Potocka: - Opolszczyzna musi pozbyć się kompleksów

fot. Sławomir Mielnik
Brakuje u nas sensownego systemu sponsorowania kultury - twierdzi Anna Potocka.
Brakuje u nas sensownego systemu sponsorowania kultury - twierdzi Anna Potocka. fot. Sławomir Mielnik
Na Opolszczyźnie jest wiele imprez kulturalnych, na które publiczność powinna przyjeżdżać z całej Polski. Trzeba je tylko wypromować.

Zanim doszło do pamiętnej obrony województwa opolskiego w roku 1998, instytucje kultury, w tym kierowana dziś przeze mnie Galeria Sztuki Współczesnej, przeżyły w 1992 roku swoją własną obronę. Wtedy właśnie przestały istnieć biura wystaw artystycznych sponsorowane przez państwo. Musieliśmy się zmierzyć z nową sytuacją i walczyć o prestiż nowej galerii. Kiedy więc doszło do walki o utrzymanie województwa, byliśmy pełni niepokoju.

Jako Opolanka jestem przekonana, że choć historycznie nasz region należy do Górnego Śląska, to ma swoją odrębność. My nie pasujemy ani do Katowic, ani do Wrocławia. Nie tylko więc życzyłam Opolszczyźnie pozostania na mapie, ale bałam się też, że jak zabraknie naszego województwa, instytucje kultury nie dostaną niezbędnych pieniędzy. W wielu miejscach w Polsce te instytucje padały. U nas poważniejszych likwidacji udało się wtedy na szczęście uniknąć.

Z perspektywy lat myślę, że utrzymanie regionu było i jest dla kultury korzystne. Odwołam się tu do osobistych doświadczeń. Pracę jako historyk sztuki zaczynałam w muzeum w Bytomiu. Z tamtego czasu pamiętam, jak trudno było walczyć w Katowicach o prestiż i o pieniądze dla placówki spoza stolicy województwa.

Stolica w Berlinie
Wprawdzie nie mamy na Opolszczyźnie wielkiego przemysłu, wciąż omijają nas duże, prestiżowe inwestycje, ale w dziedzinie kultury Opolszczyzna nie powinna mieć żadnych kompleksów. Nasi artyści są autentycznie obecni w świecie, a światowa sztuka jest obecna w Opolu. Właśnie teraz w galerii prezentujemy prace 19 artystów holenderskich. Z kilkorgiem z nich byłam w niedzielę na opolskim Rynku. Kończył się właśnie bal żółto-niebieski. Byli zachwyceni. Kiedy szliśmy podświetloną ulicą św. Wojciecha, mówili, że czują się u nas jak we Włoszech. Opolszczyzna ich urzeka zielenią i spokojem. Bo rzeczywiście jesteśmy pięknym regionem do zamieszkania, a dzięki autostradzie tylko krok dzieli nas od wielkich miast i od centrów kultury - Wrocławia, Krakowa i Berlina, który uchodzi obecnie za światową stolicę sztuki. Zresztą, kiedy do Opola przyjeżdżają artyści z Nowego Jorku, Wenezueli czy Brazylii, odbieramy ich najczęściej właśnie z lotniska w Berlinie. Do stolicy Niemiec nie jest może bliżej niż do Warszawy, ale dojazd jest wygodniejszy, a ceny lotów do stolicy Niemiec niższe.

Malkontenci powiedzą, że w Opolu nie ma artystów klasy Beksińskiego. Ale takie porównania nie mają sensu. My mamy na przykład Bolesława Polnara, który też się podoba w Krakowie, we Francji, Holandii, we Włoszech czy w USA. Opolscy plastycy są chętnie oglądani na całym świecie. W przyszłym tygodniu jadę do Berlina podpisać umowę z bardzo prestiżową berlińską galerią usytuowaną w świetnym miejscu, bo naprzeciw Narodowej Galerii Niemieckiej. Co roku pokazujemy tam prace opolskich artystów i święcimy triumfy. Podkreślam: mamy w Opolu tej klasy artystów, że możemy ich bez kompleksów pokazać na całym świecie.

Niech Warszawa do nas jedzie
I wcale nie jest tak, że autostrada i dobre opolskie drogi służą tylko Opolanom jeżdżącym na spektakle, koncerty czy wystawy poza swoje województwo. Coraz częściej publiczność z Polski i z zagranicy przyjeżdża do nas. Bo dobrą renomę mają nasze teatry. Wyjeżdżają z sukcesami za granicę, a reżyserzy spoza Polski chętnie z nimi współpracują. Duży prestiż mają odbywające się u nas konfrontacje teatralne. Wizytówką Opolszczyzny jest tradycyjnie festiwal piosenki. Udało się wyremontować i wyprowadzić na bardzo wysoki poziom naszą galerię. Nie ma tygodnia, by ktoś z zagranicy nie przyjechał do nas i nie był nią oczarowany. Bo jest to jedna z największych i najładniejszych tego typu placówek w Polsce. W dodatku jest niekomercyjna i finansowana przez samorząd. Prawdą jest, że nie wszyscy Opolanie o niej wiedzą i ją odwiedzają, ale to jest skutek tego, iż coś się pogubiło w naszej edukacji. Zbyt mało uczy się w szkole obcowania ze sztuką.
Mamy czym przyciągać do Opola publiczność z innych regionów Polski. Tylko w Opolu można było w tym roku zobaczyć wystawę Ars Polonia. Co dwa lata Opole będzie centrum polonijnej sztuki. Publiczność z Wrocławia czy Częstochowy przyjeżdża do Opola na wystawę World Press Foto. Bo w tych miastach tej ekspozycji nie ma, a w Opolu jest.

Naprawdę są powody, by do stolicy województwa kulturalna publiczność przyjeżdżała także z Warszawy czy Krakowa. Tylko na promocję trzeba wydać dużo pieniędzy. Taką promocję przez wielkie P przećwiczyliśmy właśnie przy okazji wystawy "Ars Polonia. Sztuka artystów z polskim rodowodem". To jest nasz autorski pomysł. Opole jest jedynym miastem w Polsce i jednym z nielicznych na świecie, gdzie te prace można było zobaczyć. Przy okazji tej wystawy było o Opolszczyźnie głośno w ogólnopolskich mediach. Postawiliśmy nasze billboardy w większych miastach. Wystawa "Ars Polonia" udowodniła, że kultura może być i jest promocją naszego regionu w świecie. Warto to podkreślić, że właśnie Opole było dla wielu artystów urodzonych w Londynie lub wychowanych w Wenezueli pierwszym miastem w ojczyźnie, które odwiedzili. Wrażenia zawieźli do nowych ojczyzn.

Sylwetka

Sylwetka

Autorka jest historykiem sztuki. Urodzona w Czarnowąsach, studiowała we Wrocławiu. Od 28 lat pracuje w Opolu. Wcześniej w BWA, od 1992 roku w Galerii Sztuki Współczesnej, którą kieruje od 14 lat. Zainicjowała wystawę "Ars Polonia". Jest liderem projektu Festiwal Sztuki.

Zaistnieliśmy też wtedy w TVP Kultura i w Telewizji Polonia. Dzięki temu do dziś odzywają się do mnie artyści polscy z całego świata. Tamte doświadczenia pokazują, że Opolszczyzna powinna się stale promować w Polsce. Tak jak w Opolu pojawiają się reklamy wrocławskich czy śląskich teatrów i muzeów, tak nasze powinny być widoczne w Polsce. Żeby dużo zyskać, trzeba dużo włożyć. Nie tylko pieniędzy, ale też informacji i reklamy, w najlepszym sensie tego słowa.

Mecenas sam nie przyjdzie
Przy ambitnych planach kulturalnych, a takie mają placówki kultury na Opolszczyźnie, pieniądze samorządowe nie wystarczają. Toteż nie siedzimy z założonymi rękami. Zabiegamy o pieniądze z różnych funduszy i z Unii Europejskiej. Przez trzy lata staraliśmy się o możliwość pokazania wystawy 10 opolskich artystów w galerii w Hadze prowadzonej przez największą korporację księgowych na świecie. W przyszłym roku będziemy ją mogli tam zaprezentować. Również za rok z pomocą Brukseli chcemy zorganizować wielki Festiwal Sztuki w Opolu, Pradze i Poczdamie.

Potrzebne są także pieniądze ofiarowane przez biznes. O takich sponsorów trzeba zabiegać. Prawie się nie zdarza, by biznesmen sam przyszedł do galerii czy muzeum z gotówką. Jeśli przedsiębiorca ma dać pieniądze na kulturę, to musi to być propozycja z najwyższej półki, żeby chciał się przy niej pokazać. Odpowiadamy na to zapotrzebowanie. Nasza galeria od trzech lat organizuje tzw. loże VIP-ów, a od roku wręcza prestiżową statuetkę dla mecenasa kultury na Opolszczyźnie,
zaprojektowaną przez Ignacego Nowodworskiego. Nie można jej kupić. Dostaje się ją tylko za zasługi. Żeby ją otrzymać, trzeba ofiarować przynajmniej 50 tys. zł. W ubiegłym roku mogliśmy wręczyć jedną taką statuetkę. Myślę, że za 2008 będzie ich więcej. Mamy oczywiście inne formy podziękowania dla tych, którzy wspierają kulturę Opolszczyzny mniejszymi kwotami. Jesteśmy wdzięczni za każdy dar i za każdą współpracę.

Na Opolszczyźnie bardzo brakuje dużych inwestycji. Brak ich nie tylko z powodów gospodarczych czy ze względu na sytuację na rynku pracy. Ich niedostatek odczuwa także kultura. Od średnich i małych przedsiębiorstw trudno oczekiwać, że będą wielkimi sponsorami. Ale ci przedsiębiorcy, którzy u nas są, mają otwarte głowy. Coraz częściej członkowie klasy średniej korzystają z opolskich placówek kultury. To jest pierwszy krok do sponsorowania. Cieszymy się, gdy biznesmen, który już chodzi do teatru, filharmonii czy galerii, dzwoni i mówi, że ma przyjaciela, który też prowadzi biznes i ten przyjaciel również chciałby się pokazywać w tym środowisku. To są bardzo cenne sygnały, bo one pokazują, że ten przedsiębiorca przestał ciułać grosz do grosza i wchodzi o piętro wyżej.

Sponsorują banki, ale nie u nas
W Polsce generalnie kultura jest finansowana przez banki. W Opolu tak nie jest, bo tu nie ma żadnej centrali banku. Przy okazji wystawy "Ars Polonia" zabiegałam przez pół roku o współpracę z jednym z wielkich polskich banków. Miesiąc przed wystawą, kiedy już dawno powinnam mieć i wydać otrzymane przez nich pieniądze, dostałam lakoniczną odpowiedź, że niestety, nie są zainteresowani. I problem nie tylko w tym, że tych konkretnych pieniędzy nie dostaliśmy. Na otwarcie wystawy nie przyjechali prezesi z Warszawy i przepadła szansa na trwałą współpracę w przyszłości.

Kondycja materialna kultury na Opolszczyźnie nie zależy tylko od tego, co dzieje się w regionie. W całej Polsce muszą się zmienić zasady finansowania kultury. Wszędzie na świecie banki i wielkie przedsiębiorstwa skupują dzieła sztuki i tworzą prywatne galerie. To jest nie tylko snobizm na pomaganie artystom. To się także opłaca w wymiarze biznesowym. Bo dzieło sztuki nigdy nie traci na wartości, co przypomniał przy okazji wystawy "Ars Polonia" w Opolu Wojciech Fibak, były tenisista, który sam jest dziś przedsiębiorcą i kolekcjonerem sztuki. Był zresztą oczarowany opolską galerią. Na Zachodzie kupowanie dzieł od artystów to dla przedsiębiorcy nie tylko prestiż, ale też szansa na obniżenie podatków. W Polsce darowizny się nie opłacają, bo ktoś, kto coś da na kulturę, musi jeszcze tłumaczyć się przed fiskusem. W takiej niejasnej sytuacji przedsiębiorca woli niczego nie dawać, bo wtedy nie ma kłopotów.

W Polsce sensownego systemu sponsorowania kultury ciągle brak. W Niemczech od wojny obowiązuje zasada, że jeden procent wartości każdej inwestycji trzeba przeznaczyć na kulturę. U nas takich regulacji nie ma. To jest pole do popisu dla naszych parlamentarzystów. Przy przekazywaniu jednego procenta z podatku mamy ogromną konkurencję w postaci działań charytatywnych skierowanych np. do chorych dzieci i to jest zrozumiałe. Buntujemy się trochę, gdy w wyścigu o względy darczyńcy wyprzedza nas sport.

Chcę powiedzieć bardzo wyraźnie: nigdzie na świecie kultura i sztuka nie jest rzucona na żer wolnego rynku i nigdzie na świecie sama na siebie nie zarobi. A już na pewno instytucje kultury nie poradzą sobie wtedy z zadaniami edukacyjnymi, z kształtowaniem smaku społeczeństwa. Promowanie sztuki to nie jest prosta sprzedaż towaru. W instytucjach kultury wyrastają artyści, ale rosną też wrażliwi ludzie. Oni są wartością, która nie ma ceny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska