Powódź w pamięci, grzyb w mieszkaniu

Fot. Witold Chojnacki
Remont w domu państwa Bernackich. W zawilgoconych ścianach dużego pokoju konieczne było założenie nowej izolacji.
Remont w domu państwa Bernackich. W zawilgoconych ścianach dużego pokoju konieczne było założenie nowej izolacji. Fot. Witold Chojnacki
Wilgotne naloty na ścianach, fatalne wykonanie drzwi i okien, a do tego astronomiczne rachunki za prąd nękają mieszkańców osiedla, które po powodzi w 1997 roku powstało przy ulicach Samborskiej, Wygonowej i Witosa.

Osiedle w rekordowo szybkim czasie wybudowała nieistniejąca już dzisiaj firma Accord z Warszawy. Prace zaczęły się we wrześniu 1997 roku, a pierwsi mieszkańcy w nowych domach spędzali już święta Bożego Narodzenia. Jego budowę sfinansował Urząd Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast, uzbrojony teren dało miasto. W tzw. systemie szwedzkim powstało 20 czterorodzinnych domków.

Dzisiaj wilgoć wżera się w ściany m.in. mieszkania o numerze 65. Kilka dni temu w domu państwa Bernackich zakończył się remont, w czasie którego okazało się, że konieczna jest wymiana praktycznie całej ściany domu wraz z warstwą izolacyjną, której tam wcześniej nawet nie było.
- To, co zobaczyliśmy, nie pozostawiło nam żadnych wątpliwości - opowiada pani Ewa. - Do remontu nadawała się także cała łazienka.
Na zdjęciach zrobionych w czasie tych prac widać puste przestrzenie w miejscach, gdzie powinna być wełna mineralna. Budowlańcy mocno zdziwili się też faktem, że do izolacji ścian użyto zwykłej folii budowlanej zamiast paroprzepuszczalnej. Wilgoć, nie mogąc przedostać się na zewnątrz, zatrzymywała się w budynku.
Identyczny problem ma Stanisława Nawiger z ulicy Samborskiej. Tam również trzeba wymienić całą płytę w ścianie. Rodzina przymierza się także do ocieplenia całego mieszkania na własną rękę. Tak zrobił już ich syn mieszkający na tym samym osiedlu.
- Jak pada deszcz, to wszystko do domu się leje. Zimą na drzwiach wejściowych wieszam koc, żeby tak nie wiało - opowiada 81-letnia Helena Trefler.
Sposób z kocem jest wypróbowany. Stosują go wszyscy, z którymi rozmawiałam.
- Ogrzewanie podłogowe sprawdziło się w czasie pierwszej zimy, potem było już coraz gorzej - opowiadają Grażyna i Konrad Stelmachowie. - Szczeliny w drzwiach i oknach są tak duże, że po całym mieszkaniu wiatr dmucha do woli.

Stelmachowie cztery lata czekali na wymianę ściany, która już na samym początku wybrzuszyła się do środka. Po rozebraniu jej części z pustej przestrzeni odkurzaczem trzeba było usuwać odchody myszy.
- Na wymianę drzwi wejściowych czekamy już cztery lata, teraz administracja mówi, że mamy to zrobić na własny koszt - żali się pani Grażyna. - Obiecano nam, ze w przyszłym roku zostaną wyczyszczone rury grzewcze. Ciekawe, jak długo znowu będziemy musieli na to czekać.
- Człowiek po przejściach nie zwracał uwagi na to, co się dzieje, ale teraz trudno już wytrzymać. A z roku na rok będzie jeszcze gorzej - dodaje pan Konard.
Zarządca budynków zarzucał lokatorom, że źle użytkują lokale. Nadmiar wilgoci miał pochodzić np. z prania i suszenia w środku mieszkania czy gotowania.
- Przecież w każdym domu pierze się i gotuje. Gdyby te domy były zbudowane tak jak trzeba, to nie byłoby problemów - odpiera ten zarzut pani Ewa.

O problemach od początku wie zarządca osiedla, firma Turhand-Ret.
- Pierwsze sygnały mieliśmy już wiosną 1998 roku - potwierdza Janusz Fedczuk, kierownik działu techniczno-inwestycyjnego w Turhand-Ret. - Pierwszy raport o usterkach wymienia m.in. problemy z odprowadzeniem wód deszczowych, które wsiąkały w grunt pod budynkami, w niektórych mieszkaniach zaczęła pojawiać się też pleśń. Były też przypadki zawilgoconych ścian, przecieki pod posadzką, nieszczelne okna i drzwi.
Zarządca od 1998 roku pisał w tej sprawie m.in. do wykonawcy osiedla i urzędu miasta, ale bez efektu. Dopiero w 2000 specjalna komisja, z przedstawicielami m.in. wykonawcy (wtedy już w upadłości) oraz urzędu mieszkalnictwa sprawdziła, co dzieje się na osiedlu. Wspólnie ustalono, jakie usterki obejmie gwarancja wykonawcy. Przetarg na ich usunięcie rozstrzygnięty został jednak w... czerwcu tego roku. Z urzędu mieszkalnictwa gmina dostała na to 33 tys. zł.
- Od tego czasu usterki jeszcze się pogłębiły, niektóre usunęliśmy na własny koszt, jeszcze inne usunęli sami lokatorzy - mówi Fedczuk. - Na same remonty wydawaliśmy około 15 tys. zł rocznie.
O tym, że wady osiedla będą się ujawniać jeszcze w przyszłości, przekonani są jego mieszkańcy. Ci, którzy tu zamieszkali, pięć lat temu nie mieli żadnego wyboru. Teraz także go nie mają. Pani Ewa na zamianę mieszkania czeka dwa lata i nie wierzy, że znajdzie się chętny. Kto chciałby lokum, gdzie jeden rachunek za prąd w zimie wynosi nawet 800 zł?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska