W bożonarodzeniowym wydaniu "NTO" przeczytałem całostronicową reklamę holenderskiej firmy "OTTO", która od kilku lat zajmuje się pośrednictwem pracy. Informowała ona o tym, że w ciągu 3 lat funkcjonowania na polskim rynku, wysłała do pracy w Holandii ok. 6 tys. osób. Licząc na dalszą dobrą współpracę, poinformowano też w tej reklamie o jej działalności charytatywnej i przekazaniu konkretnych pieniędzy najbardziej potrzebującym Opolanom. Byłem jednym z pierwszych klientów tej firmy, którzy zgłosili się po pracę już następnego dnia.
Jan G. rozumował poprawnie: nie wiąże się z jakąś podejrzaną agencją pośredniczącą, która podaje w gazecie tylko komórkowy numer telefonu. "OTTO" postępuje wręcz przeciwnie - dostarcza przyszłym klientom maksimum wiadomości o firmie, o jej szefach i przedstawicielach oraz warunkach zakwaterowania pracowników i zasadach zatrudniania.
- To na pewno jest solidna firma - zacierał ręce Rajmund G. kiedy następnego dnia powiedziano mu w siedzibie firmy, że zostanie zatrudniony w Holandii.
- Przyszedłem do siedziby firmy w Opolu tuż po Bożym Narodzeniu i powiedziano mi, że mogę wyjeżdżać już 6 stycznia - relacjonuje. Poinformowano mnie, że gwarantują mi pracę w różnych firmach, nawet z możliwością zmiany pracodawcy każdego dnia. Nie przeszkadzało mi to. Ucieszyłem się natomiast z obiecywanych bardzo dobrych warunków zakwaterowania, w kompleksie domków dla pracowników - obcokrajowców. Ustalono także, iż otrzymam wynagrodzenie w kwocie 6,57 euro za godzinę, że zostanę przez pracodawcę ubezpieczony, natomiast koszt dojazdu autokarem w obie strony pokryję sam. Jeszcze w Opolu podpisałem oświadczenie, iż zgadzam się na przepracowanie minimum 6 tygodni. Nie otrzymałem w opolskim biurze "OTTO" żadnej umowy. Poinformowano mnie, że autokar dowiezie nas już w Holandii pod siedzibę firmy i tam podpiszemy umowy o pracę, a następnie wszyscy zostaną dowiezieni do swoich kwater. Powiedziano nam jeszcze, że pracować będziemy w hurtowniach i szklarniach.
Kiedy autokar zajechał pod siedzibę firmy, był wczesny ranek i nikogo w niej jeszcze nie było. Poczekaliśmy z godzinkę, bo prócz mnie przyjechał na miejsce pełny autokar ludzi i wreszcie pojawił się jakiś pracownik, który rozdał każdemu z nas po parze roboczych butów i 2 koszulki, dodając informację, że kto nie przepracuje minimalnych sześciu tygodni, temu przy rozliczeniu potrącą za ubiory. Umowy nikomu nie dano.
Zaufanie Rajmunda G. do firmy znowu wzrosło, gdy zobaczył kwatery dla pracowników.
- Mieściły się one w domkach, których było kilkadziesiąt. Mieszkania w nich naprawdę były przyzwoite, z wygodnymi miejscami do spania, urządzoną kuchnią i łazienką. Za pobyt w domku należało zapłacić 40 euro tygodniowo. Dopiero później okazało się, że przyjdzie mi w tym domku spędzić znacznie więcej czasu, niż sądziłem. Od 7 do 10 stycznia nie przepracowałem ani jednej godziny. Moi koledzy z kwatery (mieszkało nas czterech) także w tych dniach nie dostali pracy. Czas spędzaliśmy na czekaniu, bo w każdej chwili mógł przecież przyjść menedżer i wysłać nas do jakiejś hurtowni, nawet na drugą zmianę.
Każdego "pustego" dnia wieczorem Rajmund wraz z kolegami robili podsumowanie: w sklepie wydają na żywność te same pieniądze, co i w domu, ale już mieszkanie w hotelu to wydatek najzupełniej nie planowany, na który bezrobotnych na pewno nie stać.
Rajmund G. przywiózł ze sobą karty pracy, które stanowią podstawę do rozliczenia z pracodawcą. Można z nich odtworzyć, jak wyglądał tydzień pracy opolanina w Holandii. W sobotę - 11 stycznia - pracował 12 godz., w niedzielę - 5,5 godz., poniedziałek - 8 godz., wtorek - 0, środa - 3 godz., czwartek - 0, piątek - 7 godz., sobota - 5,5 godz.
- Każdego dnia bus woził nas do innego pracodawcy, gdzie dawano nam do wykonania inną pracę - mówi pan Rajmund. Raz sprzątaliśmy halę fabryczną po pożarze, raz ładowaliśmy skrzynki pełne roślin w szklarniach, to znów pakowaliśmy drukarki przed wywozem do marketów. najwyraźniej firma działała na zamówienie wielu różnego typu pracodawców. Nie przeszkadzało nam to. Pojechaliśmy przecież, żeby zarobić, bo w Polsce pracy nie ma. Okazało się jednak, że i w Holandii były z nią problemy. Po trzech tygodniach pobytu Rajmund G. przepracował w sumie 52 godziny zamiast zagwarantowanych 120.
Pewnego dnia podczas załadunku palet, jedna z nich boleśnie uderzyła go w nogę.
- Zabolało mnie i noga spuchła, podszedłem więc do menedżera, Polaka zresztą, z prośbą, by pomógł mi skontaktować się z lekarzem. Wysłuchał mnie, ale bez żadnej reakcji - mówi pan Rajmund. Następnego dnia podszedł i powiedział: - dzisiaj wieczorem wyjeżdżasz do Polski! Nikt się ze mną nie rozliczył. Zaraz po przyjeździe otrzymaliśmy po 100 euro zaliczki, która poszła na wyżywienie. Miałem na szczęście wykupiony powrotny bilet na autokar do Opola, więc bez grosza przy duszy dotarłem do domu. Na miejscu nie czekały na mnie pieniądze. Przez dwa tygodnie monitowałem w firmie "OTTO" codziennie, by mi je wypłacono, do czego doszło po dwóch tygodniach. Jestem mocno rozczarowany tym, że Polaków, którzy nie przepracują minimum 6 tygodni czekają sankcje, a jeśli firma nie jest w stanie zapewnić ludziom pracy, pozostaje bezkarna. Polak płaci za przejazd, kwaterę i po tych odliczeniach taki wyjazd staje się nieopłacalny.
Ryszard Pierzchała - przedstawiciel firmy "OTTO" w Opolu przyznaje, że trochę za długo trwała zwłoka w wypłacaniu zarobionych pieniędzy i tłumaczy to opieszałością w przepływie kart pracy. Obiecuje wyjaśnić, dlaczego Rajmund G. został "odesłany" do domu przed czasem, ale to z kolei tłumaczy fatalnym okresem, w którym wyjechał.
- Przełom roku zwykle jest dla rynku pracy martwym sezonem - mówi. OTTO rekrutuje pracowników dla setek firm. Najwidoczniej na początku roku nie było na nich takiego zapotrzebowania. W sezonie to się nie zdarza. Nie wiem także, dlaczego menedżer odesłał pracownika do domu, zamiast skontaktować go z lekarzem, ponieważ każdy pracownik jest ubezpieczony od następstw nieszczęśliwych wypadków przy pracy. Obiecuję także wyjaśnić, dlaczego mężczyzna przez trzy tygodnie nie otrzymał umowy o pracę. Przekażę pracodawcy wszystkie uwagi związane z organizacją tego wyjazdu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?