Polska gospodarka się rozwija i jest to zasługa naszych przedsiębiorców

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
10.05.2016 opole jerzy hausner - cwk centrum wystawienniczo kongresowe fot. slawomir mielnik / nowa trybuna opolska
10.05.2016 opole jerzy hausner - cwk centrum wystawienniczo kongresowe fot. slawomir mielnik / nowa trybuna opolska brak
Potrzebujemy pobudzenia inwestycji i większego eksportu, a nie zwiększania wydatków konsumpcyjnych - mówi prof. Jerzy Hausner, ekonomista, polityk, były wicepremier.

Jak pan ocenia plan rozwoju Polski wicepremiera Mateusza Morawieckiego?
Co do wsadu tej koncepcji gospodarczej, to oceniam ją pozytywnie. Uważam, że to jest dobrze sformułowana diagnoza problemów stukturalnych polskiej gospodarki, nawet jeśli widzę pewne słabości wynikające z braku zdefiniowania niektórych rzeczy. To próba prawidłowej reakcji na podstawowe problemy polskiej gospodarki. Wiele rzeczy, które zaproponował pan Morawiecki, znajduje odzwiercielenie w moich wcześniejszych propozycjach i opracowaniach. Natomiast problem polega na tym, na ile rzeczywiście premierowi Morawieckiemu uda się realizacja tej koncepcji. Widzę dość poważne zagrożenia - przykładowo, jeśli mówimy, że najważniejszą sprawą jest w tej chwili uruchomienie inwestycji, to problem w Polsce nie polega na tym, że brakuje kapitału, ale że brakuje projektów.

Czy przeszkodą w jego realizacji nie będą też wydatki, które zaplanował, czy już realizuje rząd, począwszy od programu 500+, przez obniżenie wieku emerytalnego, czy podniesienia kwoty wolnej od podatku? Na samo 500+ wydamy w tym roku 17 mld zł, a w przyszłym 22 mld zł ...

Te pieniądze zostaną przeznaczone w większości na wydatki konsumpcyjne, które w przeciwieństwie do inwestycji nie spowodują wzrostu przychodu. Jeśli nie zwiększy się przychód, to nie przybędzie oszczędności, a jeśli dojdzie do tego spowolnienie gospodarcze, to państwo będzie miało problem. Z tego punktu widzenia zwiększanie wydatków konsumpcyjnych powinno być ograniczone, bo w Polsce konsumpcja tak czy siak rośnie. Mamy przecież wzrost zatrudnienia, bezrobocie jest na historycznie niskim poziomie, rośnie wydajność pracy i wynagrodzenia, a niska inflacja sprawia, że wzrost pensji jest jeszcze wyższy. To widać, że ludzie mają więcej pieniędzy i więcej kupują. Dodatkowe pobudzanie konsumpcji wydaje się więc błędem. To jest jak użycie dopalacza. Rozumiem, że program 500+ musiał być zrealizowany, bo taką deklarację złożono, choć moim zdaniem jest wątpliwe, czy przyniesie efekty prorodzinne. Jeśli już w tym roku dosypaliśmy na rynek 17 mld zł, a wprzyszłym dosypiemy dodatkowe 5 mld zł, to wystarczy. Dziś w Polsce problemem nie są nierówności dochodowe, a nierówności społeczne: z dostępem do edukacji, informacji, kultury, sądownictwa. Jeśli na to moglibyśmy przeznaczyć dodatkowe pieniądze - i to dużo mniejsze - to znacznie poprawi się sytuacja ludzi wykluczonych. Zwiększone wydatki państwa to jednak bariera do realizacji opartego na inwestycjach planu Morawieckiego. Jeśli ktoś z kolei uważa, że na inwestycje publiczne mamy pieniądze unijne, to musimy pamiętać, że jeśli je zakończymy, to będziemy je musieli utrzymywać już z własnych budżetów. Wybudowane wcześniej wodociągi, kanalizacje, drogi już są problemem niektórych gmin i gospodarstw domowych, bo kosztują. Podsumowując, jeśli pieniądze publiczne będą stymulowały inwestycje prywatne, to będziemy mieli wyższe dochody, a wtedy będzie można myśleć o zwiększeniu wydatków na konsumpcję. Dziś możemy się cieszyć, że mamy dodatkowy zastrzyk gotówki, jest nam lepiej, ale co potem?

Mamy chyba jeszcze jakieś zapasy. Poprzedni rząd sięgnął po część OFE i zasypał tym dziurę w ZUS oraz obniżył zadłużenie. Na co może się połakomić obecna ekipa?

Jest jeszcze 19 mld zł w funduszu rezerwy demograficznej, który ma służyć zabezpieczeniu przyszłych emerytów w ten sposób, żeby liczniejsze roczniki otrzymywały podobne świadczenia jak te mniej liczne. Taką rezerwę trzeba budować latami. Sięgnięcie po te pieniądze to przejedzenie sreber rodowych. Można też próbować zadłużać instytucje, ale z zadłużeniem Polska ma strukturalny problem od czasu tuż po transformacji - mimo że przez te lata ani razu nie zanotowaliśmy załamania gospodarczego, to nie udało nam się radykalnie zmniejszyć deficytu, który rośnie szczególnie gwałtownie w okresach spowolnienia gospodarczego. Przykładem są lata 2000-2003, kiedy wzrost PKB spadł z 4,3 proc. do 3,6 proc. PKB, co przełożyło się na wzrost zadłużenia z 36,08 na 46,9 proc. Podobnie było w latach 2007-2010, gdy PKB spadło z 7,2 do 3,7, a dług wzrósł z 44,6 do 53,6 proc., a reakcją rządu był właśnie demontaż OFE. Po pozostałe w OFE pieniądze będzie teraz trudno sięgnąć, bo wiązałoby się to z koniecznością sprzedaży akcji.

Mamy też optymistyczne scenariusze zasilenia państwowej kasy - uszczelnienie systemu podatkowego ma nam przynieść 40 mld zł...

System podatkowy z całą pewnością powinien być uszczelniony, ale minister Szałamacha już ostrożniej wypowiada się na temat zwiększenia wpływów budżetowych. O 40 miliardach trzeba zapomnieć. W aktualnych dokumentach rządowych jest uwzględniany przyrost z tytułu ściągalności podatków, ale nie skokowy. To jest jakaś rezerwa, ale pamiętajmy, że nie chodzi o to, żeby wydusić podatników. Podatki powinny być stabilne i umiarkowane, a działanie urzędów skarbowych powinno sprzyjać przedsiębiorcom. Urzędnicy skarbowi w pierwszej kolejności mają być doradcami, a dopiero później - policjantami. Powinniśmy dbać nie o maksymalizowanie wpływów podatkowych tu i teraz, ale o wzrost tych wpływów i taka powinna być rola służb skarbowych. W krajach, które mają kulturę podatkową na wyższym poziomie, np. w Wielkiej Brytanii, rolą takich urzędów jest wspomaganie podatników i to jest głęboka zmiana kulturowa, która nie dokona się u nas od razu, ale której trzeba sprzyjać. Ale to oznacza, że musi być stabilność w tych służbach, że nie mogą tam pracować polityczni nominaci, ale profesjonaliści. A tego w Polsce nie ma, jeśli zmienia się ludzi hurtowo - przychodzi jedna ekipa i wstawia swoich ludzi, przychodzi druga - podmienia ich swoimi i jeszcze słyszymy, że rodzina też gdzieś musi pracować.

Jaka jest aktualna sytuacja gospodarcza Polski i perspektywy na przyszłość?

Polska gospodarka jest dynamiczna, konkurencyjna i zrównoważona (między innymi tyle samo eksportujemy, co importujemy), rozwija się i jest to efekt rozwijającej się przedsiębiorczości. Mamy rekordowo niskie bezrobocie, a w dodatku 30-40 proc. z tych zarejestrowanych w urzędach osób pracuje. Zatrudnienie systematycznie rośnie. Problemem jest już nie liczba miejsc pracy, ale jakość pracy. I to jest koniec pozytywnej opowieści. Pozostała część jest dużo bardziej problemowa. Prognozy gospodarcze świata są dziś pesymistyczne. Międzynarodowe organizacje systematycznie obniżają prognozy dotyczące tempa rozwoju gospodarczego. A jeśli porównamy to z 2008 rokiem, kiedy rozpoczął się tzw. globalny kryzys, to mieliśmy taki układ, że recesja notowana była w krajach wysoko rozwiniętych (USA i Europie Zachodniej), a jednocześnie notowaliśmy wzrost gospodarczy w krajach rozwijających się (w Europie Środkowej), między innymi w Polsce. Dziś te drugie kraje radzą sobie, niektóre lepiej niż Polska, ale gospodarki światowej już nie ciągną, a jeszcze nie ciągną jej kraje wysoko rozwinięte. Stąd ta pesymistyczna prognoza dotycząca gospodarki światowej. Mamy więc zewnętrzne gorsze warunki, bo jeśli Chiny mają dużo niższe tempo wzrostu (spadło z 10 do 6 proc.), to Niemcy mniej eksportują do Chin, a to się odbija na niższej dynamice rozwoju naszych poddostawców kooperujących z Niemcami. Obniżona dynamika rozwoju bierze się też z niskich cen surowców, m.in. ropy naftowej, co jest związane z mniejszym popytem. W efekcie niska cena ropy wpływa na problemy naszych firm petrochemicznych, Orlenu i Lotosu. Problem ma KGHM, bo ceny miedzi i srebra są bardzo niskie. Mamy od lat nierozwiązany problem z deficytem górnictwa kamiennego. To oczywiście kiedyś odbije, ale trendy na rynkach surowcowych są kilkunastoletnie. Reasumując, zewnętrzne warunki się pogorszyły.

Analizując sytuację w Polsce, nasze przedsiębiorstwa wykazują się przyzwoitą rentownością, nie mają problemów z płynnością, wskaźnik zagrożenia upadłością jest niski, mimo to nie chcą one inwestować, bo nie wierzą w przyszłość. Bo występują wewnętrzne źródła niepewności. Inwestorzy uważają, że prawdopodobieństwo zwrotu z inwestycji jest niższe niż oczekiwania. Wpływają na to m.in. wahania kursu złotego, którego osłabienie obserwujemy już od połowy 2015 roku. Wbrew temu, co mówią politycy, czynniki polityczne mają istotny wpływ na funkcjonowanie polskiej gospodarki.

Jeśli przeżyliśmy szok z powodu obniżenia ratingu P&S, to musimy pamiętać, że bierze on pod uwagę ryzyko polityczne, systemowe (dotyczące systemu prawnego) i czysto gospodarcze (związane z oceną stanu finansów publicznych). Długo uważaliśmy, że następna agencja nie zmieni nic, bo się oswoi z sytuacją. To nie jest prawdą. Nie wiem, jaka będzie decyzja ogłoszona w piątek (dziś - red.), ale także będzie zwracała uwagę na te trzy elementy. Gdyby nie wysoka dynamika wzrostu polskiej gospodarki, to osłabienie ratingu byłoby jeszcze większe, a złotówka jeszcze tańsza.

Aktualna ocena polskiej gospodarki nie jest zła, ale nie możemy dopuścić do obniżenia dynamiki jej wzrostu, bo będziemy mieli bardzo dramatyczną sytuację. Wzrost gospodarczy zapewnią nam inwestycje i większy eksport, a nie zwiększenie konsumpcji. I jak rozumiem, plan Morawieckiego jest pewną reakcją na to rozumowanie i moim zdaniem reakcją prawidłową. Potrzebujemy efektywnych inwestycji w pracowników i urządzenia, to przełoży się na wzrost wydajności pracy, wzrost płac i wzrost innowacyjności, podstawy nowoczesnej gospodarki.

Co doradziłby pan prezydentowi Opola, który chce przyłączyć do miasta wybrane fragmenty ościennych gmin, np. Brzezie z Elektrownią Opole, a spotyka się z ogromnym oporem społecznym mieszkańców tych gmin wiejskich? Czy powiększenie miasta spowoduje jego rozwój?

Nie wiedziałem, że elektrownia jest poza granicami miasta. Wpływ procesu powiększania miasta na jego rozwój trzeba w każdym przypadku przeanalizować indywidualnie. Prezydentowi Rzeszowa się udało przeprowadzić ten proces i tam większość mieszkańców była z tego zadowolona, ale znam też przykład Dębicy, której się nie udało, ponieważ wójt gminy Dębica był dużo lepszym gospodarzem niż władze miasta Dębica. I ludzie to widzieli. W analizie takich procesów pojawia się zawsze pytanie, dlaczego ludzie, którzy mieszkają w gminie, w której jest płacąca duże podatki elektrownia, a więc ta gmina jest bogata i może zaoferować swoim mieszkańcom bardzo dużo, mieliby się godzić na odłączenie tej elektrowni i uznać, że to jest dla nich lepsze. Z drugiej strony jest pytanie, czy rzeczywiście powinno być tak, że jedna gmina, w której jest siedziba takiej firmy, ma dochody, a inne ponoszą konsekwencje działalności i nic z tego nie mają. To może te korzystające powinny się podzielić, a niekoniecznie musi to być rozwiązanie polegające na zajęciu terenu. Prezydenci miast mają problem, bo mieszkańcy uciekają im na tereny wiejskie, co powoduje ubytek wpływów podatkowych, a równocześnie te osoby korzystają z różnych usług publicznych na terenie miasta. Należałoby się zastanowić nad powodami tych ucieczek - może są nimi jakieś uciążliwości, problemy z bezpieczeństwem, zanieczyszczenie środowiska. Z poszerzeniem granic wiążą się też koszty - trzeba będzie te tereny zagospodarować, więc musi być zrobiona rzeczywista kalkulacja. Ale nie może też być tak, że ekspansywnie rozrastające się miasto dusi się w swoich granicach. Mamy więc do czynienia z sytuacją, która wymaga refleksji: jedni nie mogą się rozwijać kosztem drugich i przerzucać na nich kosztów swojej działalności. Trzeba szukać kompromisów. Nie znam szczegółów tego projektu, ale jak w każdym potrzebna jest analiza ekonomiczna i perswazja. Nic nie da się zrobić na siłę.

Jerzy Hausner, opolanin.

Polski polityk i ekonomista, profesor nauk ekonomicznych, poseł na Sejm IV kadencji, minister w rządach Leszka Millera i Marka Belki, członek Rady Polityki Pieniężnej w kadencji 2010-2016 (za Wikipedią). We wtorek profesor był gościem cyklicznego spotkania „Przy kawie o...”, organizowanego przez Centrum Wystawienniczo-Kongresowe w Opolu. Jego wystąpienie poświęcone było analizie i prognozie sytuacji gospodarczej. Już na wstępie profesor zaznaczył, że czuje się opolaninem, ponieważ spędził tu dzieciństwo, skończył I Liceum Ogólnokształcące, a na opolskim cmentarzu spoczywa jego ojciec.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska