Poseł lubi sobie pojeść...

Małgorzata Tańska
Stwierdzono to ponad wszelką wątpliwość: w polityce gastronomia łączy, a nie dzieli.

POSELSKIE PODNIEBIENIA
Leszek Korzeniowski, Platforma Obywatelska, w sejmowych stołówkach ostatnio jada... surówki. Poseł Korzeniowski postanowił zrzucić kilka zbędnych kilogramów i unika produktów mącznych. Nie jada ziemniaków , frytek, puree. Najchętniej zamawia solę z surówkami, którą zapija szklaneczką kompotu albo kuflem piwa. I zero deserów!

Aleksandra Jakubowska, Sojusz Lewicy Demokratycznej, również najczęściej sięga po ryby. To one goszczą na talerzu poseł Jakubowskiej w porze obiadowej. Na śniadania zjada parówki lub łososia. Do tego woda niegazowana. Na deser śliwki w czekoladzie, ptasie mleczko lub cokolwiek czekoladowego. A od osiemnastej post do rana.

Stanisław S. Nicieja, Sojusz Lewicy Demokratycznej, choć nie jest jaroszem, to żywi się głównie owocami i sokami. Z przyjemnością szokuje, popijając sokiem kromkę suchego chleba. Do tego woda, koniecznie niegazowana i... duuuża ilość mleka. Senator Nicieja lubi też ciasta tortowe, a kiedy czuje taką potrzebę - zjada całą czekoladę.

Jerzy Czerwiński, Liga Polskich Rodzin, w sejmowych stołówkach jada tylko obiady. Na dobry początek bierze żurek albo grochówkę, a potem koniecznie schabowy, który deklasuje pozostałe potrawy. Do tego marchewka z groszkiem, bo - niestety - sejmowe jadłodajnie nie serwują... brukselki. A po posiłku łyk kompotu.

Józef Tomala, Samoobrona, gustuje w prostych potrawach, których nieodłącznym składnikiem są ziemniaczki. Do tego surówki i najchętniej mielony. Do posiłków najlepsze są soki owocowe. Poseł Tomala szczególnie upodobał sobie porzeczkowy albo pomarańczowy. I żadnych deserów, bo słodkie to nie to, co Józef Tomala lubi najbardziej.

W sejmowej restauracji spotkać można przedstawicieli wszelkich opcji politycznych - od lewa do prawa. Przy stołach nie robi się żadnych podziałów partyjnych, klubowych. Panuje pełna demokracja i zgoda. Wygłodniali parlamentarzyści w atmosferze pokoju spożywają wszelkie posiłki...

W Sejmie są dwie restauracje i bar szybkiej obsługi. Jedna restauracja mieści się w tak zwanym Nowym Domu Poselskim. W menu jest stała oferta, dość droga, oraz zmieniające się każdego dnia zestawy obiadowe o umiarkowanej cenie. Przeciętnie drugie danie z zestawu kosztuje od 12 do 17 złotych, w cenę zaś wliczono mięso, ziemniaki lub ryż i surówkę.
W drugiej części restauracji, bardziej "odizolowanej", biesiadują posłowie, gdy odwiedzają ich goście, z którymi pragną pogadać w ustronnym miejscu albo sami szukają odosobnienia, np. po burzliwych debatach. Tu też odbywają się okolicznościowe imprezy organizowane przez parlamentarzystów. Ostatnio szef Samoobrony Andrzej Lepper świętował swoje imieniny. A w poprzedniej kadencji wspólnie zwykli wydawać przyjęcia wszyscy Andrzejowie z SLD.
Jest też na Wiejskiej filia krakowskiej Hawełki, urządzona na zasadzie baru szybkiej obsługi, ale niezwykle eleganckiego. Codziennie też można tu wybierać spośród kilkunastu, często wymyślnych i egzotycznych, propozycji dań śniadaniowych i obiadowych. Ceny umiarkowane, ale nie najniższe - sztuka mięsa ok. 10 złotych, do tego warzywa, ziemniaki, ryż, surówki, razem mniej więcej 17 złotych.

W obu restauracjach podaje się alkohol. W poprzedniej kadencji radny Warszawy Krzysztof Karski zgłosił projekt uchwały, w której radni chcieli zakazać wyszynku w Sejmie: z powodu bliskości kaplicy i że w końcu jest to miejsce pracy. Pomysł Karskiego niezwykle zbulwersował posłów i wywołał sprzeciwy porównywalne do tych wobec pomysłów obniżenia im diet.
Zresztą to już nie dawne lata 70., 80., kiedy piło się naprawdę dużo. Teraz w czasie posiedzenia Sejmu sprzedaje się najwyżej 5-6 butelek wódki. Znacznie większym powodzeniem cieszą się markowe wina, piwo, ale też nie są to jakieś oszałamiające ilości. Albo posłowie mają mniej pieniędzy, albo stali się bardziej wstrzemięźliwi? Natomiast pojawili się w poselskich ławach... kiperzy. Docenili smak win reńskich, francuskich...
Według nieoficjalnych "doniesień" nie mogli narzekać na brak apetytu posłowie poprzedniej kadencji. W sejmowej restauracji spożyli: 30 ton mięsa, 12 ton wyrobów mącznych, 6 ton ciastek, 15 tys. litrów piwa, 900 litrów wódki i ponad 4 tys. litrów... mleka! Nikt natomiast nie zamówił Dom Perignon - szampana, który miesiącami mroził się w magazynie.

Dochodzi trzynasta...
Za chwilę marszałek ogłosi przerwę na obiad. Ale w restauracji poselskiej już wiele osób biesiaduje. W rogu sali posłanka Sierakowska w skupieniu pochyla się nad żurkiem na podrobach. Dwa stoliki dalej poseł Józef Zych zajada swoje ulubione danie - placuszki z jabłkiem. Towarzyszy mu wicepremier Jerzy Kalinowski, który zamówił właśnie golonkę. Prosi, aby była dobrze wypieczona z chrupiącą skórką. Aleksandra Jakubowska wybrała z karty coś bardziej lekkostrawnego, jarskiego, a Donald Tusk degustuje właśnie pstrąga z rusztu.

Polską kuchnię zdecydowanie preferują właściwie wszyscy politycy i posłowie. Co nie znaczy, że nie mają różnych gustów i upodobań kulinarnych. Jak dowiedzieliśmy się z "dobrze poinformowanych źródeł", na przykład w Platformie Obywatelskiej wielu jest miłośników pieczeni rzymskiej, ozorków wieprzowych w sosie chrzanowym i ryb. Ugrupowania prawicowe gustują też w pierogach ruskich. Lewica i ludowcy to właśnie smakosze golonki i kotletów schabowych. Zdecydowanie preferują kuchnię mięsną. Ale już młodzi wiekiem i stażem posłowie coraz częściej upominają się o dania jarskie, jako że wielu jest wśród nich wegetarian.
Z kolei posłowie Ligi Polskich Rodzin nie pogardzą kaczką pieczoną luzowaną z jabłkiem czy zrazem pszczyńskim. Bardzo też przestrzegają wszystkich dni postnych. Wtedy w kuchni pełny "stan gotowości", bo już wiedzą, że trzeba obowiązkowo przygotować więcej naleśników, klusek śląskich, placków ziemniaczanych, dań rybnych, bukietów jarzyn. Posłowie zaczynają bowiem doceniać też zalety witamin na talerzu. Zresztą panie szczególnie gustują we wszelkich sałatkach i surówkach. Dla zdrowia i... urody.

Smakosze ryb są po każdej stronie.
Sejmowa kuchnia wprowadziła ponadto bardziej egzotyczne menu, jak owoce morza. Ale jego znawcami i smakoszami byli raczej posłowie poprzedniej kadencji zwłaszcza z UW i SLD.
Prezes Roman Maliszewski (tak tytułują szefa sejmowej restauracji) sam wszystkiego musi doglądnąć. W myśl zasady "pańskie oko konia tuczy". Od ponad 15 lat pracuje w parlamencie, obserwując przy okazji zmieniające się obyczaje i apetyty. Jak sam mówi, życzyłby sobie takich posłów w każdym Sejmie. W ostatnim okresie restauracja bardzo się zmieniła. Otworzono nowe sale, ogródek, taras. Prezes chciałby, żeby jego goście jedli jeszcze więcej i żeby im zawsze smakowało. To jego punkt honoru: dogodzić każdemu podniebieniu. Przecież żaden szanujący się gastronomik inaczej nie powie.
Prezes Maliszewski uważa też, że każdy kelner musi być zarazem dobrym psychologiem. Nie raz przychodzi tu prosto z sali obrad rozdygotana i roztrzęsiona posłanka. Co wtedy powinien zrobić doświadczony kelner? Oczywiście "ratować" niewiastę. A nic tak nie ukoi nerwów, jak np. barszczyk z pasztecikiem czy botwinka z jajeczkiem. Nawet koniaczek nie zastąpi sznycelka po wiedeńsku i kilku ciepłych słów.

Bar pod Schodkami - to specyficzne miejsce.
Tu nie ma nerwowej atmosfery. Posłowie przychodzą już wyluzowani, odprężeni, nie spieszą się. Czasami stołki przy barku bywają prawdziwie, nie hasłowo, pluralistyczne. W całym tego słowa znaczeniu.
Ruch zaczyna się od samego rana. Jest grupa posłów - tych najwierniejszych klientów - którzy wpadają nawet na łyk porannej kawy, zanim dzwonek zaprosi na salę obrad. W ciągu dnia zaś najwięcej klientów jest w trakcie przerw w obradach. Przychodzą sami, ze znajomymi, kolegami klubowymi, z rodzinami, dziennikarzami. Czasami zsuwają stołki i odbywa się coś w rodzaju nieoficjalnej konferencji prasowej. Niektórzy siadają w jakimś zacisznym kąciku, by poczytać prasę, przejrzeć materiały na kolejne posiedzenie Sejmu.
Sporo osób przychodzi tu wieczorem. Gdy obrady Sejmu się przedłużają, bar pracuje nawet do 2-3 w nocy. Jedno jest pewne: nie ma jednej określonej frakcji politycznej, której posłowie bywaliby tutaj częściej i chętniej. Może z wyjątkiem tak zwanej... frakcji Rozrywkowej, która twierdzi, że Barek pod Schodkami jest jej siedzibą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska