Polska intifada

Mirosław Olszewski

Kampania wyborcza ma swoje reguły, więc jak ktoś nie ma ochoty zgłupieć, powienien na tych kilkanaście dni unikać nie tylko polityków, ale przede wszystkim ich zwolenników. Ostatnio w którymś ze studiów wyborczych liderzy partii, którą nawiasem uważam za zbiór oszołomów, wykładali swoje racje. Wzięli chyba jakieś lekcje socjotechniki, bowiem choć mówili na ogół bzdury, wypowiadali się krótko, precyzyjnie, operując hasłami łatwo wpadającymi w ucho. Poza tym bez przerwy się uśmiechali. Zrobili więc bardzo dobre wrażenie, co mnie zmartwiło, bowiem ze szczerego serca życzę tej partii, by ją diabli wzięli.
Formuła programu była jednak tak pomyślana, że na planie musiało dochodzić do spięć. Przesłuchujący polityków dziennikarze siedzieli bowiem w otoczeniu zwolenników konkurencyjnych ugrupowań, a ci mieli prawo zadawać liderom pytania i komentować ich wypowiedzi.
Takiego tężenia politycznej wścieklizny, jaką zaprezentowali poplecznicy partii reprezentowanych w programie dawno nie widziałem. Nikt ani nie myślał, by zadać sobie trudno choćby tylko zrozumienia argumentów strony przeciwnej. Każda teza konkurencji komentowana była buczeniem dezaprobaty, każda wypowiedź swojego człowieka nagradzana rzęsistymi brawami. Na początku może to i było nawet śmieszne, potem nużące, wreszcie irytujące.
Nie jestem naiwny i dobrze wiem, że praktyczna polityka nie jest zajęciem dla estetów, ale trudno mi też pojąć, czemu telewizja publiczna decyduje się na pokazywanie takiego chłamu. Co więcej, mam wrażenie, że wielu ludzi oglądających tak prowadzone programy może nabrać przeświadczenia, że tak właśnie powinien być prowadzony polityczny spór, że gwizdanie, buczenie, są normalnymi elementami debaty, że wreszcie nie o to chodzi, by przekonać przeciwnika do swych racji, ale i od niego czegoś się nauczyć, lecz wdeptać go w ziemię, zeszmacić, sprawić, by ludzie myśleli o naszym przeciwniku, że nie tylko jest głupi, ale pewnie też nóg nie myje.
Nie piszę, jaki to program ani o jakie partie chodzi, bo na każdym kroku można spotkać podobne sytuacje. Partie przypominają klany nastawione na wojnę z całym otoczeniem, a ich zwolennicy żołnierzy w typie "wiernego Soroki". Jeśli celem sensownej polityki zawsze jest szukanie kompromisu, to taki styl kampanii martwi mnie bardziej niż dziura budżetowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska