Ponad połowę załogi supermarketu w Wołczynie zwolniono dyscyplinarnie z dnia na dzień. Za wędlinę i lizaka

Milena Zatylna
Milena Zatylna
Aż 10 osób w ciągu kilku dni zostało zwolnionych dyscyplinarnie z jednego z marketów w Wołczynie. Zostały pozbawione środków do życia i prawa do zasiłku dla bezrobotnych. W pomoc zwolnionym zaangażował się burmistrz Jan Leszek Wiącek.
Aż 10 osób w ciągu kilku dni zostało zwolnionych dyscyplinarnie z jednego z marketów w Wołczynie. Zostały pozbawione środków do życia i prawa do zasiłku dla bezrobotnych. W pomoc zwolnionym zaangażował się burmistrz Jan Leszek Wiącek. Milena Zatylna
Aż 10 osób w ciągu kilku dni zostało zwolnionych dyscyplinarnie w jednym z supermarketów w Wołczynie. Zarzucono im ciężkie naruszenie obowiązków, którym było… zjedzenie lizaka albo wędliny podczas sklepowej degustacji. Takie uzasadnienia znalazły się w wypowiedzeniach.

Pierwsze zwolnienia pracowników miały miejsce 12 stycznia. Wówczas dyscyplinarkę wręczono sześciu paniom, które takiego obrotu sprawy się nie spodziewały.

- Tego dnia miało być zebranie i spotkanie z kierownictwem. Zapowiedź nie brzmiała groźnie. Myślałyśmy, że będą przekazywane jakieś pozytywne informacje – opowiada pani Katarzyna.

Do Wołczyna przyjechał sam dyrektor rejonowy i dwie kierowniczki. Zebranie się nie odbyło.

- Ale brali nas do biura pojedynczo, po kolei na rozmowy. Ten, kto wychodził, był pilnowany, żeby się nawet nie mógł odwrócić do innych, coś powiedzieć czy choćby miną jakoś dać znać – racjonuje pani Beata. - Czułam się jak w więzieniu.

Zarzuty jak ponury żart

Pani Anna jako pierwsza dowiedziała się, że została zwolniona.

- Pan dyrektor zaczął czytać wypowiedzenie, że 10 grudnia 2022 roku dokonałam konsumpcji towaru z lady tradycyjnej oraz jednego lizaka z opakowania zbiorczego – mówi Anna. - Byłam w szoku. Miałam pustkę w głowie. Trudno mi było przypomnieć sobie sytuację sprzed miesiąca. Lizakiem zostałam poczęstowana przez pracownika sklepu, podobnie jak inne koleżanki. Nie wzięłam go sobie z półki. Lizaki były uszkodzone, leżały w magazynie do wyrzucenia. Zapytałam tylko, dlaczego nie dali mi się wytłumaczyć. Dyrektor stwierdził, że jeśli chcę się tłumaczyć, to zaprasza mnie do sądu.

Kolejna była pani Basia. Usłyszała, że powodem jej dyscyplinarnego zwolnienia jest to, że 10 grudnia degustowała towar z lady tradycyjnej przeznaczony dla klientów.

- Kierowniczka wręcz nas zachęcała, żebyśmy próbowały towar, żeby później móc doradzić klientom – tłumaczą kobiety. – Nie miałyśmy prawa powiedzieć, że nie wiemy, jak dana wędlina smakuje. Jeżeli jedna z kierowniczek sobie życzyła, aby próbować, a kolejna nie, to powinna nas o tym poinformować, to byśmy tego nie robiły.

Pani Milena została zwolniona również za degustację wędliny z lady tradycyjnej i za to, że sama skasowała swoje zakupy na kasie samoobsługowej, bez asysty.

- Tylko że asysty zwykle nie były praktykowane, bo nie było ludzi do pracy – mówi. – Samo kierownictwo też się kasowało bez asysty.

Pani Katarzyna dostała wypowiedzenie za konsumpcję towaru przeznaczonego do degustacji i degustację wędliny z lady tradycyjnej (czyli stoiska wędliniarskiego).

- Dziewczyna, która stoi przy stoisku, już nie czuje ani smaku, ani zapachu. Czasami same przychodziły, abyśmy powąchały, czy mięso nie śmierdzi. Tak samo było z wędliną – opowiada kobieta. - Miałyśmy świadomość, że jesteśmy monitorowane. Nie zdawałyśmy sobie sprawy, że mogą być takie konsekwencje.

Pani Beacie również wręczono wypowiedzenie za konsumpcję towaru przeznaczonego do degustacji dla klientów sklepu.

Ostatnią zwolnioną tego dnia była pani Alicja. Tym razem powodem był batonik zjedzony 11 grudnia, w niedzielę handlową.

- Nie pamiętam, czy to był batonik z odpisu, czy mąż, który robił zakupy, mi go wręczył – mówi. – Ale jedno jest pewne, towaru nie ukradłam.

W sobotę (14 stycznia), po całym dniu pracy, o wypowiedzeniu dowiedziała się pani Katarzyna. Również za to, że 10 grudnia dokonała konsumpcji towarów przeznaczonych do degustacji dla klientów sklepu oraz towarów przeznaczonych do sprzedaży na ladzie tradycyjnej.

Następne trzy osoby – pani Sandra, pani Renata i pan Damian – otrzymały wypowiedzenia dyscyplinarne pocztą. Powody jak powyżej.

Bez środków do życia i prawa do zasiłku

Pracownicy, którzy w ten sposób zostali przez market potraktowani, nie byli nowicjuszami. Pan Damian pracował 17,5 roku, a zatrudnienie zakończył na stanowisku zastępcy kierownika. Pani Katarzyna pracowała 16 lat. Pozostałe zwolnione panie w tym supermarkecie miały co najmniej kilkuletni, a nawet kilkunastoletni staż.

- Nigdy nie dostaliśmy upomnienia czy nagany. Dawaliśmy z siebie wszystko. Chodziliśmy chorzy do pracy. Często nie jedliśmy, bo nie było czasu. Byliśmy na każde zawołanie. I najbardziej nas boli to, że po tylu latach zostaliśmy potraktowani w ten sposób i przyczepiono nam łatkę złodziei – mówią byli pracownicy. - Jeśli coś robiliśmy źle, były jeszcze inne sposoby, by nas ukarać, a nie od razu zwalniać dyscyplinarnie. Zresztą osoby, które nie zostały zwolnione, robiły to samo co my, też konsumowały i degustowały. W gronie tym są też panie kierowniczki i sam pan dyrektor.

Już kilka dni po zwolnieniu pierwszej grupy osób pracę w supermarkecie rozpoczęli nowi pracownicy, w przeważającej większości obcokrajowcy zatrudnieni przez agencję pracy.

Wydaje nam się, że firma zwalniając nas, chciała zmniejszyć koszty. Pracownik z dużym stażem pracy jest drogi. Aby go zwolnić, trzeba mu dać odprawę, a jak się zwalnia dyscyplinarnie, to nic mu się nie wypłaca – mówią panie.

Osoby zwolnione przez market z dnia na dzień zostały bez środków do życia. Co więcej, z powodu dyscyplinarek nie mają nawet prawa do zasiłku dla bezrobotnych.

- W dodatku gdzie nie pójdziemy z pytaniem o pracę, to słyszymy: „Jak wy jesteście z tego marketu, to was nie chcemy" – relacjonują. – Opinia poszła. Słyszą ją na mieście nasze rodziny: dzieci, mężowie, rodzice. Trudno się po czymś takim pozbierać.

Sieć się tłumaczy ze zwolnienia pracowników

W stanowisku, które nasza redakcja otrzymała w tej sprawie, sieć handlowa tłumaczy, że osoby zwolnione uczestniczyły w długotrwałym i cyklicznym procesie kradzieży. Natomiast w wypowiedzeniach, jakie zostały wręczone pracownikom, wymieniony był tylko jeden konkretny dzień, kiedy miały się dopuścić zarzuconego im przewinienia.

- Z niektórymi pracownikami sklepu w Wołczynie przy ul. Sienkiewicza 2 zakończony został stosunek pracy na skutek ciężkiego naruszenia obowiązków pracowniczych przez te osoby – informuje Dawid Domino, starszy menedżer sprzedaży sieci, który odpowiada również za sklep w Wołczynie. - Uczestniczyły one w długotrwałym i cyklicznym procesie kradzieży produktów z lady mięsnej oraz z sali sprzedaży celem ich konsumpcji. Wspomniani pracownicy dodatkowo celowo uszkadzali towar i pod pretekstem likwidacji tych produktów udawali się do części magazynowej sklepu, gdzie następnie go spożywali. Podjęliśmy odpowiednie działania, zabezpieczając obszerny materiał dowodowy w postaci nagrań z kamer monitoringu i dokładnie przeanalizowaliśmy zachowanie pracowników. W związku z powyższym zmuszeni byliśmy do zakończenia stosunku pracy z osobami naruszającymi prawo oraz wewnętrzne regulaminy pracy. W tej sprawie złożone zostało również zawiadomienie na policję. O komfort zakupowy klientów w tym sklepie dbają nowi pracownicy oraz pracownicy przeniesieni tymczasowo z pobliskich placówek sieci Biedronka.

Gmina Wołczyn pomaga

W pomoc zwolnionym zaangażował się burmistrz Wołczyna Jan Leszek Wiącek.

- Zareagowałem nie tylko dlatego, że są to moi mieszkańcy. Jestem poruszony tą sytuacja jako pracodawca – mówi Jan Leszek Wiącek. - Zapoznałem się z uzasadnieniem dyscyplinarnego zwolnienia i to mnie najbardziej zbulwersowało, bo w wypowiedzeniu jest uzasadnienie, o jakie ciężkie naruszenie chodziło. Czy ciężkim naruszeniem jest skonsumowanie jednego lizaka albo skonsumowanie wyrobu przeznaczonego do degustacji konsumentów? Jestem klientem tego sklepu i wiem, jak te osoby ciężko pracowały. Nieraz nie miały czasu zjeść śniadania. Moim zdaniem wzięcie z talerzyka plasterka szynki nie kwalifikujące się pod zwolnienie dyscyplinarne.

Burmistrz skontaktował się kierownikiem operacyjnym oddziału sieci handlowej we Wrocławiu, który podpisał się pod każdym zwolnieniem. Osoba ta stwierdziła, że nie jest upoważniona do udzielania informacji.

- Uzyskałem kontakt do dyrektora operacyjnego rejonu wrocławskiego. Odbyłem z nim rozmowę. Ponieważ osoby zwolnione i tak nie chcą przywrócenia do pracy, rozmawiałem o tym, aby firma rozwiązała z nimi umowę na zasadzie porozumienia stron – relacjonuje Jan Leszek Wiącek. – Nie uzyskałem jednak jakiejś konkretnej, satysfakcjonującej odpowiedzi.

W związku z tym włodarz Wołczyna zwrócił się do kancelarii prawnej, aby w imieniu zwolnionych osób przygotowała pozwy do sądu pracy. Burmistrz zadeklarował również pomoc finansową dla nich poprzez Stowarzyszenie Ziemi Wołczyńskiej Dwa Serca.

- Bardzo dziękujemy panu burmistrzowi za wsparcie, pomoc i dobre słowo, za to, że nie przeszedł obojętnie i zainteresował się naszą sprawą - mówią zwolnione osoby. - Bardzo to doceniamy. Gdyby pan burmistrz w pewnym momencie nie zareagował, byśmy się dołowały do dziś. Nie podjęłybyśmy tej walki, nie miałybyśmy siły i motywacji.

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska