Prezydent na saksach

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
archiwum
Jeśli rację ma Leszek Miller, że mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, to Bronisław Komorowski, kreowany latami na wybitnego męża stanu, kończy jak kierownik PGR.

Zaczęło się od stu milionów, które przepuścił na wymyślone w wyborczej panice, niepotrzebne nikomu referendum. Potem było jeszcze gorzej: sam sobie użyczył ponad sto przedmiotów z Pałacu Prezydenckiego. Uczynił to w pośpiechu, w ostatnich dniach urzędowania. Nawet żyrandol wywiózł, choć - cytując złośliwość Tuska - miał być jego strażnikiem. Żeby pełni obciachu stało się zadość, kilka tygodni po odejściu z pałacu Komorowski dał się kupić firmie cinkciarz.pl. Otoczony wianuszkiem półnagich czirliderek, promował w Chicago internetowy kantor wymiany walut, nawiązujący nazwą do PRL-owskiego półświatka. Cinkciarzami, przypomnę, nazywało się za komuny typków handlujących nielegalnie walutą. Byli to chłopcy z miasta, odziani w skórzane kurtki i adidasy (żeby szybciej uciekać).

Nie zajmowałbym się tu cinkciarskim biznesem byłego prezydenta, gdyby chodziło wyłącznie o jego prywatność. Jest jednak Bronisław Komorowski byłym prezydentem 40-milionowego kraju, któremu państwo polskie nadal płaci co miesiąc m.in. za dalsze jego godne reprezentowanie. Jest potomkiem arystokratów, z piękną, wolnościową kartą w PRL. Zachodzę w głowę, skąd to się bierze, że tak doświadczeni ludzie jak on podejmują tak niedorzeczne decyzje. Z powyborczego szoku? Z chciwości? Chęci odkucia się? Osłodzenia sobie goryczy porażki? Dlaczego z taką lekkością kompromitują siebie i Polskę, redukując się do roli misiów z Gubałówki.
Piszę w liczbie mnogiej, bo Komorowski nie błaźnił się w Chicago sam. „Cinkciarza” promował w towarzystwie innego byłego prezydenta. Ba, pokojowego noblisty - Lecha Wałęsy. To w Polsce temat tabu, ale Wałęsa od lat rozmienia na drobne piękną legendę. Od historycznego wystąpienia w amerykańskim Kongresie, po prowadzenie obwoźnego cyrku ze sobą w roli głównej. Wałęsa bowiem nie tylko chętnie wygłosi wykład, ale i wypromuje hotel, traktor, ksenofobiczną partię. Wałęsę można sobie w świecie zamówić jak pizzę. Z tym, że w cenie mercedesa. Jak to się dzieje, że dwóch polskich prezydentów chałturzy po świecie, jakby byli celebrytami z Pudelka, a nie głowami jednego z największych europejskich państw. Cóż, nigdy nie byłem byłym prezydentem RP, więc mogę tylko domniemywać, jak wielki musi być szok „dzień po”.

A polska prezydentura - przyznajmy - nie jest modelem protestanckim. Pałac Prezydencki, Belweder, Wisła, Jurata, samolot, helikopter, pancerne bmw, tabuny służby i klakierów, biesiadne stoły, hołdy poddanych. A potem nagle ktoś wyłącza światło. Aleksander Kwaśniewski kiedyś szczerze o tym opowiadał. Jak ciężko jest przeżyć pierwsze miesiące, jak pusto robi się wtedy wokół człowieka i jak trudno jest wyjść do sklepu po bułki. To wtedy pojawiają się wokół dawnego politycznego VIP-a biznesowi cwaniacy i pokusa, żeby - skoro nie zostało się szefem Rady Europy - dorobić tu i ówdzie. Póki jeszcze nie przekręcają nazwiska.

Wspomniany Kwaśniewski jawi się jako ten były polityk, który wyszedł z prezydentury stosunkowo najmniej poobijany. Gdyby abstrahować od jego filipińskiej dolegliwości, robi duże pieniądze po cichu i z pewną elegancją. Zasiada w radach fundacji postsowieckich oligarchów, jeździ do Davos dyskutować o przyszłości świata. To też, umówmy się, nie jest szczyt ambicji byłego lidera dużego europejskiego państwa. Nie jest to powód do dumy jego obywateli. Mimo wszystko wygląda to jednak lepiej, niż dorabianie u internetowych cinkciarzy. Trawestując powiedzenie śp. Józefa Oleksego, gdy Kwaśniewski je bezę łyżeczką, Wałęsa z Komorowskim oblizują się po kaszance.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska