Profesor Jan Miodek: - Ja przecież jestem Ślązakiem!

Mirosław Dragon
Mirosław Dragon
Jan Miodek
Jan Miodek fot. Mirosław Dragon
- Gwara przestała być rzeczą wstydliwą. Ludzie zrozumieli, jaka to przyjemność: być człowiekiem dwujęzycznym, kiedy można w każdej chwili przejść na gwarę - mówi profesor Jan Miodek.

- Panie profesorze, jest pan rozrywany jak gwiazda rockowa. W Oleśnie czekali na pana półtora roku.
- Gdzie tam, chcieli chyba powiedzieć półtora tygodnia! Ja z radością przyjechałem do Olesna, niedługo będę w Kluczborku. To są dla mnie nie obce, ale znajome miasta. Bardzo często przejeżdżam przez Olesno i Kluczbork, jadąc z moich rodzinnych Tarnowskich Gór do Wrocławia.

- Ludzie boją się rozmawiać z panem, żeby nie palnąć jakiejś niegramatyczności, dlatego na spotkaniu w Oleśnie wszyscy aż odetchnęli z ulgą, kiedy powiedział pan, że po śląsku tyż pan godo.
- Kazimierz Kutz napisał kiedyś: „pasiemy się z Janem Miodkiem tą śląską mową jak krowy na łące". To jest prowda, jo bych powiedzioł (śmiech). Ja przecież po ojcu jestem Ślązakiem. Wychowałem się wprawdzie w domu inteligenckim, nauczycielskim, w którym mówiliśmy literacką polszczyzną, ale na podwórku z kolegami tośmy tylko godali! Najczęściej graliśmy na placu w bala - czyli na podwórku w piłkę.

- Ale w profesorskiej todze to już pan po śląsku nie godo.
- Wręcz odwrotnie! Im jestem starszy, tym chętniej przechodzę na gwarę. Zwłaszcza jak jestem wesoły, to mówię: „Dej mi to!", „Zobocz ino!", a kiedy idę wyrzucić śmieci, to mówię do żony, że ida je wyciepnąć na hasiok.

- Coraz mniej jednak słychać prawdziwą gwarę. Młodzi Ślązacy, nawet jak chcą mówić gwarą, to nie do końca potrafią. Zaciągają po śląsku, mówią: „Jo żech to zrobiył, powiedzioł, godoł", ale gdzie nam do tej jędrnej gwary naszych dziadków, której człowiek z innej części Polski nie mógł zrozumieć.
- Oczywiście, żadna gwara dzisiaj nie jest w stanie rozkwitu, ale z drugiej strony po 1989 roku pojawiła się moda na regionalizm. Gwara przestała być rzeczą wstydliwą. Ludzie zrozumieli, jaka to przyjemność: być człowiekiem dwujęzycznym, kiedy można w każdej chwili przejść na gwarę.

- Kazimierz Kutz wydał teraz śląską książkę, swój debiut.
- Tak, ale proszę zauważyć, że Kutz dawkuje gwarę w „Piątej stronie świata", cała książka nie jest napisana gwarą.

- Kutz pisze obszernie o traktowaniu Ślązaków jako obywateli drugiej kategorii. O to samo zapytał pana w Oleśnie Bernhard Kuss, któremu po wojnie polskie władze obcięły w imieniu literkę „h", a w nazwisku drugie „s".
- W Ruchu Chorzów grali kiedyś dwaj świetni piłkarze: Gerard Cieślik i Gerard Suszczyk. Cieślikowi uszło, ale Suszczyk musiał zmienić imię na Czesław. Znakomity polski oszczepnik Janusz Sidło tak naprawdę miał na imię Reinhold. W szkole miałem kolegę z powstańczej rodziny o nazwisku Lachmann, nauczycielka zmieniła mu je na Łachman.
Ślązacy czekali na Polskę ponad 600 lat, a potem musieli znosić takie rzeczy. Przynależność religijna i narodowa to są delikatne sprawy. Ja jestem bardzo, ale to bardzo tolerancyjny, nie ma we mnie ani ćwierć promila chęci dzielenia ludzi na hanysów czy goroli. Spieram się o to z Kazimierzem Kutzem.

- Na spotkaniu w Oleśnie lokalny historyk Engelbert Brysch zauważył, że w gwarze śląskiej nie ma odpowiedników takich słów jak korupcja, łapownictwo czy pieniactwo, bo Ślązacy są tak porządni, że u nich takich zjawisk nie było.
- Ale mówiło się na niektórych ludzi: kokot, piejok. Ja natomiast chciałbym podkreślić, że w śląskiej mowie nie było tych wszystkich słów na k... i na p...
Szczytem oburzenia było słowo „pieronie!". Jak mój ojciec bardzo się zdenerwował, to dodawał: „pieronie sodomski!" .
Tylko żeby nie wyszło, że jestem apologetą przekleństw! Tak jest z wywiadami w telewizji. Dziennikarz mówi: „Może pan mówić 5 minut". Mówię więc, a potem widzę w telewizji 3 sekundy, jak Miodek mówi: „Pieronie sodomski!". Człowiek wychodzi na kompletnego idiotę!

- Słyszałem, jak młodzież mówi o panu, że jest pan - za przeproszeniem - „zajebisty".
- Jak ja nie znoszę tego słowa! Przyzwyczaiłem się do różnych plotek, ale aż dostaję gęsiej skórki, kiedy słyszę: „Profesor Miodek stwierdził publicznie, że to słowo całkowicie zneutralniało stylistycznie i można z nim iść na salony". Ja tego słowa nie znoszę choćby ze względów fonetycznych. Nawet gdyby znaczyło to samo co „aksamitny", to i tak by mi się nie podobało.

- Pan nigdy sobie nie zaklnie?
- Proszę pana, nie znoszę hipokryzji i faryzejstwa. Nie jestem święty, ale ubolewam nad straszliwym zwulgarnieniem naszej mowy. Coś się z nami porobiło. Kiedyś obecność kobiet wykluczała wulgaryzmy. Dzisiaj chłopcy nie mają żadnych zahamowań, a dziewczyny im jeszcze w tym dorównują, a czasem są od nich lepsze...

- Skąd to się wzięło?
- Doszło do rozchwiania normy stylistycznej: co wypada, a co nie wypada. Panuje moda na wszechobecny, wszechogarniający luz. Modę tę lansują środki masowego przekazu z telewizją na czele. Ludzie mediów są przekonani, że jeśli napiszą w nagłówku: „Jerzy Dudek się wkurzył", to wszystko jest w największym porządku. Tak samo coraz więcej osób uważa, że jeśli w oficjalnej sytuacji powie, że kogoś „opierdzielili", to też jest w porządku. A to są przecież substytuty mocnych słow: wkur... i opierd... Te słowa dzisiaj wychodzą z ust bez zająknienia coraz większej grupy ludzi. One się pojawiają nawet w telewizji!

- Do tego dochodzą anglicyzmy, które zdaniem wielu ludzi zagrażają polszczyźnie.
- Ja od 20 lat nie robię nic innego, tylko uspokajam ludzi, że w zjednoczonej Europie nic nie zagraża polszczyźnie. Ile my mamy w języku polskim wyrazów rodzimych, słowiańskich? A ile germanizmów, bohemizmów, latynizmów? Rynek to nic innego, jak niemiecki Ring, który polszczyzna zaadoptowała i dzisiaj rynek odmienia się tak samo jak Miodek. Niemiecki Ring wszedł do polszczyzny drugi raz w XIX wieku i oznacza miejsce, gdzie bokserzy okładają się pięściami.
Tak samo będzie z anglicyzmami. Dżojstik i dżinsy już możemy pisać tak samo jak dżdżownica. Pojawienie się słów z rzeczywistości elektronicznej z komputerem, laptopem, mejlem, skanerem, esemesem na czele jest znakiem cywilizacyjnego normalnienia Polski.

- Czyli nie ma się czego bać?
- Słyszę te kasandryczno-rejtanowsko-piotrowoskargowe narzekania, że język polski zginie w natłoku anglicyzmów, ale jak wspomniałem, te słowa polszczyźnie w zjednoczonej Europie nie zagrażają.
Co nie oznacza, że nie można do tego uspokajania dodać łyżki dziegciu. Martwi mnie niezwykła potocyzacja polszczyzny oficjalnej. Dzisiaj w artykułach sportowych nie czytam, że ktoś z kimś wygrał, ktoś kogoś pokonał, zwyciężył, tylko każdy dzisiaj każdego ogrywa. A przecież ograć nie znaczy to samo, co wygrać. Ograć można kogoś w pokera. To słowo zakłada jakąś nieuczciwość. Ograć to oszwabić, okłamać, ocyganić, jak to się mówi na Śląsku.
Ja usłyszałem, jak w kościele pewien duszpasterz młodzieży mówił w kazaniu: „Wy musicie być full time dla Chrystusa!". Skomentuję to przysłowiem: Mądrej głowie dość dwie słowie...

- Nie należy wtrącać do polszczyzny takich słów?
- Ja powtarzam młodym ludziom: Nikt wam nie zabiera waszych „super", „ekstra", „cool", „full wypas". Ale trzeba rozumieć stosowność używania takich słów w takich czy innych sytuacjach. Media nie są pod tym względem żadnym wzorem, stanowią często antywzór. Jeszcze 20 lat temu do głowy by to ludziom nie przyszło, bo nikt wtedy nie znał takich słów.

- Ale takie słowa pojawiają się powszechnie, nie tylko w mediach.
- Wiem, rzeczywistość elektroniczna napędza nowe pomysły stylistyczne. Po tragedii w Halembie jeden z ratowników mówił do kamery: „Było strasznie, muszę się teraz zresetować". Kazik Staszewski napisał w felietonie: „Przyczepiła mi się myśl, ale za nic nie chce się zdilejtować". Tomasz Lis w rozmowie o tarczy antyrakietowej mówi w telewizji: „Musimy wobec USA zastosować reset, bo oni wobec nas już dawno zastosowali dilejt". W maju podczas uroczystości Pierwszej Komunii Świętej usłyszałem, jak ksiądz mówi do dzieci: „No co, serduszka zresetowane, gotowe na przyjęcie Pana Jezusa?".

- Oto język XXI wieku w zjednoczonej Europie.
- Przedrostek „euro" jest jednym z najbardziej popularnych formantów. Firmy bardzo często dodają tę cząstkę do nazwy. Mamy firmy od Eurotransport do Euro-Kowalski, nawet jeśli pan Kowalski produkuje tylko pinezki. Ale najproduktywniejszym formantem słowotwórczym jest przedrostek „e", ponieważ wszystko się u nas elektronizuje. Zaczęło się od e-maila, dzisiaj mamy e-szkoły, e-faktury, a dowcipny dziennikarz napisał nawet w nagłówku o „nowej E-stonii".

- E-stonia się panu spodobała. A co pana denerwuje?
- Irytują mnie wszyscy Anglicy z Kołomyi. Nazywam tak ludzi, którzy są nadgorliwi w zapożyczaniu angielskich słów. Słyszałem o walce „Dejwida" z Goliatem, o „Bendżaminie" i „kłintecie", zamiast kwintecie. Nie wspomnę już pana, który zamawiając kiwi, poprosił o „kajłaj".

- Nie wolno zatem wtrącać obcych słów?
- Ależ nie! Czasami lubimy wtrącić obce słowa czy wyrażenia. Jan Lechoń stwierdził kiedyś: „Trzeba pisać z fajerem!", czyli z ogniem. Mówimy: „No to szlus!", czyli koniec, albo „Nie ma dyskusji, to jest prikaz", czyli rozkaz. Kiedy byłem mały, mówiliśmy „pardon", zamiast przepraszam. Kiedy graliśmy w tenisa stołowego, a piłka uderzyła o kant stołu albo przeszła netem przez siatkę, dobry obyczaj nakazywał powiedzieć „pardon".

- Dzisiaj młodzi mówią „sorry".
- Słyszałem również różne odmiany: sorka, sorki, a nawet Sorewicz. Kiedy ja chodziłem do szkoły, najniższą oceną była dwója, my mówiliśmy na nią z niemieckiego: cwaja, cwajera, cwarejka albo cwajówka. A dzisiaj najgorszą oceną jest jedynka i młodzi mówią z angielskiego: „Dostałem łana".

- Podczas wykładów z równym zapałem mówi pan o koniugacjach i deklinacjach jak i o piłce nożnej. Pana ukochanym klubem jest...
- Ruch Chorzów! Od dzieciństwa kibicuję tej drużynie, czyli od czasów, kiedy grał w niej Gerard Cieślik. W tym sezonie Ruchowi idzie świetnie, ma szansę na mistrzostwo Polski!

- Ale poważnej kontuzji doznał najlepszy strzelec Andrzej Niedzielan. Ma złamaną kość jarzmową.
- Mam nadzieję, że lekarze coś wymyślą i Niedzielan będzie grał w specjalnej masce na twarzy. Czekam z niecierpliwością na mecze na szczycie: z GKS-em Bełchatów i w Pucharze Polski z Legią Warszawa.

- Życzę zwycięstwa i dziękuję za rozmowę.

Ruch Chorzów pokonał GKS Bełchatów 1:0, a w Pucharze Polski wyeliminował warszawską Legię! - red.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska