Prof. Krzysztof Rybiński: Patriota patrzy na półki

Bartłomiej Derski/Wikipedia CC 2.5
Prof. Krzysztof Rybiński (z prawej) podczas rozmowy z Rafałem Dutkiewiczem, prezydentem Wrocławia.
Prof. Krzysztof Rybiński (z prawej) podczas rozmowy z Rafałem Dutkiewiczem, prezydentem Wrocławia. Bartłomiej Derski/Wikipedia CC 2.5
Rozmowa z prof. Krzysztofem Rybińskim, ekonomistą, byłym wiceprezesem NBP, patriotą gospodarczym.

- Święto Niepodległości jest znakomitą okazją do rozmowy o patriotyzmie. To pojęcie z kategorii uczuć, ale może mieć również wymiar ekonomiczny...
- Patriotyzm gospodarczy jest to polityka prowadzona przez większość krajów świata, a w szczególności wszystkie kraje rozwinięte i niektóre kraje rozwijające się, które zrozumiały, jak to jest ważne. Polska, niestety, do tego grona nie należy.

- Przecież zewsząd słyszymy, że w globalnym świecie nie istnieją narodowe interesy, że to przeżytek.
- Mówienie, że ochrona własnego interesu gospodarczego nie istnieje, to bzdura i absurd! Ci, którzy opowiadają, że wspólne europejskie dobro czy walka z globalnym ociepleniem są ważniejsze od ochrony interesów własnego kraju, powinni być przez społeczeństwo odsuwani od władzy, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja podczas wyborów. Dziś każdy liczący się kraj realizuje politykę twardej ochrony przede wszystkim własnej gospodarki. Przykładowo Francja traktuje koncern Danone jako swoje dobro narodowe, wychodząc z założenia, że coś, co jest dobre dla Danone, jest dobre dla Francji. Znam też wiele przykładów pokazujących, że gdy w jakimś kraju, w którym inwestowała zagraniczna firma, na niekorzyść tej firmy zmieniały się przepisy, natychmiast interweniował minimum ambasador jej macierzystego kraju, a bywało, że w takie działania angażowali się ministrowie oraz premierzy rządów. Taką politykę stanowczo i bardzo skutecznie realizują Amerykanie, Francuzi, Niemcy i wiele innych państw, dla których dobro ich rodzimych gospodarek jest dalece ważniejsze niż dobro polskich firm dla władz naszego kraju. Za granicą tak rozumują nie tylko rządy, ale także konsumenci, w Polsce ani państwo, ani obywatele nie rozumieją, że należy wspierać swoich producentów i sięgać po ich towary.

- Stosunek jakości do ceny i - w przypadku spożywki - termin przydatności do spożycia, czy nie tym powinien kierować się konsument?
- Oczywiście, to jest bezdyskusyjne. Gdyby jednak polski konsument był trochę lepiej wykształcony, tak jak choćby niemiecki, to by wiedział, że mając do wyboru dwa porównywalne cenowo i jakościowo towary, należy wybrać krajowy. Dlaczego? Ponieważ taką decyzją pomoże stworzyć lub przynajmniej utrzymać jedno miejsce pracy, albo jego ułamek. Jeśli tak codziennie postąpi dziesięć milionów ludzi, będą w stanie stworzyć kilkaset tysięcy miejsc pracy. Patriotyzm gospodarczy przełożony na świadome decyzje zakupowe pojedynczych klientów powoduje, że całe państwo rozwija się bardziej dynamicznie. Oczywiście, że patriotyzm gospodarczy nie może być ważniejszy niż dobro konsumenta, po prostu polskie towary muszą być dobre i sprzedawane po przystępnych cenach.

- Dziś tak jest?
- Bardzo często tak, ale nasze firmy zmuszone są bez jakiegokolwiek wsparcia konkurować z potężnymi międzynarodowymi koncernami, które mają ogromne budżety na reklamę i marketing. W efekcie nieraz zagraniczne towary, obiektywnie niższej jakości i droższe niż polskie - trafiają do wypranych reklamami umysłów konsumentów lepiej niż produkty rodzime.

- Postuluje pan, żeby państwo dopłacało do reklamy polskich produktów? Trudno inaczej zrównoważyć przewagę reklamową wielkich zachodnich koncernów.
- Tę przewagę można zrównoważyć promowaniem wśród klientów naturalnego odruchu: poszukam w podobnej cenie polskiego produktu, może znajdę i wtedy po niego sięgnę. Dam osobisty przykład. Nie używam cukru, tylko miodu i zawsze gdy w sklepie widzę słoiki, szukam napisu "Z polskiej pasieki", a nie "Z krajów UE" czy nie wiadomo skąd. Polski miód jest trochę droższy, ale wiem, że znacznie lepszy, bo naturalny, a więc to samo zdrowie. Gdyby takie myślenie stało się powszechniejsze, polskim firmom i zatrudnionym w nich ludziom wiodłoby się lepiej. Na tym polega indywidualny patriotyzm gospodarczy.

- Potrafimy w Polsce produkować znakomite, lecz proste towary, jak miody, sery, wędliny. Ale polskiej "nokii" nie mamy i się na nią nie zanosi. Nawet patriotyzm gospodarczy nie zmieni tego faktu, bo to nie wpłynie na rozwój technologii.
- Mamy bardzo mało polskich firm odnoszących globalne sukcesy, ale to nie znaczy, że nie ma ich wcale. Pozytywne przykłady to autobusy z Solarisa, systemy informatyczne Asseco stosowane w kilkudziesięciu krajach świata, mamy światowych liderów w dziedzinie produkcji sprzętu medycznego, specjalistycznej elektroniki, lista jest znacznie dłuższa, chociaż zgadzam się, że zdecydowanie za krótka jak na potencjał Polski. Odpowiedzią na to jest przemyślana polityka państwa, promująca i wspierająca rozwój branż, na które chcemy postawić długofalowo i opanować je w międzynarodowej skali. Tu znów wracamy do patriotyzmu gospodarczego w skali makro. Konkretnym sposobem na osiągnięcie tego celu jest zmiana polityki w dziedzinie zamówień publicznych. Dziś małe polskie firmy, mimo że często znakomicie przygotowane, nie mają szans wygrywania przetargów, bo urzędnicy wolą współpracować z dużymi renomowanymi koncernami. Gdyby sektor rządowy i samorządowy miał ustawowy nakaz, że pewien procent zamówień publicznych - dajmy na to 25, 30 procent - ma być np. w dziedzinie innowacji kierowany do małych rodzimych firm - oznaczałoby to działanie zgodne z zasadami patriotyzmu gospodarczego. W naturalny sposób powstałoby więc pole wsparcia polskiego sektora innowacji w zamian za konkretne usługi, a nie żadne dotacje. Mogłoby się okazać, że zamówienia rządu i samorządów są realizowane lepiej i taniej niż dziś, za to pewne jest, że byłoby to z korzyścią dla polskiej gospodarki i jej przyszłej międzynarodowej konkurencyjności.

- Urzędnicy boją się sięgać np. po krajowe firmy doradcze i zwykle wybierają zachodnie koncerny consultingowe, by nie narazić się na zarzut kumoterstwa, a nawet korupcji. To jest problem mentalny.
- Owszem, jeden z wiceministrów mawiał nawet swego czasu, że PPP, czyli partnerstwo publiczno-prywatne, powinno być uzupełnione o czwarte "P" - prokurator. Dopóki to się nie zmieni, nie będzie dobrej atmosfery dla rozwoju przedsiębiorczości i klimatu wzmacniającego potencjał polskich firm w konkurencji z zagranicznymi podmiotami.

- Władysław Frasyniuk, legenda "Solidarności", mówi, że w Polsce trzeba kombinować, prowadząc biznesy, bo kupno samochodu na firmę zarejestrowaną w Niemczech jest o 100 tys. zł tańsze niż w Polsce. Dlatego on, jako przedsiębiorca, kombinuje, bo inaczej nie mógłby nawet swoim ludziom zapłacić godnej pensji. Z czego wynika, że polska jest tak wrogim krajem dla swoich przedsiębiorców?
- Są setki przykładów nie tylko utrudniania działalności, ale nawet niszczenia do cna firm przez urząd skarbowy czy inne instytucje państwa. W pewnym urzędzie skarbowym definicja przedsiębiorcy funkcjonowała w formie, że jest to przestępca, którego jeszcze nie złapano. W przepisach i codziennej praktyce roi się od dowodów, że polskie firmy nie mogą liczyć na żadne wsparcie państwa ani podczas prowadzenia interesów w kraju, ani nawet gdy podejmują próby międzynarodowej ekspansji. Osobiście znam przedsiębiorców, którym przedstawiciele polskiej administracji wręcz torpedowali podejmowane za granicą wysiłki, mające na celu wejście na nowe rynki.

- Mieliśmy rozmawiać o patriotyzmie gospodarczym, a pan dowodzi, że w Polsce nie tylko nic takiego nie istnieje, ale jest wprost przeciwnie. Co to jest: sabotaż, głupota, jak to wytłumaczyć?
- Wszystko zaczyna się od złego prawa. Wspólnie z grupą badaczy w 2011 roku przeanalizowałem, jaka jest rola poszczególnych grup interesu w tworzeniu prawa w Polsce. Okazało się, że polskie państwo, choć zbrojne w kilkusettysięczną armię urzędników, jest słabiutkie, niezdolne do zdefiniowania interesów, jakim ma służyć i ich obrony. Przez to jest bardzo podatne na naciski różnych lobby. Nasze państwo jest jak sukno, szarpane przez grupy interesów i coraz bardziej dziurawe. Poza tym, że nie potrafimy stworzyć dobrego prawa, to na dodatek państwo nie ma mądrej strategii, z której wynikałoby, że np. za dziesięć lat dziesięć polskich firm ma się stać globalnymi liderami w wybranych branżach. Nie mamy nawet rozeznania, jakie sektory w Polsce mają naturalne atuty i przewagi, które pozwoliłyby naszym firmom opanować międzynarodowe rynki w konkretnych dziedzinach.

- A wspieranie przez państwo zakupu mieszkań przez rodziny chcące mieć własny kąt to jest patriotyzm gospodarczy czy rozrzutność?
- To jest tylko jeden z bardzo długiej listy przykładów, jak nieefektywnie wydawane są państwowe pieniądze. Z różnych raportów wiemy, że 80 procent różnorakiej pomocy socjalnej trafia nie do biednych, tylko do różnych grup interesu. I "Rodzina na swoim" jest tego przykładem, bo dopłacamy do kredytów ludziom, którzy mają zdolność kredytową, a nie tym, których na mieszkanie naprawdę nie stać.

- Na "Rodzinie na swoim" najwięcej zarabiają banki, a wielu razi, że to są w ogromnej większości banki już niepolskie. Pana też?
- Klienci sięgają po kredyty w tych bankach, które są obecne na rynku. Naprawdę niebezpieczne jest postulowane ostatnio przekazanie nadzoru nad funkcjonującymi w Polsce bankami pod nadzór Brukseli. W mojej opinii jest to niedopuszczalne i byłoby równoznaczne ze zdradą stanu. W takiej sytuacji trudno byłoby zadbać o bezpieczeństwo banków, a także o to, by realizowały one interesy zgodne z dobrem ich polskich klientów. Zdominowane przez zagraniczny kapitał banki przestaną być odporne na żądania płynące z ich centrali, np. we Frankfurcie czy Paryżu, w związku z czym polityka banków stanie się niekorzystna dla nas.

- Wróćmy na koniec do indywidualnych klientów. Powiedział pan, że są oni niewystarczająco wyedukowani, by postępować w zgodzie z zasadami patriotyzmu gospodarczego. Z czego to wynika i jak to zmienić?
- Powiem brutalnie: Polacy wiedzę o świecie czerpią głównie z telewizora. Dlatego byłoby miło, gdyby w różnych mediach, szczególnie w telewizji, coraz częściej pojawiały się programy edukacyjne tłumaczące, dlaczego polityka patriotyzmu gospodarczego jest sensowna i każdy z nas - także w swoim interesie - powinien ją mieć na uwadze, dokonując zakupów. Fakt, że dziś tak nie jest, wynika z braku świadomości, więc trzeba ją pogłębiać. Nie ma innej drogi.

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska