Pracują za granicą, by zarobić na rodzinę. Trudna miłość na odległość

sxc.hu
sxc.hu
Wyjeżdżają do pracy za granicę, by zarobić na mieszkanie lub dom. Gdy czas rozłąki się przedłuża, wspólne lokum staje się niepotrzebne, bo związek się rozpada.

Decyzja o wyjeździe do pracy za granicę zawsze jest wspólna. Małżonkowie podejmują ją najczęściej wtedy, kiedy jedno z nich traci pracę, gdy dochodzi do konfliktu z rodzicami, którzy przygarnęli młodych, albo wtedy, gdy bank odmówi kredytu na własne M.

Rekonesans robi się zwykle latem, kiedy za granicą jest większe zapotrzebowanie na pracowników, a gdy uda się znaleźć zatrudnienie na dłużej, decyzja zapada prawie już bez dłuższego namysłu. To przecież tylko na rok, który szybko minie...

Jeszcze tylko kupimy kafelki

Karina i Konrad pobrali się z wielkiej miłości. Na jej owoce nie trzeba było długo czekać. Po roku urodziły im się bliźnięta - dwóch chłopców. W przerobionym na mieszkanie dobudowanym do domu rodziców dawnym chlewiku szybko stało się ciasno.

Konrad za namową kolegi pojechał więc do Niemiec, by zarobić na materiały budowlane, ponieważ w planach mieli budowę domu na działce otrzymanej w prezencie ślubnym od rodziców. Pracę nagrał kolega, a ponieważ chłopak był prawdziwą złotą rączką, bez trudu znajdował w Niemczech zajęcie.

Początkowo bardzo mu było ciężko znieść rozłąkę. Tęsknił za młodą żoną i dziećmi. Przyjeżdżał regularnie co miesiąc.

Wtedy wyciągali gotowy już projekt domu i z zapałem "meblowali pokoje". Karina marzyła o ładnym ogrodzie. Podpatrywała rośliny u sąsiadów i starała się zapamiętać ich nazwy.

Tak minęło pół roku, potem pół następnego. Kiedy przedłużali pobyt Konrada o kolejny rok, zawsze tłumaczyli sobie: za te pół kupimy dachówkę, za następną połówkę zrobi się elektryczność, wytynkuje, kupi grzejniki.

Karina przyzwyczaiła się być dla synów i ojcem, i matką. Nie pracowała. Dbała o dom i marzyła o nowym. Sama nawet nie wie, kiedy minęło pięć lat rozłąki. Ostatnie dwa wydawały jej się jakby trudniejsze.

Mąż przyjeżdżał rzadziej i tłumaczył, że bierze "fajrantowe" roboty i szkoda mu pieniędzy na podróże. Ją też zaczął o wiele bardziej niż dotąd rozliczać z pieniędzy, które przysyłał. Skutek tych kłótni był taki, że zwykle rozstawali się zagniewani, a Konrad dawał jej na utrzymanie coraz mniejsze kwoty. Karina tłumaczyła sobie, że niedługo skończą się ich kłopoty. Jeszcze tylko zarobi na kafelki i już może wracać do domu. Zajmie się budową i będzie jak po ślubie.

Niestety, gdy minęło kolejnych parę miesięcy, ich wspólny kolega, który też pracował w Niemczech, powiedział Karinie: - Ty nawet na niego nie czekaj. On już rok mieszka w Niemczech z inną i nie planuje tu wracać.

Karina wsiadła zaraz do autobusu. Pojechała do niego, a raczej do nich. Konrad zachował się wobec niej w porządku, bo sprawiedliwie podzielił zarobione na wspólny dom pieniądze. Karinie wystarczyło, by trochę powiększyć dobudówkę. A dorabiania się w taki sposób już nikomu nie poleca.

Puste miejsce na poduszce

Przykład kolejny można by właściwie przepisać, zmieniając tylko imiona bohaterów. Też mieszkali w jednej z opolskich wiosek. Też bardzo chcieli mieć własny dom, a źródło dochodów znaleźli w Niemczech.

On pojechał, ona została z dzieckiem. Na początku oboje bardzo tęsknili za sobą. Rozmawiali przez skype'a, wysyłali czułe esemesy. W międzyczasie jednak każde żyło własnym życiem. Zimą młodej kobiecie zepsuł się odkurzacz. Poprosiła znajomego z sąsiedniej wsi. Przyjechał, naprawił, wypił kawę, zaofiarował swoje usługi w przyszłości.

Potem, gdy awarii uległ bojler - przyjechał ponownie. Kilka tygodni później podwiózł młodą matkę z dzieckiem do lekarza w pobliskim miasteczku i wykupił leki w aptece. Kolejny raz wpadł już tylko zapytać, czy czegoś nie trzeba i... został na noc.

Młoda kobieta przestała tęsknić za mężem. W pewnym momencie, w rok po jego wyjeździe na saksy, zrozumiała, że go nie kocha. I do dziś trudno jej odpowiedzieć sobie na pytanie, czy gdyby nie wyjechał za pracą na tak długo, ich małżeństwo też by się rozpadło.

Łatwiej znaleźć na to pytanie odpowiedź kolejnej parze. Alicja i Jarek byli małżeństwem trzy lata, kiedy mieszkająca w Stanach siostra zaproponowała Jarkowi dobrą pracę w firmie komputerowej. Oboje wahali się, czy skorzystać z oferty, mając świadomość, że rozdzieli ich ocean, a wysoki koszt podróży uniemożliwi częstsze odwiedziny.

Oboje inteligentni, po studiach, postanowili przed wyjazdem skorzystać z porad psychologa. Ten ani nie zachęcał, ani nie odradzał. Zalecił tylko, aby rozłąka nie była zbyt długa, a małżonkowie utrzymywali częsty, najlepiej codzienny kontakt, opowiadając sobie o wszystkich codziennych sprawach. Nawet tych mało istotnych. To miało być teraz ich wspólne, wirtualne życie.

Początkowo skype doskonale wypełniał rolę łącznika. Widzieli się, rozmawiali godzinami. Posługując się swoim własnym kodem wymieniali czułości. Ich córeczka przesyłała tatusiowi wirtualne całusy.

Z czasem jednak, po roku, oboje mieli coraz mniejszą ochotę na rozmowy przed ekranem. Powoli zaczynało im brakować tematów do rozmów, bo jej nie bardzo interesowały problemy męża z szefem, a jego - awantura przy kasie w markecie, jakiej świadkiem była żona.

Młoda kobieta zauważyła, że temperatura ich rozmów uległa znacznemu ochłodzeniu. Czuła zagrożenie, więc zaproponowała mężowi, że - choć wcześniej nie była skłonna rzucać kraju - teraz zdecydowana jest dojechać do niego i jeśli mu tam dobrze, zostać z nim na stałe. Niestety, propozycja nie została przyjęta. Przyparty do muru małżonek przyznał, że od kilku miesięcy jest już w związku z inną kobietą, która spodziewa się dziecka. Puste miejsce na jego poduszce zostało już zajęte.

Zjedli beczkę soli...

Dla tych, którzy uważają, że rozłąka nie służy tylko małżonkom z krótkim stażem, przestrogą może być przykład małżeństwa Danuty i Mariana, którzy byli piękną i bardzo się kochającą parą przez ponad 20 lat. Cała rodzina z zachwytem patrzyła na ich długotrwałe szczęście.

Oboje urodziwi, inteligentni, zgodnie pracowali we własnej firmie. Szybko powiększał się ich dorobek - mieli piękny dom, kosztowny samochód, udanego synka. Wypoczywali w atrakcyjnych zagranicznych kurortach.

Cios przyszedł niespodziewanie - syn zachorował na raka. Małżonkowie leczyli go w kraju i za granicą. Oboje zdali ten najtrudniejszy życiowy egzamin - stanowili wsparcie dla dziecka i dla siebie. Po kilku latach tej walki okazało się, że choroba została zwyciężona, a młody mężczyzna jest dziś ojcem dwóch własnych synów.

W międzyczasie jednak kryzys dotknął firmę małżonków. Zleceń było coraz mniej i wiodło im się coraz gorzej. Danuta nie chciała rezygnować z wydatków, do których przywykła, więc kiedy nadarzyła się okazja, by wyjechać do pracy w Hiszpanii, ochoczo skorzystała z okazji.

Nikt nie widział żadnego zagrożenia dla małżonków. Stanowili cudowny przykład idealnego stadła. Przeżyli tyle lat w zgodzie i miłości, zjedli beczkę soli, nie poróżnił ich kryzys w firmie, nie zmogła walka z chorobą dziecka - a odległość rozdzieliła.

Danuta początkowo pojechała do Hiszpanii tylko na pół roku. Przyjeżdżała w tym okresie dwa razy. I na święta. Podczas wakacji zapraszała do siebie całą rodzinę. Potem przyjeżdżała już rzadziej, a co gorsza urlop spędzała w atrakcyjnych kurortach, ale męża ani syna z rodziną już tam nie zapraszała.

Nikt nie wie, czy były to wyjazdy solowe. Tak minęło 12 lat. Danuta ma tam zorganizowane nowe życie. Mąż czuje się oszukany i obrażony. Choruje. Ona twierdzi, że wróci, jak otrzyma tamtejszą emeryturę, do której brakuje jeszcze kilka lat.

Tamara Tymowicz, kierowniczka wydziału interwencji kryzysowej MOPR w Opolu, do której zwracają się o pomoc osoby w trudnej sytuacji życiowej, uważa, że małżonkowie są w stanie wytrzymać krótkotrwałą, półroczną rozłąkę.

- Dłuższa zwykle kończy się rozpadem związku, niezależnie od tego, czy na saksy wyjeżdża mąż czy żona - mówi pani Tamara. - Wyjeżdżając, ludzie najczęściej są pełni dobrej woli. Chcą zapewnić rodzinie lepsze warunki życia - zarobić pieniądze na mieszkanie, dom, spłacić kredyt. W trakcie pobytu na saksach okazuje się, że początkowo bardzo tęsknią, a potem otacza ich nowa rzeczywistość. Zaczynają żyć tam i teraz.

Rodzina i jej problemy oddalają się, jakby zwiększała się z miesiąca na miesiąc dzieląca od nich odległość. Coraz bardziej daje się we znaki potrzeba bliskości, podzielenia się z kimś codziennymi radościami i kłopotami. Tak rodzą się nowe związki, które często przez pewien czas istnieją niezależnie od siebie. A potem zostaje ten, który powstał w miejscu pracy…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska