Posłowie skarżą się, że dostają za mało na paliwo

Archiwum
Za 3 tys. złotych można przejechać niemal 6 tys. kilometrów.
Za 3 tys. złotych można przejechać niemal 6 tys. kilometrów. Archiwum
Ich zdaniem obecne limity powinny zostać zwiększone o 500 kilometrów miesięcznie.

W tej chwili każdy poseł, który korzysta z prywatnego samochodu dostaje na miesięcznie dojazdy 3 tys. złotych. Dyskusję wywołał poseł Maciej Mroczek z Ruchu Palikota, który stwierdził, że obowiązujące limity są za małe i należałoby je podnieść przynajmniej o 500 kilometrów miesięcznie. Jego partyjny kolega z Opolszczyzny, poseł Adam Kępiński, mówi, że to wcale niegłupi pomysł.

- Poseł, jeśli chce rzetelnie wykonywać swoją robotę, to musi niestety sporo jeździć - stwierdza Kępiński, ale zaraz dodaje, że on w limicie jednak się mieści. - Na przykład teraz prowadzimy akcję “Biuro w ruchu" i pojawiamy się z przyczepą w małych miejscowościach Opolszczyzny. Chodzi generalnie o to, żeby ludzie mogli porozmawiać z posłem nie tylko w stolicy województwa. Zdaję sobie sprawę, że część osób nie ma możliwości, żeby przyjechać do mnie do biura, więc ja przyjeżdżam do nich, a to niestety kosztuje - kwituje Kępiński.

Poseł twierdzi, że gdyby limit powiększyć, chociażby o zaproponowane przez jego partyjnego kolegę 500 kilometrów, to budżetu państwa by to nie nadwerężyło, a i ludzie na tym by skorzystali, bo poseł pojawi się w terenie częściej i chętnie wysłucha, jakie bolączki trapią potencjalnych wyborców.

- Jeśli dana partia ma kilku posłów w danym województwie, to jest im zawsze łatwiej, bo przecież każdy z nich pieniądze na paliwo dostaje no i nie musi sam jeden po terenie jeździć. Ruch Palikota ma na Opolszczyźnie tylko mnie, więc nie mam się z kim dzielić kosztami - przekonuje. - Nie ma się co dziwić, że nikt nie chce dokładać do dojazdów z własnej kieszeni - kwituje.

Złośliwi twierdzą, że posłom w głowach się poprzewracało, zwłaszcza, że z komunikacji miejskiej mogą do woli korzystać za darmo, a i za taksówki nie muszą płacić z własnej kieszeni.

Poseł Patryk Jaki z Solidarnej Polski szczyci się tym, że choć parlamentarzystą jest już niemal 10 miesięcy, na paliwo nie wziął jeszcze ani złotówki.

- Moim zdaniem parlamentarzyści zarabiają wystarczająco dużo, więc stać ich na to, żeby za dojazdy zapłacić z własnej kieszeni - kwituje poseł i dodaje, że rozmawianie o zwiększaniu limitów na paliwo w czasie kryzysu jest nie na miejscu. - Za 3 tys. złotych można przejechać niemal 6 tys. kilometrów. Z tego wynika, że poseł musiałby dzień w dzień robić 200 kilometrów, a to jest przecież nierealne - przekonuje.

Problem z limitami polega na tym, że nikt nie sprawdza gdzie poseł jeździł i czy w miesiącu faktycznie udało mu się przejeździć całą kwotę przeznaczoną na ten cel. - Wystarczy tylko złożyć stosowne oświadczenie i dostaje się pieniądze - mówi nam jeden z opolskich parlamentarzystów, który prosi, żeby nie podawać jego nazwiska. - Prawda jest taka, że posłowie traktują te pieniądze jako dodatek do diety, dlatego tak się biją o podwyższenie limitów - przekonuje.

A pazerność czasami nie ma granic. Wystarczy tylko przypomnieć posła, który regularnie brał pieniądze na paliwo, choć nie miał nawet samochodu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska