- Strona powodowa nie wykazała zasadności swoich roszczeń - uzasadniała sędzia Katarzyna Faff z Sądu Okręgowego w Opolu, przed którym dziś zakończył się proces. - W ocenie sądu nie wykazano działań lub zaniechań niezgodnych z prawem, które pozostawałyby w związku przyczynowym z zaistnieniem szkody po stronie powoda. Z opinii biegłego jednoznacznie wynika, że strona pozwana nie miała możliwości podjęcia działań, które uchroniłyby tereny zamieszkałe przez powodów od zalania.
Powodzianie przegrali proces, więc muszę zapłacić pozwanym, czyli gminie Kędzierzyn-Koźle oraz powiatowi blisko 40 tys. złotych za pomoc prawników, z której korzystali samorządowcy. Pełnomocnik powodzian zamierza złożyć wniosek o pisemne uzasadnienie wyroku. Wiele wskazuje na to, że kolejnym krokiem będzie apelacja.
- Jestem zaskoczony, bo spodziewaliśmy się innego wyroku - mówi Kazimierz Krzynówek, który reprezentuje grupę powodzian. - Jako społeczeństwo wybieramy władzę, która ma nas chronić, a sąd popiera działania, które nas niszczą. Dla mnie to żadna sprawiedliwość, ale spodziewaliśmy się, że będzie to długa droga. Jesteśmy gotowi walczyć nawet w Strasburgu.
Proces, dotyczący powodzi z 2010 roku, toczył się przed Sądem Okręgowym w Opolu. Początkowo pozew 133 powodzian z Kędzierzyna-Koźla przeciwko gminie i powiatowi został oddalony. Po apelacji sprawa wróciła na wokandę.
- Odra w 2010 roku wylała i o to nie możemy mieć do władz pretensji, bo to siła wyższa - podkreślał wówczas Kazimierz Krzynówek. - Na drodze łączącej Koźle z Reńską Wsią wiele lat temu powstało specjalne obniżenie drogi, aby ewentualna woda mogła spływać tędy dalej i wpłynąć za miastem z powrotem do koryta Odry. To obniżenie zostało zasypane, bo władze stwierdziły, że muszą w ten sposób chronić miasto. Uratowano szpital, ale nasz dobytek poświęcono. Nie zgadzamy się na to, aby dzielić ludzi na lepszych i gorszych.
Powodzianie na tym etapie nie domagali się pieniędzy. Chcieli, aby sąd ustalił czy gmina i powiat ponoszą winę za to, co się stało, a dopiero później - w odrębnych postępowaniu - zamierzali domagać się odszkodowania. Wierzą, że wyrok pierwszej instancji nie przekreśla jeszcze sprawy.
- Gmina i powiat tłumaczyły się, że zachęcano nas do ewakuacji, a było wręcz odwrotnie. Uspokajano, że nic nam nie grozi, więc mieszkańcy nie bali się i nic nie robili. Później okazało się, że miałem u siebie 1,5 metra wody - opowiada Kazimierz Krzynówek. - Gdyby dzień wcześniej przekopano wał łącznikowy na długości 50 metrów, woda nie byłaby tak duża - wtóruje mu Grzegorz Fuławka, jeden z poszkodowanych. - Władze tego nie zrobiły, choć miały siły i środki. To jest skandal i biegły to wykazał. Szkoda, ze sąd nie wziął tego pod uwagę.
Wyrok nie jest prawomocny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?