Pracując za granicą, nie wynagrodzisz dzieciom braku wspomnień

Joanna Mentel
Rozmowa z dr. Tomaszem Grzybem, psychologiem społecznym, adiunktem w Katedrze Psychologii Społecznej Wydziału Zamiejscowego SWPS we Wrocławiu o skutkach wyjazdów "za chlebem".

- Rosnące bezrobocie coraz częściej zmusza Polaków do wyjazdu "za chlebem". Czy taka sytuacja może mieć wpływ na relacje rodzinne?
- To zależy. Jeśli jest to wyjazd jednorazowy w ramach wykonywanej pracy, to negatywnych konsekwencji być nie powinno. Sytuacja się komplikuje, gdy tych wyjazdów jest więcej, bo z czasem zaczynają się w rodzinie pojawiać problemy. Podejmując decyzję o wyjeździe, warto pamiętać, że w życiu można zrobić wszystko, ale też za wszystko trzeba będzie zapłacić.

- Niekiedy ludzie zakładają, że pojadą jeden raz, załatają dziury w domowym budżecie i wrócą, a potem wyjeżdżają ponownie, choć cel został już osiągnięty.
- To normalne, bo zawsze chcemy mieć więcej. Aby nie stracić nad tym kontroli, trzeba przed wyjazdem ustalić sobie jakieś kryterium - czasowe lub finansowe. Na przykład jadę na pół roku lub zarobię na remont domu i wracam. Gdy reguły wyjazdu są jasno ustalone, jest po prostu łatwiej.

- Do powrotu za granicę skłaniają też rażące dysproporcje w zarobkach mieszkańców UE i Polski....
- To fakt, nasze płace są niskie i gdy ktoś za taką samą pracę dostaje za Zachodzie 2-3 razy więcej, to będzie się zastanawiał nad powrotem. Jeśli jest to znaczący argument za powrotem, to radziłbym zostać za granicą na stałe.

- Co się dzieje, gdy w domu przez dłuższy czas brakuje jednego z rodziców?
- Można to zobrazować. Rodzina to spójna układanka i gdy zabraknie choćby jednego elementu, wszystko zaczyna się sypać. Dorastające dzieci jakoś sobie poradzą, a co więcej, mogą z czasem uznać, że nieobecny ojciec czy matka nie są im do szczęścia potrzebni, gorzej jest z maluchami. Im trudniej zrozumieć taką sytuację, tęsknią i czują się opuszczone.

- A takie poczucie może rodzić dysfunkcje?
- Oczywiście, nauczyciele wyraźnie sygnalizują, że dzieci z tych rodzin są dobrze ubrane i mają pieniądze, ale sprawiają sporo kłopotów wychowawczych. O tym problemie mówił m.in. arcybiskup Alfons Nossol, który jako jeden z pierwszych zasygnalizował to niepokojące zjawisko.

- Przez długie wyjazdy cierpią nie tylko opuszczone rodziny, ale też ludzie, którzy się na taki krok decydują. Na obczyźnie czują się samotni, tęsknią za domem i bliskimi...
- Oczywiście, i dlatego po jakimś czasie starają sobie stworzyć za granicą namiastkę domu. Mają partnerów, często pozamałżeńskie dzieci i toczą w miarę normalne życie, ale to nie jest zdrowe ani normalne.

- Czy w takich sytuacjach można znaleźć jakiś złoty środek?
- Niestety nie, choć warto wspomnieć sytuacje z lat 70. i 80., gdy ludzie masowo wyjeżdżali do Niemiec i zabierali z sobą całe rodziny. Powoli się dorabiali i żyją tam do dziś. Oni znaleźli swoje miejsce na ziemi, bo rodzina w trudnych momentach nawzajem się wspierała. Chciałbym, aby wyjeżdżający do pracy za granicą mieli świadomość, że ich dziecko ma 4, 6 czy 8 lat tu i teraz i żadne pieniądze nie wynagrodzą im braku wspomnień.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska