Portfel czesko-polski

fot. Krzysztof Stauchmann
Lubomir Wolf z żoną Wierą i małym Lubomirem: - U was taniej się żyje, ale i mniej zarabia.
Lubomir Wolf z żoną Wierą i małym Lubomirem: - U was taniej się żyje, ale i mniej zarabia. fot. Krzysztof Stauchmann
Gdzie się lepiej żyje przeciętnej rodzinie - w Polsce czy w Czechach? Sprawdzamy który kraj lepiej nadaje się do zamieszkania.

Pokolenie czterdziestolatków. Lubomir Wolf z żoną Wierą prowadzą sklep w Mesto Albrechtice, 20 kilometrów od granicy z Polską. Mają dorosłą, zamężną córkę Michaelę i syna Lubomira. Teofil Wojtaczka z żoną Grażyną i córkami Darią i Justyną mieszka w Głuchołazach. Prowadzi w Prudniku firmę montującą okna.

Wolfowie i Wojtaczkowie znają się prywatnie od lat, interesują sytuacją po drugiej stronie granicy. Kiedy się spotykają, porównują, jak żyje się przeciętnemu człowiekowi w Polsce i w Czeskiej Republice.

Polak u lekarza

- W Czechach jest dużo łatwiej korzystać ze służby zdrowia - przyznaje Teofil Wojtaczka. - Łatwiej zrobić badania, dostać się do specjalisty, uzyskać diagnozę.
Żona pana Teofila przez pół roku wędrowała po opolskich poradniach specjalistycznych. Wreszcie zdecydowała się pojechać do lekarza w Albrechticach. W tłumaczeniu pomógł mąż i przyjaciel. W ciągu tygodnia zrobiono jej w szpitalu w Krnowie trzy badania, a specjalista z Albrechtic postawił diagnozę, przepisał lekarstwa i dał dodatkowe zalecenia. Bo liczące 3 tysiące mieszkańców Albrechtice mają własny szpital z oddziałem onkologicznym.

- Poszedłem do ordynatora, zapytałem, czy przyjmie pacjentkę z Polski. Za dwie godziny była już po wizycie. Za trzy badania i poradę lekarską zapłaciła 800 koron (ok. 110 zł) - opowiada Lubomir Wolf. - Ja w Polsce z porady lekarza nawet nie próbowałem korzystać.

w Opolu za pierwszym razem udało nam się tylko dowiedzieć, kiedy ją przyjmą. Za drugim razem dostała skierowanie na badania, a na wyniki musiała czekać 2 tygodnie. Lekarz nie postawił jej diagnozy. Nakazał dalsze badania, ale od razu podał adres prywatnego gabinetu - opowiada Teofil Wojtaczka. - W Nysie natomiast kazali się zgłosić za miesiąc, żeby dopiero się zapisać do kolejki na badania.

Czeszka u fyzjera

Interesy w Polsce Lubomir Wolf rozpoczął jeszcze w 1997 roku. W czasie wielkiej powodzi nie miał innego wyjścia, bo wszystkie inne były zablokowane przez wodę. Pozostała trasa do granicy w Trzebinie, gdzie wtedy jeszcze funkcjonowało turystyczne przejście dla pieszych.

- Przyjechałem, pogadałem z szefem waszych pograniczników i załatwił mi służbowy samochód, bo swój musiałem zostawić po czeskiej stronie. Pojechałem do Prudnika, kupiłem chleb, przywiozłem na granicę, przeładowałem na swój samochód. I tak zaopatrywałem całe Albrechtice, w tym szpital, szkołę. Bardzo mi wtedy Polacy pomogli - wspomina Lubomir Wolf.

Po wejściu do Unii i otwarciu towarowego przejścia granicznego w Trzebinie Wolf zaczął z Polski sprowadzać towar do swojego sklepu. Po pół roku miał wspólną kontrolę dwóch urzędów skarbowych.

- Towary raz u nas są droższe, raz u was - mówi czeski przedsiębiorca. - Nasze ceny bardzo spadły ostatnio, po wejściu na rynek dużych supermarketów. Ale asortyment jest zawsze nieco inny i to budzi u ludzi ciekawość.

Od kilku miesięcy Wolf przyjeżdża do Prudnika głównie po to, żeby przywieźć żonę i córkę do fryzjera. Są bardzo zadowolone i tu jest dwa razy bliżej niż do fryzjera w Ostrawie. Adres do prudnickiego mistrza wzięło już z 10 znajomych kobiet w Albrechticach. Polscy fachowcy zaczynają zyskiwać markę na południu. Teofil Wojtaczka z montażami polskich okien też coraz częściej wyjeżdża na czeską stronę.

- W Czechach w ostatnich latach systematycznie rosną ceny gazu, a większość domów korzysta z tego ekologicznego ogrzewania. To skłania ludzi do oszczędności - mówi polski przedsiębiorca. - Pojechałem tam raz, montować nowe okna do znajomych. Ktoś mnie dalej polecił i zamówień czeskich pojawiło się więcej. U nas kogo było stać na nowe okna, już je wymienił.

Życie droższe, zarobki wyższe

Rodzina Wolfów mieszka w domku, wybudowanym jeszcze w latach 70.

- Tylko za gaz płacimy około 35 tys. koron rocznie. Jeszcze 10 lat temu opłaty były 2,5 raza niższe - narzeka Lubomir. - Sporo ludzi z powodu podwyżki wraca do ogrzewania na drewno. Tak jest zdecydowanie taniej. Żeby zatrzymać klientów, gazownia wprowadza obniżki dla wszystkich, nawet o 7 procent.
Teofil Wojtaczka mieszka w komunalnej kamienicy w centrum Głuchołaz. Mieszkanie jest dla niego źródłem ciągłych problemów. Niby czynsz niewielki, ale głuchołaski TBS nie remontuje domu, który ciągle ma wspólne ubikacje na korytarzu, odrapane elewacje, stare i nieszczelne okna. I co z tego, że Wojtyczka swoje mieszkanie wyremontował, wybudował łazienkę, kiedy pod drzwiami na korytarzu ma śmierdzącą wspólną "sławojkę" w drewnianej, dziurawej budce.

- Porównywałem kiedyś czynsze, Czesi płacą średnio dwa razy więcej niż np. w Głuchołazach - przyznaje pan Teofil. - Prąd ma cenę podobną, gaz jest czasem droższy, ale generalnie cena jest porównywalna.

- U nas życie jest droższe, ale więcej zarabiamy - polemizuje przyjaciel z Albrechtic. - A mieszkanie czy dom można było bardzo tanio kupić od państwa, pod warunkiem, że się w nim wcześniej mieszkało. Za pół domu płaciło się np. około 80 tys. koron (ok. 11 tys. zł).

- U nas też są zniżki dla lokatorów, ale ja nie zamierzam wykupić mieszkania w kamienicy, gdzie już trzy razy dochodziło do pożarów u sąsiadów - mówi Teofil Wojtaczka. - Kto mi zaręczy, że dorobek całego życia nie spłonie za następnym razem?

- Budowałem dom jeszcze za komuny, w 1974 roku za około 150 tys. Ówczesnych koron - wspomina Lubomir Wolf. - Dziś nie wiem, czy by to starczyło na same okna, tak podrożały materiały. Za stary dom na wsi trzeba dziś zapłacić ok. 1 miliona koron (140 tys. zł). Za budowę nowego 2-3 miliony koron.

- To i tak połowa tego, ile trzeba wydać u nas - komentuje Wojtaczka.

Czesi na zasiłku

W Albrechticach nieźle prosperują dwie największe firmy. W Dakonie, który produkuje piece, już pracuje sporo Polaków. Inni czekają na układ z Schengen i zupełne otwarcie granic, bo zamiast 40 kilometrów przez Pietrowice z podgłubczyckiej Opawicy, Lenarcic, Pielgrzymowa będą mieli do pracy 4 kilometry na wprost przez górkę.

- Spawacz na początek może tam zarobić z 15 tys. koron (ok. 2 tys. zł). Potem, jak się nauczy języka, specyfiki pracy, to oczywiście więcej. W takich branżach szukają fachowców do samej Ostrawy - opowiada mieszkaniec Albrechtic Lubomir Wolf.
Spawacz w Opolu zarobi znacznie lepiej niż w Dakonie. Do Czech ma stąd jednak znacznie bliżej. Opłaca się dodatkowo ze względu na opiekę socjalną, leczenie, ubezpieczenie, jakie tam zyskuje pracownik z Polski - przyznaje Wojtaczka.
Polscy pracownicy są w Czechach coraz milej widziani, bo młodzi Czesi też emigrują. Tyle że nie za granicę. Wolą przeprowadzić się do Pragi, do innych większych miast, gdzie zarobki rosną najszybciej.

- Nawet prowadzenie małej firmy jest tam łatwiejsze ze względu na prostsze przepisy - mówi Wojtaczka. - Na przykład Czesi nie muszą być od razu płatnikami VAT. Mogą się rozliczać z urzędem skarbowym raz na trzy miesiące. Nawet VAT-owcy nie mają obowiązku kupowania kasy fiskalnej.

A kto nie ma pracy, dostaje stały zasiłek socjalny - 4 tys. koron. Dodatkowo państwo pokrywa mu opłaty za mieszkanie, węgiel, prąd.

- To nie jest wcale dobre. Niekiedy zakłady szukają chętnych do pracy i nie mogą znaleźć, bo niektórym bezrobotnym wystarcza zasiłek - uważa Lubomir Wolf.
Od Nowego Roku Czesi znacznie podnieśli zasiłek dla kobiet wychowujących dzieci do 4. roku życia. Z 3 tysięcy skoczył do 7,5 tysiąca koron (to około tysiąc złotych). Korzysta z niego między innymi Michaela, córka pana Lubomira, wychowując małego Daniela.

- Jeśli oboje małżonkowie pracują, to mają teraz ogromne możliwości brania kredytów, wręcz łatwo wpaść w pułapkę - opowiada Wolf. - Córka z zięciem była już na Kanarach, a tym roku w Tunisie, a przecież tylko zięć pracuje. Jest kierowcą ciężarówki.

Czech na polskiej drodze

Co jeszcze różni nasze kraje? Sporo, trzeba tylko uważniej się przyjrzeć. Szkoła w Albrechticach jest świetnie wyposażona w komputery i inne pomoce naukowe. Na korytarzach panuje cisza i spokój, a wśród uczniów dyscyplina. Dzieci mają mnóstwo zajęć dodatkowych, sportowych. Prawie wszystkie rodziny w miasteczku mają komputer z dostępem do internetu. Domki są bardziej zadbane, czystsze. W miasteczku jest kino, dwie duże i jedna mała sala sportowa. Można je wynająć prywatnie na grę czy ćwiczenia.

- Wie pan, że tam każdy musi sprzątać po swoim psie na spacerze? - opowiada Wojtaczka. - Pokuty, czyli mandaty są bardzo wysokie i faktycznie się je nakłada. Zaskakuje mnie natomiast życzliwość ludzi. Każdy jest tam uśmiechnięty, zadowolony z życia.

- Dużą różnicę widzę w restauracjach - zwierza się Lubomir. - U nas średnio obiad można zjeść za 80-100 koron, czyli 10-14 złotych. U was jest dużo drożej. Sam prowadzę na piętrze niewielką kawiarnię i organizuję urodziny, śluby. Przyjęcie w przeliczeniu na jednego gościa kosztuje u nas średnio od 350 do 500 koron (45-70 zł). W tym jest jedzenie, alkohol, kawa, lody itp. Bawią się wspólnie całe rodziny, od 15. do 60. roku życia. Razem siedzą przy stole, śpiewają. Przychodzą nie żeby wypić, ale żeby się pobawić. A u was widzę puste restauracje.

I pewnie dlatego na sylwestra w Albrechticach bawiło się i nocowało ze 30 Polaków.

Czescy kierowcy TiR-ów natomiast odkryli, że do Niemiec bardziej im się opłaca jechać przez Polskę. Winiety mamy tańsze.

- Za drogę Ołomuniec - Brno - Praga - Rozvadov na granicy z Niemcami trzeba zapłacić 1600 koron (czyli około 240 złotych) - opowiada Wolf, którego szwagier wozi do Niemiec stalowe kontenery. A w Polsce winieta kosztuje 40 złotych. Firmy przenoszą więc produkcję pod granicę z Niemcami albo szukają innego rynku zbytu. Jak tak dalej pójdzie, nasz region przestanie się rozwijać - ubolewa pan Lubomir.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska