

Postępowanie UOKiK wykazało jednak, że w praktyce sprzęt nigdy nie był sprzedawany w takiej cenie, więc wielki upust był jedynie fikcją, która miała skłonić do szybkiego podjęcia decyzji o zakupie.

Małgorzata Płaszczyk-Waligórska, powiatowy rzecznik konsumentów w Strzelcach Opolskich i Krapkowicach, zaobserwowała, że co trzecia trafiająca do niej sprawa dotyczy osoby starszej.

- Zwykle to nie są oszustwa, ale nieuczciwe praktyki rynkowe - wyjaśnia pani rzecznik. - Aby mówić o oszustwie, musielibyśmy udowodnić, że dana osoba celowo doprowadziła poszkodowanego do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. To jest praktycznie niemożliwe, bo zwykle za taką trefną transakcją idzie konkretna umowa. Problem w tym, że seniorzy jej nie czytają.
Przebiegli akwizytorzy ciągle udoskonalają swój modus operandi, dlatego nawet jeśli babcia czy dziadek przeczytali umowę od deski do deski, ba, nawet skonsultowali się z sąsiadem prawnikiem, nie mają pewności, że przechytrzyli naciągacza.

- Ludzie dowiadują się o oszustwach z mediów, więc stają się bardziej czujni. Wiedzą, że od umowy zawartej na przykład na pokazie mogą w odpowiednim czasie odstąpić, ale nieuczciwi sprzedawcy stosują coraz to nowe sztuczki - przyznaje Małgorzata Płaszczyk-Waligórska. - Przykładowo podsuwają seniorowi trzy różne umowy do podpisania, ale zostawiają kopię tylko tej jednej. Co z tego, że starszy człowiek złoży oświadczenie, że od niej odstępuje, skoro dwie kolejne pozostają w mocy. Senior nie odstępuję od nich na czas, bo w ogóle nie wie, że zostały podpisane. No i robi się kosztowny problem, bo za zaciągnięte zobowiązania trzeba płacić...

Jedna z petentek, która trafiła do rzecznika praw konsumentów, wybrała się na pokaz cudownych garnków. W prezencie otrzymała szybkowar, którego odbiór pokwitowała własnoręcznym podpisem.

- Dopiero po czasie wyszło na jaw, że tak naprawdę tym podpisem potwierdziła zawarcie umowy kredytowej na zakup garnków za ponad 4 tys. złotych. Firma w międzyczasie przestała istnieć, a ona została z ratami - wspomina Płaszczyk-Waligórska. - Smutna prawda jest taka, że starsi ludzie wpadają w tarapaty, bo są uczciwi. Dla nich słowo jest rzeczą świętą. Dla akwizytorów - niekoniecznie.

Podobną diagnozę stawia psycholog społeczny.

- Osoby starsze gorzej kojarzą fakty oraz słabiej opierają się technikom manipulacyjnym, ale to niejedyne powody ich kłopotów w starciu z akwizytorami - mówi doktor Tomasz Grzyb ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej we Wrocławiu. - Dzisiejsi seniorzy zostali wychowani w innym świecie. Powiedziałbym nawet, że są bardziej kulturalni od osób w sile wieku. My podchodzimy do nowo poznanych ludzi z dystansem, traktując ich jako potencjalne zagrożenie, bo tego uczy nas doświadczenie swoje i innych. Senior nie zakłada, że ktoś może mieć wobec niego nieuczciwe zamiary, i często na tym traci.
Oszuści doskonale znają te mechanizmy. Nie bez powodu przeszukują książki telefoniczne, typując w ten sposób swoje ofiary.

- Jeśli znajdą Genowefę, Józefę czy Henryka, domyślają się, że mają do czynienia z osobą starszą. A to ułatwia realizację planu - uważa doktor Grzyb.

Rzecznik konsumentów ostrzega - i to nie tylko osoby starsze - przed pokazami, na które idziemy zachęceni wizją gratisów.

- Jeśli już na taką imprezę trafimy, nie szastajmy swoim podpisem na prawo i lewo, np. kwitując odbiór prezentu albo nawet podpisując listę obecności. Zdarza się czasami, że te podpisy są odwzorowywane po to, aby zawrzeć w naszym imieniu umowę, o której nawet nie mieliśmy pojęcia - ostrzega Małgorzata Płaszczyk-Waligórska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska