Polska noł okej. Pani Barbara tęskni za mężem Kulvinderem

Daniel Polak
Pani Barbara tęskni i czeka. Liczy, że mąż się ujawni i do niej wróci.
Pani Barbara tęskni i czeka. Liczy, że mąż się ujawni i do niej wróci. Daniel Polak
Barbara Kowalska-Singh ma tylko dwa marzenia. Żeby jej mąż Kulvinder odnalazł się cały i zdrowy oraz aby urzędnicy pozwolili im żyć razem.

Śniada cera, ładne oczy, egzotyczne pochodzenie. Ale nie tym ją ujął. Po prostu nie pił i nie palił. W przeciwieństwie do byłego męża pani Barbary, który zamienił jej życie w piekło.
- Od dwóch lat już wiem, że to jest miłość. Prawdziwa miłość - mówi przez łzy pani Barbara z Kędzierzyna-Koźla. - Tylko gdzie on teraz jest?

Kulvinder, bo tak ma na imię hinduski mąż pani Barbary, zniknął we wtorek. Tuż po tym, jak odebrał od prawnika pismo, że w ciągu dwóch tygodni musi opuścić kraj. Problem w tym, że pismo było datowane na 5 marca, a termin mijał 19, czyli właśnie we wtorek.

- Ostatni raz rozmawialiśmy tego samego dnia o 17.00. Płakał do słuchawki. Potem próbowałam dzwonić, ale oba telefony ma wyłączone. Może wyjechał do Indii i już nigdy go nie zobaczę? - szlocha zrozpaczona.

Pierwszy raz dostałam kwiaty

Ta historia zaczęła się w październiku 2008 roku. Zadzwonił telefon. - Cześć, Baśka, jest dużo pieniędzy do zarobienia - oznajmiła jej koleżanka.
- Ale o co chodzi? - zapytała.
- Nie pytaj, tylko przyjeżdżaj do Cisowej - odpowiedziała znajoma.

W domu, gdzie umówione było spotkanie, czekało dwóch Hindusów. Jednym z nich był Kulvinder Singh. Nieco ponad 30 lat, o 18 młodszy od pani Barbary.

- Usłyszałam, że jak wezmę z nim ślub, to dostanę pieniądze. 20 tysięcy złotych.
Powiedziała koleżance, że się na to nie zgadza. Bo jak to tak: wziąć pieniądze za to, że się komuś przyrzeknie miłość do końca życia? Domyślała się też, że małżeństwo mogłoby być sposobem na zalegalizowanie pobytu cudzoziemca w Polsce. Wówczas potraktowała to spotkanie jak zwykłą randkę. Porozmawiali, trochę po angielsku, trochę na migi. Twierdzi, że nic za to nie chciała i nie wzięła.

31 października, niedługo po poznaniu Hindusa, pani Barbara obchodziła urodziny. Krzątała się po domu, gdy nagle usłyszała dzwonek. Otworzyła drzwi i zobaczyła w nich Kulvindera z bukietem kwiatów. Przyniósł też prezent, srebrny łańcuszek.

- Ja nigdy wcześniej kwiatów nie dostałam - opowiada pani Barbara. Wzruszyła się, bo która by się nie wzruszyła na jej miejscu. Na urodziny przyszła jeszcze jej koleżanka swatka z Cisowej wraz z drugim Hindusem. Posiedzieli, było sympatycznie.

Gdy po spotkaniu goście zaczęli się zbierać, Kulvinder oświadczył niespodziewanie, że zostaje. Pani Barbara poczuła się trochę zakłopotana, bo w tym czasie miała zakręcony dopływ gazu, z powodu nie płaconych rachunków. Ale mężczyzna nie zwracał uwagi na takie szczegóły.

Rano nie poszedł do pracy, bo jej nie miał. Ale nie zamierzał leżeć w łóżku. - Może posprzątam? Albo coś ugotuję? - zaproponował. Kobieta znów była pod wrażeniem.

Zakosztowała indyjskiej kuchni. Największym problemem była rozmowa, polski Hindusowi jawił się jako czarna magia. Po angielsku też mówili niewiele.

Mimo to w styczniu 2009 roku zaplanowali ślub. W przygotowaniu odpowiednich dokumentów do sądu Kulvinderowi pomógł jego kolega Ravinder. Podpowiedział mu, aby napisać w papierach, że poznali się we Włoszech, na wakacjach. - Wówczas nikt nie będzie się czepiał - zapewniał.

Straż graniczna nie dawała spokoju

Tego dnia pani Barbara nie zapomni nigdy. Ślub odbył się 23 maja 2009 roku. W duchu myślała, że może w końcu trafiła na tego właściwego mężczyznę.

Było skromnie, bez zbytków, bo zamiast na limuzynę albo przyjęcie, musiała wydać 700 złotych na tłumacza z Warszawy. Uczesała ją córka sąsiadki, zdjęcia zrobiono telefonem komórkowym. Tuż po ślubie złożyli wniosek o kartę pobytu dla męża. Kulvinder dostał ją na pół roku. Dwa miesiące później wyjechał do pracy do Włoch.

- Ale dzwonił, przyjeżdżał co miesiąc, mam bilety - opowiada pani Barbara. Te bilety były jej potrzebne, bo niemal od początku małżeństwem interesowała się Straż Graniczna.

We Włoszech, z przerwami, przepracował niecały rok. W międzyczasie otrzymał też kolejną kartę pobytu na następne 12 miesięcy. W 2010 roku zaczął szukać pracy w Kędzierzynie-Koźlu i Opolu. W tym pierwszym mieście znalazł robotę kucharza w restauracji hinduskiej. Ale tylko na 3 miesiące. Jeszcze krócej popracował w Opolu na budowie, bo zaledwie 4 dni.

- Coś nie poszło w tym Opolu, ale nie traciliśmy nadziei, że wreszcie znajdzie jakąś pracę na dłużej. Obcokrajowcowi nie jest łatwo znaleźć u nas pracę - opowiada żona.
Kontrole Straży Granicznej zaczęły się nasilać. Zdarzało się, że pogranicznicy albo urzędnicy z urzędu wojewódzkiego pukali do domu pani Barbary nawet 3 razy w miesiącu.

Chcieli sprawdzić, czy zawarte w 2009 roku małżeństwo nie jest fikcyjne. A jak sprawdzić, czy związek jest prawdziwy? Strażnicy podobno przyglądali się np. domowemu praniu, szukając tam bielizny Kulvindera. Albo wypytywali go o to, gdzie w domu trzymana jest mąka. Jak mówi pani Barbara, nigdy nie miał problemów z odpowiedzią na takie pytania.

- Jeden kapitan szczególnie się na nas uwziął. Zaczął nawet straszyć, że on wszystko wie. Pewnego razu wyprosiłam go nawet z domu - wspomina pani Kowalska-Singh.

Uważa, że Kulvinder miał zwyczajnie pecha, i to nie raz. Podczas krótkiego pobytu w Krakowie poznał rodaka, którego zaprosił na parę dni do Kędzierzyna-Koźla. Mężczyzna przenocował u nich, ale akurat drugiego dnia przyjechała Straż Graniczna.

Okazało się, że kolega nie miał dokumentów uprawniających go do pobytu w kraju. Został zatrzymany i umieszczony w zamkniętym ośrodku dla uchodźców, a następnie deportowany do Indii.

Innym razem, gdy jechał do Krakowa, zatrzymała go Straż Graniczna w pociągu. Zapytali, co robi w Polsce, wtedy wyjął kartkę z imieniem i nazwiskiem swojej żony. Mąż, który nie pamięta, jak nazywa się jego żona? Strażnicy zatrzymali Hindusa.

Pani Barbara mówi, że to nadgorliwość funkcjonariuszy, bo jej zdaniem jest rzeczą normalną, że człowiek w obcym kraju zapisuje sobie pewne rzeczy na kartce, w tym nazwisko żony. Po wyjaśnieniach jej mąż został wypuszczony do domu.

Pani Barbara twierdzi, że dobrze się między nimi układało. Małżeństwo przeżyło tylko jeden większy kryzys, gdy żona dowiedziała się, że mąż spotkał się z dużo młodszą od niej dziewczyną.

- Dał się skusić - stwierdza krótko. Wszystko zostało jednak wyjaśnione, a mąż uderzył się w pierś. Kulvinder znalazł pracę w innej kędzierzyńskiej restauracji i była szansa, że życie wreszcie się jakoś ułoży.

Tymczasem we wrześniu prokuratura oskarżyła panią Kowalską-Singh o niezgodne z prawem zalegalizowanie pobytu cudzoziemcowi.

- Powiedzieli mi, że jak się przyznam, to nie pójdę siedzieć. Tak też zrobiłam. Wyjaśniłam również, że poznaliśmy się nie we Włoszech, ale w Cisowej - przyznaje pani Barbara. To bardzo skomplikowało sprawę z przedłużeniem pobytu Hindusa w Polsce, a ostatecznie doprowadziło do decyzji wojewody i nieprzyznaniu kolejnego prawa do pobytu w Polsce.

Odpowiedzialni za sprawy cudzoziemców pracownicy Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego znają bardzo dobrze historię pana Kulvindera, która spisana jest w kilku segregatorach.

Zaczęło się od tego, że na Opolszczyźnie Straż Graniczna zatrzymała jego kolegę, również obywatela Indii, który był już w związku małżeńskim z Polką. Kolega ten został skazany prawomocnym wyrokiem sądu za umożliwianie innym obywatelom Indii zawierania związków małżeńskich z Polkami.

- Proceder prowadzony był w celu uzyskania korzyści majątkowych zarówno przez organizatorów, jak i przyszłe małżonki, a cudzoziemcom miało to umożliwiać legalny pobyt w Polsce - wyjaśnia Bożena Kalecińska, kierownik Oddziału ds. Cudzoziemców i Obywatelstwa Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego.

Wojewoda nie kupił tej historii

W tym przypadku chodziło właśnie o umożliwienie Kulvinderowi pobytu w Polsce. Kolega Kulvindera zeznał przed sądem, że sprowadził go z Włoch po to, aby pomóc mu w znalezieniu żony, za co musiał zapłacić 2 tys. euro.

- 31 stycznia 2012 roku żona pana Kulvindera - pani Barbara - została skazana prawomocnym wyrokiem sądu za to, że przyznała się do zawarcia związku małżeńskiego z obywatelem Indii w celu uzyskania korzyści majątkowej, przez co umożliwiła mu zalegalizowanie pobytu w Polsce - wyjaśnia Bożena Kalecińska.

W prowadzonym postępowaniu wyjaśniającym przed wojewodą kobieta zeznawała, że mąż nie partycypował w kosztach utrzymania rodziny, a także często wyjeżdżał za granicę. Wracał głównie wtedy, kiedy Straż Graniczna zapowiadała kontrolę.

Bożena Kalecińska podkreśla, że wojewoda wydaje zezwolenia na pobyt w Polsce wszystkim tym cudzoziemcom, którzy nie naruszają prawa i ich pobyt nie zagraża bezpieczeństwu państwa i szeroko pojętemu porządkowi publicznemu.

Nie zdarzyło się do tej pory, aby małżonkom obywateli polskich wojewoda opolski odmówił prawa pobytu w sytuacji, gdy faktycznie stanowią rodzinę. Ponadto niektóre z rodzin, które mają trudności w zaadaptowaniu się, są objęte opieką urzędników.

Jak się dowiedzieliśmy, odmowa udzielenia zezwolenia na pobyt w Polsce panu Singhowi, który zawarł związek małżeński w celu obejścia przepisów prawa, nie jest pierwszym takim przypadkiem w regionie.

Co ciekawe, urzędnicy wojewody wiedzą, że mąż pani Barbary przebywa w woj. śląskim, skąd przesłane zostało za pośrednictwem kancelarii adwokackiej odwołanie od decyzji wojewody opolskiego.

- Sprawa trafi teraz do szefa Urzędu ds. Cudzoziemców w Warszawie, który jest organem odwoławczym i wyda decyzję w tej sprawie - mówi Bożena Kalecińska.

Pani Barbara już wie, że to nie jest historia jak z Bollywoodu, gdzie rocznie powstają setki pięknych filmów o miłości. Jest kłębkiem nerwów i mówi, że martwi się nie tylko o męża, ale i wizerunek Polaków: - Co o nas pomyślą w Indiach, jak on opowie tam o wszystkim? Jakie będą mieli zdanie o naszym kraju, gdy się dowiedzą, że wyrzucili mojego męża po czterech latach małżeństwa? On już ostatnio powtarzał w kółko "Polska noł okej"…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska