"Niestety po Karliku nie został nawet pień... Wczoraj został usunięty, a teren zabezpieczony. 165 lat historii miasta wycięte w pień. Tożsamość Gogolina też wycięta. Dosłownie. Kaci Karlika mają go na swoim sumieniu. Zdrowy, piękny dąb szypułkowy chroniący przed słońcem, wichurami, ulewami, głodem, smogiem, stanowił ZABEZPIECZENIE, nie zagrożenie!!!!!" - czytamy we wpisie na facebookowym profilu Extinction Rebellion Opole, które zorganizowało w sobotę pożegnanie Karlika.
I dalej "Upadek TAKIEGO drzewa to kompletny obraz upadku człowieka. Bardzo dziękujemy wszystkim, którzy przyszli pożegnać Karlika, którzy aż 3 lata walczyli z mordercami. Dziś wygrali panowie systemu, jutro zrozumieją, że nie najedzą się pieniędzmi".
- W wydarzeniu wzięło udział kilkadziesiąt osób, które w ten sposób demonstrowały sprzeciw nie tylko przeciwko temu, co stało się w Gogolinie, ale generalnie bezrefleksyjnemu usuwaniu drzew w województwie, Polsce i na świecie - mówi Aleksandra Czarnecka z Opola. - Przynieśliśmy kwiaty, ale nawet nie mogliśmy podejść do tego miejsca. Wiemy, że kolej na wieść o tym, że zamierzamy się pojawić w sobotę w Gogolinie usuwała pozostałości drzewa, żeby nie zostało z niego nic.
Na przypominającej nekrolog informacji organizatorzy pożegnania napisali, że Dąb Karlik żył w latach 1855 - 2020, zginął w wielu 165 lat na skutek bestialskiej wycinki dokonanej przez PKP PLK.
Marek Zarankiewicz ze Zdzieszowic przypomina, że akcja ratowania Karlika, w którą także był zaangażowany, trwała 3 lata i nikt nie spodziewał się takiego finału.
- Opracowanie eksperckie, opłacone przez gminę wskazywało na to, że dąb był zdrowy. Wymagał jedynie drobnych korekt. PKP PLK zleciło swoją ekspertyzę, na podstawie której zdecydowało o wycince - przypomina.
- Działaliśmy zgodnie z pozwoleniem otrzymanym w styczniu 2018 roku. Do 15 października 2019 roku nie przedstawiono ani formy zabezpieczenia drzewa, ani nie poczyniono konkretnych działań. A roślina groziła powaleniem na tory kolejowe podczas silnych podmuchów wiatru. Ponadto pozostawienie drzewa wymagałoby przesunięcia planowanego przejścia podziemnego pod linią kolejową, co nie było akceptowane przez miasto - informował nto w styczniu br. Mirosław Siemieniec, rzecznik prasowy PKP PLK po wycince drzewa.
Zarankiewicz ma żal, że choć mieszkańcy, przyrodnicy i działacze społeczni pokazali, jak bardzo zależy im na utrzymaniu drzewa, to w finale zabrakło głosu, który przekonałby kolei do odstąpienia od wycinki.
Aleksandra Czarnecka zapewnia, że podczas sobotniego pożegnania uczestnikom dokuczał przeszywający wiatr i to już jest pierwszy dowód, jak brak potężnego drzewa wpływa na otoczenie. - Gdyby tam było, wtedy osłoniłoby nas do wiatru. A przecież to były także zielone płuca miasta i siedlisko dla zwierząt i mikorooganizmów - przekonuje.
Uczestnicy sobotniego pożegnania zwracają też uwagę na liczbę SOK-istów i innych służb mundurowych, które zgromadzono na tę okoliczność.
Marek Zarankiewicz wyjaśnił również, że działacze próbowali odkupić od kolei drewno z Karlika, ale PKP im tego odmawia. Negatywnie miało odpowiedzieć i na wniosek burmistrza, który podjął pomysł społeczników, i na wniosek osoby prywatnej.
Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?