Premier: wójt Skarbimierza ma odejść. Wójt: ja tak nie uważam

Jarosław Staśkiewicz
Jarosław Staśkiewicz
Jeżeli do końca kadencji nie wyjaśnią się wszystkie sprawy sądowe, to znów wystartuję w wyborach – zapowiada wójt Pulit.
Jeżeli do końca kadencji nie wyjaśnią się wszystkie sprawy sądowe, to znów wystartuję w wyborach – zapowiada wójt Pulit. Roman Baran
Ojciec sukcesu gminy, wizjoner i świetny strateg. Ale i autor pomysłów, które premier uznał za wystarczające do odwołania wójta. Czy Andrzej Pulit kończy właśnie samorządową karierę?

Grudzień 1989 roku. Sołtys Lipek Andrzej Pulit opowiada dziennikarzowi lokalnego "Magazynu Brzeskiego" historię budowy świetlicy.

- Dlaczego wieś musi się sprężać do budowy czegoś, co w mieście należy się mieszkańcom bez żadnego wysiłku? - zastanawia się sołtys i zarazem członek Miejsko-Gminnej Rady Narodowej. I roztacza swoją wizję samorządu gminnego całkowicie rozdzielonego od miasta.

Rok później, już jako radny wybranej w demokratycznych wyborach rady miasta i gminy, zaczyna wprowadzać swój pomysł w życie.

Wprawdzie do autorstwa wniosku przyznaje się Józef Lechowicz, ówczesny radny z Pępic, ale nie ma wątpliwości, że ojcem chrzestnym secesji jest charyzmatyczny rolnik z Lipek, wówczas już wiceburmistrz. I choć w 32-osobowej radzie przedstawiciele wsi mają tylko 9 mandatów, to większość radnych zgadza się na podział gminy Brzeg na miejską i wiejską.

Rozmiłowani w roztrząsaniu historii brzescy politycy do dziś wytykają ówczesnym radnym krótkowzroczność.

Ale wówczas sprawa nie jest tak oczywista. Dochody z podatków uzyskiwanych w mieście znacznie przekraczają pulę pieniędzy płynących ze wsi, a cywilizacyjna przepaść wydaje się tak ogromna, że miasto bez żalu pozbywa się 14 sołectw.

Koniec lat 90. Brzeg trzęsie się z oburzenia po sprzedaży za bezcen inwestorom z Wrocławia dawnych radzieckich koszar. Aw Skarbimierzu trwa mieszkaniowe szaleństwo. Mieszkania w dawnej bazie lotniczej każdy chętny może kupić za pół ceny, a wójt za zarobione pieniądze buduje nowe centrum gminy.

Wprawdzie teren lotniska wciąż należy do Skarbu Państwa i zamiast przyciągać inwestorów, służy na przemian za pole uprawne i mekkę sportów lotniczych, ale i na to wójt ma pomysł.

Miasto wykiwane po raz drugi

2001 rok. Wojewoda Adam Pęzioł zgadza się na przekazanie prawie 500 hektarów ziemi gminie Skarbimierz pod warunkiem wniesienia go aportem do zawiązanego przez Brzeg i gminę związku Inwestkom. Władze miasta ogłaszają sukces, ale sielanka trwa bardzo krótko.

Zamiast współpracy są wzajemne oskarżenia, Inwestkom praktycznie przestaje funkcjonować i wreszcie okazuje się, że list intencyjny oraz ustalenia z wojewodą są nic niewarte, bo właścicielem terenu jest Skarbimierz. Gmina, której dochody w przeliczeniu na mieszkańca już są wyższe niż sąsiedniego Brzegu, zyskuje jeszcze większy potencjał.

2006 rok. Koncern Cadbury, podpisując porozumienie w sprawie budowy fabryki, jest pierwszym z całej listy inwestorów, którzy lokują się na dawnym lotnisku. Budowlany boom trwa do dziś, a podatki od nieruchomości wpływające do kasy gminy sięgają 15 mln zł rocznie.

- Dzisiaj zbieramy owoce polityki sprzedaży ziemi na dawnym lotnisku - podkreśla wójt gminy. - Inne samorządy zarzucają nam, że mamy tani grunt. Tylko co z tego, że ktoś ceni sobie ziemię wyżej, jeśli nie może jej sprzedać?

Wcałej gminie powstają świetlice, remontowane są kościoły, budowane drogi, chodniki, oświetlenie. A gdy już wszędzie jest kanalizacja i wodociąg, gmina rusza z budową sal sportowych, placów zabaw i inwestuje w kulturę.

Co więcej - znaczna część tych inwestycji powstaje dzięki decyzjom mieszkańców, które zapadają na zebraniach wiejskich. Kiedy projekt przepisów w sprawie funduszu sołeckiego leżał jeszcze głęboko w ministerialnych szufladach, Skarbimierz miał już kilkuletnie doświadczenie w stosowaniu tego systemu. Dziś na głowę mieszkańca gminy przypada do podziału 400 zł rocznie.

Nic więc dziwnego, że kolejne wybory coraz bardziej przypominają referenda poparcia dla Andrzeja Pulita. W2002 roku, podczas pierwszych bezpośrednich wyborów jeszcze nie wygrywa w pierwszej turze, bo rywale zdobywają wspólnie 55 procent głosów i potrzeba dogrywki.

Cztery lata później zwycięstwo jest już pewne, a poparcie dla Pulita wzrasta z 1100 na 1400 głosów. W 2010 triumfuje, zdobywając poparcie 1800 mieszkańców spośród 3 tys. głosujących.

2011 rok. Gmina szykuje się do obchodów 20-lecia, a ktoś wpada na pomysł, by z tej okazji wybić monetę z wizerunkiem Andrzeja Pulita i podpisem "Lider inwestycji". Sprawę można byłoby potraktować jak marketingowy chwyt, ale pojawiają się komentarze o megalomanii i zatraceniu poczucia rzeczywistości. Szczególnie że niemrawa i delikatna opozycja z pierwszych lat rządzenia gminą dostosowuje się do współczesnych standardów i pojawiają się pierwsze poważne głosy niezadowolenia.

Radny Dariusz Nawrocki atakuje wójta ze wszystkich stron, a wtórują mu niektórzy mieszkańcy: jedni są niezadowoleni z planów wiatraków, inni nie chcą biogazowni, kolejni protestują przeciwko zakładom przetwarzania odpadów.

Kiedy robi się gorąco, wójt najpierw pozbywa się skarbniczki, która odważyła się sprzeciwić jego decyzjom, a równocześnie popada w konflikt z samorządowymi władzami województwa, które zarzucają mu nieprawidłowe wykorzystanie dotacji. Sprawę sądową, w której jest oskarżony, wygrywa i zostaje uniewinniony, ale to preludium kłopotów.

Jesień 2011 roku. Gminę obiega wieść, że w przedszkolu źle się dzieje. Rodzice stają w obronie nauczycieli, którym wójt każe pracować dłużej, niż to wynika z Karty nauczyciela. Nie pomaga wyrzucenie dyrektorki i połączenie przedszkola ze szkołą, na co godzą się wciąż w większości posłuszni wójtowi radni.

Rusza lawina decyzji kadrowych: dyrektorskie stanowisko traci Genowefa Prorok, uważana przez lata za najbliższą współpracowniczkę wójta, a potem jej następcy.

Łącznie stanowiska traci 10 kolejnych szefów przedszkola i szkoły, a w sprawę zaangażowana jest inspekcja pracy, kuratorium, prokuratura, sądy i wojewoda. Ten ostatni wzywa wójta do zaprzestania naruszania prawa.

Luty 2013 roku. Wybucha lokalna afera podsłuchowa, bo wójt dostaje nagranie rozmowy partyjnych kolegów z opolskiego PSL-u, którzy niepochlebnie wyrażają się o jego działaniach. Kiedy próbuje je rozpowszechniać, śledczy robią nalot na urząd i dom wójta w Lipkach, konfiskując płyty z nagraniem i dyski twarde komputerów.

Nagranie jest dla Andrzeja Pulita dowodem, że za uchylaniem przez wojewodę i sądy administracyjne jego zarządzeń stoją nieprzychylni mu politycy, z którymi współpracuje wyrzucona dyrektorka.

I kiedy wojewoda wysyła do premiera wniosek o odwołanie naruszającego przepisy szefa gminy, Andrzej Pulit kontratakuje: "Pan Ryszard Wilczyński wykorzystując Urząd Wojewody Opolskiego do realizacji prywatnych interesów układu towarzysko-partyjnego, podjął szereg działań prawnych i pozaprawnych przeciw Wójtowi Gminy Skarbimierz i Gminie Skarbimierz" - pisze wójt do premiera.

Przy okazji broni się przed zarzutami naruszania prawa, tłumacząc, że wydawane przez niego, a kwestionowane przez wojewodę zarządzenia po wyrokach sądu przestały obowiązywać. - Skoro zarządzenia nie są w obiegu prawnym i nie są wykonywane, to nie można mówić o naruszaniu prawa - tłumaczy.

Problem w tym, że uznane za bezprawne zarządzenia dotyczą w większości zwalniania i powoływania dyrektorów, a żaden z nich nie wrócił na swoje stanowisko. Natomiast o odszkodowania za bezprawne wyrzucanie z pracy dyrektorzy musieli walczyć - skutecznie - w sądzie.

Czerwiec 2014. Premier Donald Tusk odwołuje wójta. Na razie tylko na papierze, bo szefowi gminy przysługuje zaskarżenie decyzji do sądu i zapowiada, że skorzysta z tej możliwości.

A przy okazji nie owija w bawełnę: "Nie godząc się na naruszanie interesu publicznego i prawnego gminy Skarbimierz oraz czci i godności mojej osoby przez Wojewodę Opolskiego Pana Ryszarda Wilczyńskiego (PO), Wicewojewody Opolskiego Pana Antoniego Jastrzembskiego (PSL), Opolską Kurator Panią Halinę Bilik oraz Podsekretarza Stanu w MSW Pana Stanisława Rakoczego (PSL) i innych funkcjonariuszy państwowych - wyrażam stanowczy protest przeciw rozstrzygnięciu nadzorczemu" - pisze w oświadczeniu.

A swoje wystąpienie podsumowuje: "W związku z powyższym apeluję do Prezesa Rady Ministrów Pana Donalda Tuska o uchylenie tego haniebnego dla demokracji i porządku prawnego rozstrzygnięcia oraz pociągniecie do odpowiedzialności osób, które w tak rażący sposób naruszyły zasady państwa prawa".

Po co nam te dyscyplinarki?

- Po co ta cała wojna o oświatę? Jeżeli nie zgadzamy się z zapisami Karty nauczyciela, to trzeba pisać apele, prośby, wnioski do rządu i Sejmu, a nie zwalniać dyrektorów szkoły - uważa Kazimierz Zakowicz, gminny radny, w przeszłości konkurent Pulita w wyborach. - A skoro były niedociągnięcia w szkole, np. źle rozliczane godziny, to gdzie byliśmy wcześniej, gdzie był nadzór nad dyrekcją, której do ostatniej chwili wypłacano nagrody?

Kazimierz Zakowicz przyznaje, że gmina traci na wizerunku. - Byłem ostatnio w Warszawie i nasłuchałem się na nasz temat... - wzdycha. - Największy żal mam o brak taktu ze strony wójta. Te wszystkie sprawy z dyrektorami - jeśli były do nich zastrzeżenia, trzeba było to załatwić, zwalniając ich w zwykłym trybie, a nie dyscyplinarka za dyscyplinarką.

Inny z samorządowców dostrzega jeszcze jeden problem.
- Fajnie, że gmina tyle buduje, ale obawiam się, co będzie za 10-15 lat, kiedy np. dochody spadną, kredyty trzeba będzie spłacać, a sołectwa zamiast 400 zł na mieszkańca będą dostawały znowu po 100 zł. Kto utrzyma te kompleksy świetlicowo-sportowe w każdej wsi i wiele innych wybudowanych obiektów? Dlatego tym bardziej szkoda mi chybionych pomysłów, takich jak budowanie głównej kotłowni na osiedlu, od której wszyscy się potem poodłączali, czy własnych ujęć wody, a przede wszystkim zbyt rzadkiego korzystania z dotacji zewnętrznych.

Nie wszystkie pomysły wójta już dziś znajdują aprobatę wśród ludzi. Kiedy na zebraniu w Żłobiźnie próbował nakłonić mieszkańców do przekazania części pieniędzy na urządzenie pomieszczeń w przejętym przez gminę budynku szkoły, większa część obecnych była przeciwna.

- Trzeba mu jednak oddać, że oddzielenie gminy i rozkręcenie inwestycji to jego zasługa - mówi Kazimierz Zakowicz. - Tylko żałuję, że potem zlikwidowano zarządy gmin, bo kiedy jeszcze istniały, wójt miał wsparcie i w czasie dyskusji można było wypracować naprawdę fajne pomysły. A odkąd ma pełnię władzy, to bywa różnie. Jedno jest jednak pewne: jeśli wystartuje w wyborach, na pewno je wygra. Nie na darmo robi te wszystkie inwestycje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska