Polskę zabrali ze sobą

Monika Kluf [email protected]
Paweł Szajda z dnia na dzień trafił na rozkładówki amerykańskich gazet.
Paweł Szajda z dnia na dzień trafił na rozkładówki amerykańskich gazet.
Paweł Szajda, grający Polaka w amerykańskim filmie "Pod słońcem Toskanii", na premierze w Warszawie pytał, czy ktoś przywiózł... kluczborskie jagodzianki z cukierni "Bagietka".

Pod słońcem Toskanii
Frances Mayes, zbliżająca się do czterdziestki pisarka z San Francisco, po rozstaniu z mężem, popada w depresję. W sukurs przychodzi przyjaciółka. Wysyła ją na wycieczkę do Toskanii. Tam zachwycona urokami Włoch, Frances podejmuje spontaniczną decyzję: kupuje starą willę w malowniczym zakątku i w niej postanawia rozpocząć nowe życie. Zaczyna od remontu domu. Zatrudnia ekipę remontową, złożoną z pracujących we Włoszech "na czarno" emigrantów z Polski. Jerzy, Zbigniew i Paweł szybko zyskają jej sympatię i przyjaźń, okażą się nie tylko dobrymi fachowcami (choć żaden z nich nie jest budowlańcem z zawodu), ale i świetnymi kompanami. "Dawno nie było w kinie amerykańskim tak życzliwego spojrzenia na Polaków" - skwitowała ten polski wątek recenzentka "Cinema".
Film "Pod słońcem Toskanii" jest ekranizacją głośnej, znanej także w Polsce, powieści Frances Mayes, na którą składają się wspomnienia z romantycznej podróży po Włoszech. Niezwykły urok, ciepły klimat ta historia zawdzięcza nie tylko opisom malowniczej przyrody, ale także portretowanym postaciom, w tym pogodnym, sumiennym, życzliwym Polakom. Z trójki polskich robotników pracujących u Frances najmłodszy jest Paweł. Tylko on bez problemów porozumiewa się z chlebodawczynią, bo zna angielski. Kiedy ma sercowe problemy (zakochuje się dziewczynie z Toskanii, a jej rodzice nie akceptują wyboru córki), u Frances szuka pomocy. I nie zawiedzie się.
To właśnie w rolę Pawła, sympatycznego, współczesnego Romea o bardzo słowiańskiej urodzie, wcielił się Paweł Szajda. To jego filmowy debiut, ale po entuzjastycznych recenzjach w amerykańskiej prasie, można się spodziewać, że Szajda nie będzie długo czekać na kolejne propozycje. Duża rola w hollywoodzkiej produkcji była marzeniem wielu polskich aktorów szukających szczęścia za oceanem. Marzeniem niespełnionym. Pawłowi Szajdzie się udało, choć nie jest aktorem z wykształcenia. W Fordham University w Nowym Jorku studiuje anglistykę i ekonomię. Może więc po prostu ma talent.

Przed premierą filmu w Warszawie, na której pojawili się krewni Pawła z Polski, bohater wieczoru, witając się z rodziną z Kluczborka zapytał: "A przywieźliście może jagodzianki z "Bagietki". Jagodzianki - słodkie bułeczki z miejscowej piekarni, wakacje z kluczborskimi harcerzami 10 lat temu, nad Wartą, pierwsze lekcje jazdy konnej u pana Adama Steckiego w Brzezinkach, czy upalne popołudnia na basenie w Bąkowie - to część wspomnień Pawła z rodzinnego miasta rodziców.
Paweł urodził się już Stanach. Rok po wyjeździe rodziców z Polski. Jako czwarte z pięciorga dzieci Józefa i Teresy Szajdów. Czy jego rodzice przypuszczali, że 21 lat później ich syn podbije serca amerykańskich nastolatek i będzie kroczył po czerwonym dywanie na premierę filmu w Hollywood?

Ojciec Pawła - Józef Szajda, inżynier budowlaniec, poznał swoją przyszłą żonę w Kluczborku, jeszcze w latach szkolnych. W połowie lat 60. Teresa wyjechała z rodzicami do Stanów. Potem wróciła do Polski, by studiować medycynę w Warszawie. Wtedy byli już parą. Potem ślub. A kiedy Teresa zdobyła dyplom, przyjechali do Kluczborka. Świeżo upieczona pani doktor zdążyła jeszcze odbyć staż w swoim rodzinnym mieście. Po czym zapadła decyzja - "wyjeżdżamy do Stanów". Był rok 1981, kilka miesięcy przed wprowadzeniem stanu wojennego.
Wbrew sugestiom niektórych polskich mediów, rozpisujących się ostatnio na temat sukcesu Pawła i jego polskich korzeni, nie była to decyzja polityczna. Teresa miała amerykańskie obywatelstwo, liczną rodzinę w Stanach. Wiedzieli, że wyjadą, ale Polskę zabiorą ze sobą, we wspomnieniach i przywiązaniu do pochodzenia. Zamieszkali w Farmington w stanie Connecticut. Prowadzą razem poradnię pediatryczną w Plainville. Józef jest w niej menedżerem.

Od początku przywiązywali dużą wagę do wykształcenia dzieci. Cała piątka studiuje na prestiżowych uczelniach. Dzięki cotygodniowym lekcjom doskonale mówią po polsku.
- Od początku wszystkie dzieci brały udział w imprezach i uroczystościach polonijnych, należały do polskiego harcerstwa w USA opowiada Bronisława Piśla, ciocia Pawła ze strony ojca. - Brat i bratowa zawsze dbali o to, żeby dzieci dobrze mówiły po polsku, żeby pamiętały o swoich polskich korzeniach.
Z panią Bronisławą spotykamy się w podkluczborskich Bogdańczowicach, gdzie Paweł, jako mały chłopiec spędził wakacje. Był też w Kluczborku na zjeździe licznej rodziny Szajdów. W tym mieście to bardzo popularne nazwisko. A w rodzinnym klanie samych Pawłów Szajdów jest trzech.
- Józefowi i Teresie zależało, żeby chłopak znał rodzinę nie tylko z fotografii. Pielęgnują związki z krewnymi i z Polską - mówi Janusz Szajda, wujek Pawła z Kluczborka. - A lekcje polskiego w sumie uchyliły mu drzwi do kariery... - dodaje pani Bronisława.

Zawdzięczam to moim rodzicom - sam Paweł podkreśla to w wywiadach dla polskich i amerykańskich mediów, które rozpisują się o "młodym, zdolnym Polaku" i "przeszywającym spojrzeniu jego niebieskich oczu".
- "Przez 8 lat chodziłem do sobotniej szkoły języka polskiego. Koledzy grali w piłkę, a ja sobotnie poranki spędzałem w szkole. Nie wiedziałem, dlaczego mnie tą szkołą tak męczą. A później stało się tak, że role w reklamie AT&T oraz w filmie "Pod słońcem Toskanii" dostałem częściowo dzięki temu, że znałem język polski". - czytamy w wywiadzie udzielonym jednemu z polonijnych dzienników.
- Kiedy Paweł był tu na wakacjach, jako mały jeszcze chłopiec, razem ze swoim młodszym bratem Filipem, zależało mi, żeby poznał dobrze rodzinne strony mamy i ojca - zaznacza pani Bronisława. - Dużo jeździliśmy więc po okolicy. Sam Paweł odwiedził też wszystkie święte dla Polaków miejsca w naszym kraju. A tu w Kluczborku? Często jeździliśmy na konie do pobliskiej stadniny w Brzezinkach. Całkiem dobrze Pawłowi szło. Konnej jazdy Paweł popróbował w Polsce.
Ale jego domeną stały się zapasy. "Słodki Polak", jak go nazywają fanki, jest bowiem zdolnym zapaśnikiem. Jako junior był w tej dyscyplinie czwartym zapaśnikiem w Stanach Zjednoczonych.
- I wtedy na wakacjach w Polsce i teraz Paweł Szajda pozostaje niezwykle skromnym człowiekiem. Taki właśnie jest - mówi o nim wujek Janusz. Razem z panią Bronisławą i jej mężem, pojechał na premierę filmu krewniaka do Warszawy.
- Pierwszą niespodziankę Paweł zrobił nam, biorąc udział w reklamie firmy AT&T, która była emitowana podczas olimpiady zimowej w Lake Placid - wspomina pan Janusz.

Ostatnio Paweł był w Kluczborku dwa lata temu, w czasie kilkutygodniowego kursu z historii i literatury, przyjechał razem z siostrą.
Bronisława Piśla miała okazję obejrzeć film z bratankiem w jednej z ważnych drugoplanowych ról, w Nowym Jorku, gdzie mieszka jej córka Bożena z rodziną:
- Przed kinami kolejki, bo książka, na podstawie której został nakręcony film, była w Ameryce bestsellerem. Film rzeczywiście piękny. I to nie tylko ze względu na udział w nim bratanka. Przed obejrzeniem filmu nie sądziłam, że jest tam naszego Pawła tak dużo - dodaje z uśmiechem.
Rodzina z Kluczborka dumna jest z sukcesu Pawła.
- Przyjemnie jest poczytać o nim w gazetach, obejrzeć wywiady w telewizji. - Bardzo się cieszymy, że mu się udało - mówi Grażyna Szajda, znana w Kluczborku lekarz ginekolog.
- Pamiętam go jako małego chłopca z rodzinnego zjazdu. I proszę - wyrósł na takiego mądrego, sympatycznego i przystojnego młodego człowieka.

Kiedy znów przyjedzie do Kluczborka?
Chcieliśmy o to zapytać Pawła osobiście. Udało nam się porozmawiać kilka minut z jego ojcem. U nas jest 11. W Farmington 5 rano.
- Niestety, na razie Paweł pozostanie niedostępny - mówi pan Józef. - On ma po tym filmie naprawdę dużo do nadrobienia, przecież studiuje dwa kierunki w Nowym Jorku, i jeszcze ma zajęcia w szkole aktorskiej. Teraz ma sesję, egzaminy, proszę to zrozumieć. To ogromna radość nie tylko dla rodziny. Ale także dla naszej Polonii. Wszyscy się cieszą, bo to duży sukces przebić się tak wysoko. Teraz czekamy, co będzie dalej. Paweł musi przede wszystkim skończyć studia. I oby mu się w głowie nie przewróciło. Ale myślę, że to mu nie grozi. Ani on, ani nasza rodzina nie chodzimy z głową w chmurach - żartuje pan Józef. - Nie wiem, kiedy przyjedziemy do Polski, tęsknimy za Kluczborkiem. Mamy tam dużo krewnych, znajomych. Cóż, zobaczymy. A na razie w imieniu swoim i Pawła serdecznie pozdrawiamy Kluczbork!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska