Praca i forsa leżą na lotnisku

Sławomir Draguła
- Dzięki lotnisku okolica tętni życiem, a ludzie mają pracę - mówi Walter Strutz, dyrektor Centrum Europy Środkowej i Wschodniej w Hahn, które ściśle współpracuje z portem.
- Dzięki lotnisku okolica tętni życiem, a ludzie mają pracę - mówi Walter Strutz, dyrektor Centrum Europy Środkowej i Wschodniej w Hahn, które ściśle współpracuje z portem.
Kiedy amerykańscy żołnierze opuścili niemieckie miasteczko Hahn, bezrobocie wzrosło tam do 50 procent. Lekarstwem na nie okazało się lotnisko.

Frankfurt-Hahn to dziś jeden z najprężniej rozwijających się portów lotniczych w Niemczech, na którym lądują samoloty tanich linii oraz maszyny transportowe. Lotnisko położone jest 120 kilometrów od Frankfurtu nad Menem, 170 kilometrów od Kolonii i 107 kilometrów od Luksemburga.

- Dzięki niemu okolica tętni życiem, a ludzie mają pracę - wyjaśnia Walter Strutz, dyrektor Centrum Europy Środkowej i Wschodniej w Hahn, które ściśle współpracuje z portem lotniczym. - W dzisiejszych czasach regiony, które chcą coś znaczyć gospodarczo i przyciągać biznes, powinny mieć lotniska. Jeśli Opolszczyzna aspiruje do miana silnego regionu gospodarczego, nie ma wyjścia, musi postawić na transport lotniczy.

Hahn to niewielka, senna miejscowość w Nadrenii-Palatynacie. Zabudowa podobna do tej z Kamienia Śląskiego, gdzie władze województwa opolskiego razem z prywatnym inwestorem chcą wybudować międzynarodowy port lotniczy. Domki jednorodzinne ze spadzistymi dachami, garaże, budynki gospodarcze. Ale tu, w przeciwieństwie do polskiej wsi, prawie nikt nie żyje z rolnictwa czy zagranicznych wyjazdów do pracy. Wszyscy zarabiają na miejscu, w porcie lotniczym.
- Nie zawsze tak było - wspomina Fred Altgeld, jeden z mieszkańców podfrankfurckiej miejscowości, miejscowy historyk amator, od lat związany z lotniskiem. Najpierw budował pas startowy, potem - do 1988 roku - pracował w bazie wojskowej jako kierowca. - Kiedyś największym pracodawcą była tu amerykańska armia, a życie toczyło się pod dyktando wojska.

Decyzję o budowie lotniska w Hahn dla sił powietrznych NATO podjęli zaraz po drugiej wojnie światowej Francuzi, którzy mieli tu swoją strefę okupacyjną. Pierwsze prace ruszyły w 1951 roku. W ciągu kilku lat powstała płyta lotniska dla amerykańskich myśliwców, kilkanaście betonowych hangarów, w których stacjonowały maszyny, oraz budynki mieszkalne. W bazie skoszarowanych było 6500 żołnierzy.
- Z rodzinami było ich dwa razy tyle - dodaje Fred Altgeld. - Mieszkańcy miasteczka szybko wyczuli swoją szansę i zaczęli robić interesy z Amerykanami.
W samej bazie pracowało 800 miejscowych. Zatrudnieni byli jako obsługa samolotów, w transporcie, w warsztatach samochodowych, w zaopatrzeniu. Drugie tyle żyło z wynajmu mieszkań. W Hahn i pobliskich miastach powstały też bary, dyskoteki i obiekty sportowe. W latach 80. Amerykanie zostawiali tam rocznie około 250 milionów ówczesnych marek niemieckich.

Kiedy skończyła się zimna wojna, strumień dolarów przestał płynąć do niemieckich portfeli. Na początku lat 90. dowództwo amerykańskie podjęło decyzję o wycofaniu swoich żołnierzy z Hahn.
- To była dla nas wielka tragedia - przyznaje Brigitte Kunz, która z lotniskiem związana jest od 40 lat. Za czasów bazy wojskowej pracowała w biurze do spraw kontaktów pomiędzy Niemcami a Amerykanami. - Prawie z dnia na dzień ludzie stracili pracę i źródło dochodów. To było straszne.
- Przez lata wynajmowałem żołnierzom i ich rodzinom cztery mieszkania w moim rodzinnym domu - opowiada Walter Hitthaler, inny mieszkaniec Hahn. - Dobrze płacili, więc było za co żyć. Kiedy wyjechali, świat się dla nas zawalił.
Miasteczko dotknęło potężne, prawie pięćdziesięcioprocentowe bezrobocie. Jednak oprócz wielkiego bezrobocia Amerykanie zostawili coś jeszcze: pasy startowe dla samolotów, płytę lotniska, wieżę kontroli lotów, radary oraz hangary. Władze Nadrenii-Palatynatu skorzystały z takiego prezentu i podjęły decyzje o budowie międzynarodowego portu lotniczego.

Lotnisko w liczbach

Walter Hitthaler: - Kiedyś wynajmowałem Jankesom pokoje w rodzinnym domu. Teraz mam hotel na 80 turystów.

Lotnisko w liczbach

Port lotniczy Frankfurt-Hahn posiada pas startowy o długości 3800 metrów. Dzięki temu mogą lądować tam nawet największe samoloty pasażerskie świata ze słynnym boeingiem 747 "jumbo jetem" na czele. W terminalach o powierzchni 13500 metrów kwadratowych rocznie odprawianych jest ponad 6 milionów pasażerów, którzy do swojej dyspozycji mają 22 miejsca odpraw paszportowych, cztery taśmy na bagaże oraz 11 bram wejściowych do samolotów. Wokół lotniska znajdują się trzy parkingi na prawie 10 tysięcy samochodów.

Latanie pasażerskie z lotniska Hahn zaczęło się w 1993 roku. Na początku w każdy czwartek samoloty czarterowe odlatywały z turystami na Majorkę. Rok wcześniej powstała pierwsza spółka zarządzająca lotniskiem i nadzorująca jego rozwój. W jej skład weszły okoliczne gminy i okręgi oraz rząd landu Nadrenia-Palatynat. Dawne amerykańskie kasyno oficerskie stało się prowizorycznym terminalem pasażerskim, który w takiej formie istniał przez kolejnych 10 lat.
Portu lotniczego nie byłoby, gdyby nie samorząd. To on zainwestował pieniądze w drogi dojazdowe do lotniska, infrastrukturę komunalną - kanalizację, sieć energetyczną, parkingi.

- Pieniądze płynęły z budżetu lokalnego oraz z Berlina. W sumie kosztowało to 300 milionów euro - wyjaśnia Walter Strutz, który przed rozpoczęciem pracy w Centrum Europy Środkowej i Wschodniej był wiceministrem gospodarki w rządzie Nadrenii-Palatynatu. - Ale było warto. Dziś lotnisko jest największym pracodawcą w okolicy.
Port lotniczy Frankfurt-Hahn to jeden z najlepiej rozwijających się w Niemczech. Na początku działalności obsługiwał około 7000 pasażerów rocznie. Dziś taka sama liczba podróżnych przewija się przez Hahn w niespełna jeden dzień. Ogromny wpływ na rozwój lotniska miały lata 1998-1999. Wówczas to udziałowcem większościowym spółki zarządzającej lotniskiem został port lotniczy we Frankfurcie nad Menem - największy w Niemczech i jeden z największych w Europie (stąd obecna nazwa lotniska Frankfurt-Hahn). Frankfurcki gigant ma dziś 65 procent udziałów w porcie Hahn, a po 17,5 procent landy Nadrenia-Palatynat i Hesja. W tym samym czasie lotniskiem zainteresowała się też największa w Europie tania linia lotnicza - Ryanair, która dziś jest głównym przewoźnikiem i inwestorem na lotnisku Hahn. Oprócz Irlandczyków lądują tam też inne linie: Blue Air, Iceland Express, Wizz Air.

- Z naszego miasteczka można dolecieć do ponad 40 miast w całej Europie, a nawet Afryce - mówi Walter Strutz. - Samoloty lądują i startują przez 24 godziny na dobę.
Frankfurt-Hahn to nie tylko ruch pasażerski, ale również gigantyczny przeładunek towarów. W ubiegłym roku przez tamtejszy terminal cargo przeszło 266 000 ton ładunku. Swoją główną bazę przeładunkową ma tam rosyjski Aerofłot. Przewozy Cargo realizują też British Airways, Air New Zealand, MNG Cargo, Air Armenia, Egyptair, Malaysia Airlines Kargo oraz Royal Jordanian.
- Jesteśmy czwartym pod względem wielkości portem przeładunkowym w Niemczech - mówi Strutz.

Ze wzrostem przewozów pasażerskich rozbudowie ulegały lotniskowe budynki. Powstały dwa nowe terminale z restauracjami, sklepami wolnocłowymi, bankami i tarasem widokowym. Wokół lotniska pobudowane zostały parkingi, w tym jeden kilkupoziomowy. Ale to nie koniec inwestycji. W przyszłym roku lotnisko z Frankfurtem połączyć ma szybka linia kolejowa. Rozpocznie się też budowa nowoczesnego terminalu pasażerskiego.

Dziś w Hahn o gigantycznym bezrobociu nikt już prawie nie pamięta. Na lotnisku i w jego najbliższej okolicy działa ponad 100 firm zatrudniających ponad 3000 osób. Tylko w ubiegłym roku powstało tam 500 nowych miejsc pracy. Wokół lotniska jak grzyby po deszczu wyrosły hotele (jest ich 30), restauracje (13), wypożyczalnie samochodów (6), sala konferencyjna, a nawet pole golfowe.
Brigitte Kunz, która za czasów bazy wojskowej dbała o dobre stosunki Niemców z Amerykanami, dziś jako pracownica biura public relations dba o dobry wizerunek portu lotniczego Frankfurt-Hahn.

- Mam wspaniałą pracę, zarabiam godziwe pieniądze, a wszystko to zawdzięczam lotnisku. Gdyby nie ono, siedziałabym pewnie na bezrobociu - mówi kobieta.
Z lotniska żyje też Walter Hitthaler. Po domu z czterema mieszkaniami, które wynajmował Amerykanom, nie ma już śladu. W tym miejscu wybudował nowoczesny hotel, który nazywa się Fortuna Airport. W oddalonym o około 500 metrów w linii prostej od lotniska budynku oferuje gościom 44 komfortowe pokoje z 80 miejscami do spania. Pan Walter zatrudnia kilkanaście osób: recepcjonistów, kucharzy, kelnerów, pokojówki czy sprzątaczki. Zainwestował też w busa, którym zawozi i przywozi z lotniska swoich gości.
- Nasze władze nie mogły wpaść na lepszy pomysł niż budowa portu lotniczego - mówi.
Z lotniskiem "zaprzyjaźnili" się nawet ludzie mieszkający w najbliższym otoczeniu pasa startowego. Dziś nikomu do głowy nie przyjdzie protestować przeciwko działalności portu czy domagać się jego zamknięcia. Jak mówią miejscowi, odgłosy startujących i lądujących maszyn nie są uciążliwe.
- Przy zamkniętych oknach nic nie słychać - uspakaja Walter Hitthaler. - Natomiast na dworze minimalny hałas samolotów słychać tylko przez kilka sekund. Kiedy znikają w chmurach, znów jest spokój.

Jakie wskazówki dla opolskich samorządowców i firmy Lotnisko Kamień Śląski, którzy chcą pod Opolem budować port ma Walter Strutz?
- Po pierwsze, politycy i mieszkańcy nie powinni się bać lotniska. Na naszym przykładzie widać, że korzyści są olbrzymie - mówi. - Nie można się jednak zniechęcać. Na początku będzie bardzo trudno. Przez kilka pierwszych lat działalności nasz port przynosił straty. Zmieniło się to dopiero w ubiegłym roku. Bardzo trudnym zadaniem będzie też sprowadzenie na lotnisko przewoźników. Ale waszą silną kartą przetargową jest bliskość autostrady. Na pewno warto więc spróbować.

Kamień Śląski nie będzie miał natomiast w ręku potężnego argumentu, jakim dysponuje lotnisko Frankfurt-Hahn - udziałowca w postaci największego portu lotniczego w Niemczech. To właśnie dzięki niemu udało się sprowadzić na mniejsze lotnisko tanie linie lotnicze oraz przewoźników Cargo. Port w Hahn przyjmuje też te samoloty, których nie jest w stanie przyjąć spółka matka. W przyszłym roku we Frankfurcie powstanie czwarty pas startowy, a to oznaczać będzie zakaz lotów nocnych w tamtym rejonie.
- Tylko na to czekamy. Nocny ruch przejmiemy wówczas my - kończy Walter Strutz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska