MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Próbuję żyć, a nie biec jak wariat

Fot. Piotr Król
Fot. Piotr Król
Z Krzysztofem "Kasą" Kasowskim, muzykiem, jednym z pierwszych polskich raperów, rozmawia Rafał Wietoszko

- Ostatnia dobra polska piosenka, którą pamiętasz?
- Tu z Opola? "Śpiewać każdy może".
- To ze trzydzieści lat temu.
- Zygmunt Kałużyński mawia, że ostatni raz śmiał się na polskiej komedii, która powstała przed wojną. A tak poważnie to z ostatnich lat nie kojarzę ani piosenki, ani wykonawców. Nic. Tym młodym towarzyszą takie ciśnienia, że chyba tego nie wytrzymują i dlatego mamy jak mamy.
- A jest jakaś polska piosenka, którą szczególnie lubisz?
- Prawie każda z tych dawnych piosenek jest numerem, do którego nie można nic dodać. Są świetne. Z piosenką jest tak, że ona powinna być poza określonym stylem. Teraz niestety zrobiło się tak, że najpierw gra się styl, a dopiero potem piosenkę. Dalej w hierarchii jest zespół, a na końcu melodia. Gdzie tu miejsce na prawdziwą piosenkę? Poza tym, kiedyś pisali je fachowcy, którzy rozwijali talent. Ich było kilku, ale byli zdolni.
- Czy artyści to jeszcze elita?
- Kiedyś starczyło, że jakiś towarzysz klepnął człowieka w plecy i powiedział: teraz jesteś artystą. W efekcie wszyscy najlepsi pisali dla tego człowieka. On z roku na rok miał jedną piosenkę - nawet nie płytę - i to starczało. Był pewien swego bytu i nie czuł ciśnienia. Grupa takich ludzi była bardzo niewielka. Oni byli jak arystokracja, elita tej kultury masowej. Zresztą, ona była naprawdę masowa, działały dwa programy telewizji i wszyscy je oglądali. Jak mój kolega Kuba Majerczyk pojawił się na ławce obok Ciechowskiego, to widziały to całe Kielce. A dziś wszystko weryfikuje rynek i promocja. Jest po prostu inaczej.
- Ty zaczynałeś, grając w piwnicy czy domu kultury. Teraz są programy telewizyjne, które kreują debiutantów. Tym ludziom jest łatwiej czy trudniej?
- Trudno powiedzieć. Urodzili się w takich czasach i tyle. Inaczej podchodzą do telewizji i tego, co się z nią wiąże. Dobrze byłoby, żeby im to nie zrobiło krzywdy. Żeby, nawet jeśli nie zrobią kariery, byli szczęśliwymi ludźmi. U nas, poza tym, odwrócono proporcje. Jest taki program telewizyjny, który ma chyba tytuł "Zostań gwiazdą". W oryginale to brzmi "Star for a night" - czyli zostań gwiazdą na jedną noc i odbywa się na zasadzie: my, czyli telewizja, cię przebierzemy i bądź Whitney Houston choć naprawdę jesteś dentystą. Nieważne, jak zaśpiewasz. Ważne, że bawić będziesz się ty i np. twoja rodzina, a ludzie w pracy powiedzą ci, że było fajnie. I tak to się tam traktuje. Przede wszystkim chodzi o zabawę. U nas jest to ważne jak życie i śmierć. Uczestnicy rywalizują z zadęciem, zacięciem, stresem. To chyba nie tędy droga
- Powiedziałeś kiedyś: cały dzień nie robię nic i szczycę się tym?
- To jest bardzo trudne. Próbuję, ale nie zawsze mi się udaje.
- Jesteś zapracowany?
- Zapracowany - może, ale nie zabiegany, nie znerwicowany, nie oszołomiony. Jeżdżę wolno samochodem, prawie zawsze się spóźniam. Próbuję żyć, a nie biec jak wariat do przodu. Ja jestem z Kielc. Tam się jedzie wolno autem, gdy spotykasz kogoś, to zatrzymujesz się i rozmawiasz. Jest luz.
- Taki temperament i podejście do czasu jak u południowca?
- Tak jest. Gram z kolegą Syryjczykiem i on mówi, że kielczanie to tacy polscy Arabowie. Zresztą, w Opolu pewnie jest tak samo. To specyfika takich nie za dużych i równocześnie nie za małych miast. Zresztą, może i w Warszawie też. Przecież to nie jest duże miasto. Warszawiacy i Polacy porównują się do Nowego Jorku, Berlina, Londynu. Tymczasem są kraje III świata, gdzie stolice są kilkakrotnie większe niż nasza, a budowle wspanialsze. Warszawa jest więc miastem wypoczynkowym
- Żyjesz inaczej niż zwykły człowiek. Nie jesteś odrealniony?
- Chyba nie. Dużo jeżdżę, widzę, jak ludzie żyją. Odwiedzam miasta, wioski, więc wiem, jak to wygląda. Mam nawet swoją teorię, że zabory jeszcze istnieją. Te różnice kulturowe czy mentalne między regionami bardzo widać. Ale jestem optymistą. To wszystko, moim zdaniem, zmienia się na lepsze. Jest coraz normalniej, choć niektórych to boli.
- Interesuje cię to, co robią politycy?
- Coś do mnie dociera, ale bez przesady. Wyłapuję anegdoty w rodzaju "kurwików w oczach", ale nie będę siedział przed telewizorem 10 godzin, żeby takie zdanie usłyszeć. Kiedyś moja pani od historii powiedziała mi, że po trzydziestce będzie mnie interesować polityka. Na szczęście tak nie jest. Moim zdaniem nieustanne gadanie o polityce to syndrom krajów III świata. Byłem kiedyś w Stanach dokładnie w momencie, gdy ich rząd przestał działać. U nas ludzie zwariowaliby. Biegaliby kupować kiełbasę i cukier. Tam wszyscy uznali to za normalne.
- W ubiegłym roku wydałeś płytę "Za friko" inspirowaną muzyką afrykańską. Jak się sprzedaje?
- Niespecjalnie w porównaniu z płytą "Macho", ale to dla mnie taki sukces osobisty, że ją wydałem, że jest inna. Raz na jakiś czas można sobie na coś takiego pozwolić.
- Nie znudziłeś się muzyką, tym, co robisz?
- Powiem tak: wszystko inne robię jeszcze gorzej
- To jest coś, co cię jeszcze bawi czy tylko zawód?
- Myślę o tym. Generalnie muzycy za dużo czasu poświęcają muzyce. To wyniszcza. Od dziecka. Coś się poświęca. Najpierw bębnisz po kilka godzin dziennie na fortepianie, a potem jest tak, że jak instrumentalista nie gra dobrze, to słychać od razu. A jeśli z kolei mu wychodzi, to wszyscy myślą "przecież to takie proste, to właśnie tak powinno być". Gdzie tu sprawiedliwość? Dlatego ja mam poza muzyką wiele innych zajęć, np. windsurfing, czy podróże. Staram się po prostu nie ogłupieć. Ale równocześnie jestem zadowolony. Żaden inny zawód nie sprawiłby mi takiej satysfakcji. Więc próbuję też nie "wypaść". A wypaść jest łatwo. Słyszałem takie opowieści, że jakiegoś artystę coś zirytowało, więc wyszedł, trzasnął drzwiami i myślał, że za nim pobiegną. A dziś warunki są takie, że już nikt nie pobiegnie.
- Czy twoja muzyka dociera do nastolatków?
- Nie. Na pewno straciłem kontakt i nawet nie wiem, czy chcę go mieć. Tu jest przepaść nie tylko wieku, ale i tego, że oni urodzili się i rosną w innym państwie. Oni mają kompletnie odmienne ode mnie patrzenie na świat.
- Będziesz robił jeszcze takie pastiszowe płyty jak "Macho"?
- Nie wiem. To zależy od pomysłu. Z "Macho" było tak, że ja nie chciałem początkowo tego wydać, jednak tak się śmiałem, że w końcu wydałem. Cały czas jakieś resztki poczucia humoru mam, więc jak będzie pomysł, to spróbuję.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska