Polska już niedługo stanie się krajem imigrantów. Musimy się na to przygotować

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Diana Wróbel 11 lat temu przyjechała do Kędzierzyna-Koźla z Ukrainy. - Czuję się tu bardzo dobrze - przyznaje.
Diana Wróbel 11 lat temu przyjechała do Kędzierzyna-Koźla z Ukrainy. - Czuję się tu bardzo dobrze - przyznaje. Tomasz Kapica
Wiele krajów Europy Zachodniej sparzyło się na przyjmowaniu rzesz imigrantów, którzy kulturowo nie pasowali do naszej cywilizacji. Polska już niedługo stanie przed podobnym problemem.

Wzeszłym roku w Polsce wydano 43 663 zezwolenia na pracę dla obcokrajowców. To było o cztery tysiące pozwoleń więcej niż rok wcześniej. Cały czas rośnie także liczba składanych wniosków o możliwość podjęcia legalnego zatrudnienia.

Odmów jest niewiele, w zeszłym roku trzy tysiące. Jednocześnie według różnych szacunków w Polsce może żyć nawet milion nielegalnych imigrantów, głównie zza wschodniej granicy, a także z Dalekiego Wschodu.

Choć Polskę wciąż dzieli od Europy Zachodniej bardzo duża różnica w jakości życia (a przede wszystkim w wysokości dochodów), to dla mieszkańców biednych krajów bądź pogrążonych w konfliktach stajemy się coraz bardziej atrakcyjnym miejscem do życia.

Zdaniem ekspertów będzie ich u nas przybywać z roku na rok. - Im wyższy wzrost gospodarczy będziemy mieli, tym chętniej będą przyjeżdżali cudzoziemcy poszukujący pracy i miejsca stałego pobytu - przewiduje dr Konrad Pędziwiatr z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.

Dr Pędziwiatr przygotował raport na temat wyzwań związanych z imigracją w Polsce i problemem integracji z przybyszami. Dowodzi w nim, że Polska powoli przestaje być obszarem tranzytowym, którym była przez lata dla cudzoziemców i staje się krajem docelowym. Dr Pędziwiatr uważa, że w niezbyt odległej przyszłości Polska doświadczy tzw. przejścia migracyjnego.

Czyli z kraju, z którego ludzie wyjeżdżają, stanie się państwem, do którego chętnie się przyjeżdża. - Wyjazd z Polski ponad 2 mln ludzi w ostatniej dekadzie jest potencjalnie ostatnim etapem w długiej historii polskiego wychodźstwa i początkiem nowego rozdziału w historii Polski jako kraju, w którym liczba imigrantów przewyższy liczbę polskich emigrantów - przewiduje.

Jaką drogą pójdzie Polska? Czy będziemy chętnie przyjmować jedynie tych imigrantów, którzy są nam bliscy kulturowo i z którymi łatwo się asymilować, czy też otworzymy granice dla wszystkich?

Diana Wróbel przyjechała do Polski z Ukrainy 11 lat temu. Swój kraj żegnała z bólem, ale i nadzieją, że w Polsce może ją czekać lepsze życie. - Ukraińcy, podobnie jak Polacy, to bardzo mili i sympatyczni ludzie - mówi pani Diana, która obecnie mieszka w Kędzierzynie-Koźlu. Przez owe 11 lat pokochała śląską kuchnię.

Uwielbia roladę, kluski i czerwoną kapustę. - Jak przyjeżdża do mnie rodzina z Ukrainy, to obowiązkowo musi się to pojawić na talerzu. No i bigos. To także wspaniała polska potrawa - śmieje się pani Diana. - Uwielbiam też ptasie mleczko, którego na Ukraine nie ma.

Chcę wam się odwdzięczyć

W swojej ojczyźnie pracowała w szkole, była nawet dyrektorką jednej z placówek. W Polsce także znalazła zatrudnienie w szkołach, chociaż początkowo nie było łatwo. Jej synowie, z którymi przyjechała z Ukrainy, dość szybko dostali polskie obywatelstwo.

Mówią już świetnie po polsku. - Przyjęliście nas bardzo dobrze. Czujemy się tu miło - zapewnia pani Diana. - Dlatego ja chciałabym zrobić coś także dla Polski i w przyszłości wziąć na wychowanie dwójkę dzieci z domu dziecka bądź z jakiejś rodziny z problemami - tłumaczy. - Uważam, że wszyscy powinniśmy sobie pomagać, bo jesteśmy braćmi.

Większość Ukraińców bardzo dobrze czuje się w Polsce i jest lubiana przez Polaków. Tylko w zeszłym roku pracę na Opolszczyźnie rozpoczęło 7210 obywateli tego pogrążonego teraz w wojnie kraju.

Przybywa też ukraińskich studentów, w zeszłym roku do naszego województwa przyjechało ich 166. Ci, którzy już u nas pracują, ściągają rodziny - w zeszłym roku było 630 takich przypadków. Coraz więcej Ukraińców prosi też o zezwolenia na pobyt stały. Tylko na Opolszczyźnie w 2014 r. wydano ich 78.

Zdarza się, że także na miejscu zakładają rodziny. Jurij i Katarzyna przyjechali do Polski we wrześniu. On pochodzi z Odessy, a ona z miasta Chmielnicki w zachodniej Ukrainie. Studiują w Wyższej Szkole Zarządzania i Administracji w Opolu, pracują także w tym mieście. Swojego syna Daniela postanowili ochrzcić w Polsce.

Zdecydowali się na to, gdy dowiedzieli się, że w Kędzierzynie-Koźlu powstała niedawno pierwsza w regionie cerkiew prawosławna. - Chcemy, żeby dziecko wychowywało się w naszej wierze - tłumaczą rodzice. - Chcielibyśmy jednocześnie mieszkać w Polsce, podoba nam się tutaj.

Ukraińców zatrudnia m.in. kozielska stocznia Damen. Podejmują pracę przede wszystkim w tych zawodach, w których wielu specjalistów Polaków wyjechało na Zachód. Dotyczy to na przykład spawaczy. - Razem z obywatelami Mołdawii jest ich 15 - mówi Janusz Bialic, prezes stoczni. - Jesteśmy z nich zadowoleni, ale podjęliśmy decyzję, że jednak będziemy się skupiać na tym, żeby znajdować do pracy miejscowych - zaznacza.

Kto chce, ten dostaje

Opolski Urząd Wojewódzki wydał w zeszłym roku zezwolenia na pracę wszystkim siedmiu tysiącom Ukraińców, którzy się o to starali. Urzędnicy tłumaczą, że wypełniają oni lukę po tych fachowcach, którzy z Opolszczyzny wyjechali. Imigracja do Polski mieszkańców Ukrainy nie wzbudza większych emocji w społeczeństwie. Opolanie przez lata jeździli do pracy do Niemiec czy później do Holandii i dziś rozumieją, że role powoli zaczynają się odwracać.

W Polsce coraz częściej mówi się jednak o przyjmowaniu imigrantów z krajów dużo bardziej odmiennych kulturowo. Chodzi między innymi o ogarniętą wojną Syrię. Sytuację w tym kraju bardzo szczegółowo monitoruje polskie stowarzyszenie Wolna Syria. I jednocześnie apeluje o pomoc tamtejszym mieszkańcom.

Z jego informacji wynika, że setki tysięcy syryjskich cywilów jest celowo pozbawianych dostępu do najbardziej podstawowych środków do życia, żywności, wody i leków. Wszystko to dzieje się w ramach wyjątkowo bezwzględnej taktyki nakładania długotrwałych blokad militarnych na miasta, które są obiektem walk pomiędzy islamskimi radykałami a zwolennikami obozu prezydenta Baszszara al-Asada.

Niektóre z tych blokad trwają nieprzerwanie od roku 2012 roku. Z katastrofalnym skutkiem dla uwięzionej w nich ludności cywilnej. Syryjczycy umierają z głodu, odwodnienia, braku podstawowej opieki medycznej. Znaczną część ofiar stanowią dzieci. Reakcja międzynarodowa na trwające w Syrii blokady i oblężenia jest niewielka.

Tymczasem mieszkańcy tego kraju chcą uciekać właśnie do Europy. Pytanie, kto ich przyjmie.
- Jesteśmy świadomi, że Unia Europejska, w tym Polska, ma ograniczone zasoby, co wymusza konieczność dokonania wyboru spośród ponad 12 milionów potrzebujących Syryjczyków - podkreśla Samer Masri, prezes stowarzyszenia Wolna Syria.
Czy Polska powinna przyjmować tylko chrześcijan?

Dla prezesa Nasriego jest oczywiste, że nie uda się pomóc wszystkim. Biuro komisarza ds. uchodźców przy ONZ przygotowało więc listę osób, które wymagają najpilniejszej pomocy. Jest na niej 100 tysięcy ludzi. W Polsce pojawiły się propozycje przyjęcia 1500 chrześcijan z Syrii, którzy są tam wyjątkowo brutalnie prześladowani. Jest już nawet gotowa lista z nazwiskami członków 60 rodzin, głównie z Damaszku. W naszym kraju pomoc zaoferowała dla nich już część parafii i jedno ze stowarzyszeń.

Samer Masri krytykuje jednak pomysł przyjmowania do Polski wyłącznie uchodźców wyznania chrześcijańskiego. - Takie podejście należy uznać za otwartą dyskryminację wszystkich tych ofiar wojny, które chrześcijanami nie są - zaznacza prezes Wolnej Syrii. - Podejście takie jest naszym zdaniem niemożliwe do pogodzenia z ideą pomocy humanitarnej, w także z wartościami wyrażonymi w Konwencji Praw Człowieka oraz Konstytucji RP, które nie pozwalają na odmienne traktowanie ludzi tylko z uwagi na ich wyznanie.

Fundacja Wolna Syria interweniowała nawet w tej sprawie pod koniec maja w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych. A Syryjczycy to tylko niewielki procent uchodźców, którzy z różnych powodów być może trafią do naszego kraju.

Z danych Amnesty International wynika, że co miesiąc tysiące osób próbuje przedostać się przez Morze Śródziemne do Unii Europejskiej, ryzykując swoje życie. Wedle informacji Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji w 2014 roku na Morzu Śródziemnym utonęło niemal 3300 osób, a od początku 2015 już ponad 1700 osób.

W odpowiedzi na tę sytuację Komisja Europejska przedstawiła plan wprowadzenia obowiązkowych kwot cudzoziemców przyjmowanych przez poszczególne kraje UE.

Według tej propozycji Polska zobowiązana byłaby do przyjęcia łącznie 3621 osób. Polski rząd nie wyraził jednak na to zgody, co spotkało się z dość stanowczą reakcją Amnesty International.

Amnesty International jest rozczarowana

"Z rozczarowaniem przyjmujemy deklarację polskiego rządu o sprzeciwie wobec propozycji Komisji Europejskiej.

Dramatyczna sytuacja migrantów rodzi szczególną odpowiedzialność po stronie wszystkich państw UE. Polska, jako sygnatariusz Konwencji Genewskiej z 1951 roku oraz państwo członkowskie UE, powinna solidarnie pomóc osobom, które opuściły swój kraj w obliczu wojny i prześladowań.

Należy podkreślić, że proponowana przez Komisję Europejską liczba osób nie przekracza możliwości polskiego państwa. Rocznie w Polsce wnioski o ochronę składa od 7 do 10 tysięcy uchodźców i proponowana kwota nie będzie stanowić nadmiernego obciążenia dla polskiego systemu azylowego" - napisali działacze Amnesty w oficjalnym stanowisku.

I od razu zaapelowali o natychmiastowe podjęcie działań związanych w kryzysem humanitarnym w ogarniętej wojną domową Syrii. W grudniu 2014 roku Polska zadeklarowała udział w programie przesiedleń uchodźców, w ramach którego ma przyjąć 100 Syryjczyków.

"Działania te są w naszej opinii niewystarczające, biorąc pod uwagę ich rozmiar oraz - przede wszystkim - odległy czas realizacji. Pilotażowy program przesiedleń ma rozpocząć się dopiero w 2016 roku" - podsumowała Amnesty International.

Problem polega jednak na tym, że kraje Europy Zachodniej, które przed laty zdecydowały się przyjmować rzesze imigrantów reprezentujących zupełnie inną kulturę i wiarę, dziś mają z tym duży problem.

W Szwecji islamscy fundamentaliści tworzą swoiste enklawy, gdzie obowiązują ich własne prawa. Muzułmańskie kobiety są zmuszane do zakrywania twarzy, organizowane są śluby dzieci, a młodzież namawiana jest do izolowania się od społeczeństwa.

Powstają też "podziemne meczety", które nie mają nic wspólnego z oficjalnym islamem, a bywają przykrywką dla działań terrorystycznych. W zeszłym roku szwedzka policja ujawniła 15 miejsc, gdzie powstały swoiste miasta-państwa imigrantów. Nie jeżdżą tam karetki, straż pożarna, autobusy miejskie.

Policja nie reaguje na ewentualne zgłoszenia o wykroczeniach czy przestępstwach. W praktyce rządzą tam muzułmańskie gangi, strzelaniny są na porządku dziennym. Muzułmanie zajmują się głównie handlem narkotykami.

Wciąż mamy za mały socjal jak dla nich

Sam proces imigracji dużej liczby muzułmanów do Polski będzie się jednak tak długo opóźniał, jak długo w Polsce opieka socjalna będzie na dużo niższym poziomie niż w krajach Europy Zachodniej.

Ponieważ mieszkańcy Afryki czy Bliskiego Wschodu przyjeżdżają do Europy wabieni głównie wspomnianym "socjalem". Obecnie w Polsce wspieraniem biednych obcokrajowców zajmuje się Urząd do spraw Cudzoziemców. W maju z jego pomocy korzystało zaledwie 3979 mieszkańców innych państw, z czego 1300 otrzymywało ją w ośrodkach dla uchodźców.

W Polsce mieszkańcom krajów, gdzie obowiązującą religią jest islam, wydaje się obecnie bardzo mało pozwoleń na pracę, które w praktyce są najczęściej jedyną możliwością zalegalizowania pobytu.

W zeszłym roku w całym kraju dostało je 31 Algierczyków, 287 Pakistańczyków i 102 Syryjczyków. Jednocześnie w tym samym czasie pozwolenia na pracę dostało ponad 30 tysięcy Ukraińców i ponad 2 tysiące Wietnamczyków.

Ci ostatni, chociaż coraz liczniejsi, są jednak grupą starającą się nie narzucać swoją obecnością. Tylko co piąty Wietnamczyk odwiedza przynajmniej raz w miesiącu jakiegokolwiek Polaka w domu, a aż 20 procent z nich nie utrzymuje znajomości z ani jednym Polakiem, pomimo że tu mieszka.

Okazuje się, że są także najbardziej pracowici. Z raportu dr. Konrada Pędziwiatra z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie wynika, że pracują oni średnio po 52 godziny tygodniowo. Jednocześnie jest to najliczniejsza grupa imigrantów, która decyduje się na zakładanie własnych firm, działających głównie w branży handlowej i gastronomicznej. a

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska